piątek, 25 września 2015

Chapter 18

      Czas biegnie. Nieubłaganie.
To zabawne, jak szybko upłynęły mi wakacje. Jeszcze nie tak dawno była połowa lipca i letnie dni dopiero się zaczynały, a teraz? Za dwa dni musiałam iść do szkoły i udawać, że wszystko jest tak, jak zawsze. Najbardziej jednak martwiło mnie, że już za tydzień Louis na stałe wyjeżdżał do Londynu. Harry również. Aczkolwiek on dopiero dzisiaj miał wrócić tutaj na te parę dni po swoim ostatnim wyjeździe do miasta, w którym mieszka.
Z Howardem było w porządku. Mama częściej przyprowadzała go do nas na obiady lub kolacje, i sama sporadycznie znikała na całe noce. Tej także miało być tak samo, dlatego zaprosiłam do siebie Louisa. Oczywiście nie planowaliśmy nic robić poza oglądaniem filmów i jedzeniem tych wszystkich niezdrowych rzeczy, przed którymi przestrzegają nas różnego rodzaju spoty.
Do wieczora jednak było daleko, a ja zdecydowałam się zająć kupnem przyborów szkolnych. Miałam pieniądze na wszystkie najładniejsze rzeczy, na jakie kiedyś mogłam tylko popatrzeć. Mama naturalnie wiedziała już o datku od ojca. Musiałam jej powiedzieć po tym, jak zmieniłam zamki. Kazała mi je jak najszybciej wydać, twierdząc, że nie potrzebuje jego pieniędzy na poważniejsze rzeczy. Chciała żeby zniknęły, aby mogła zapomnieć, że w ogóle ojciec się tu pojawił i coś po sobie zostawił.
Zamierzałam zrobić tak, jak powiedziała. Kupiłam wszystko, co było mi potrzebne do szkoły, a potem poszłam na zakupy. Moja garderoba była tak naprawdę skąpa. Owszem, rzeczy były ładne, ale to tylko dlatego, że wolałam kupować droższe i ładniejsze, ale w mniejszych ilościach. W końcu musiałam się jakoś pokazywać na filmikach. Czasami też brałam ciuchy od Mayi, aby nie prezentować się ciągle tak samo. Tylko, że teraz już nie miałam takiej opcji.
Ostatecznie nawet po zakupach zostało mi 200 funtów. Stwierdziłam, że je zachowam. W końcu żyłam z mocnym postanowieniem,  żeby odkładać pieniądze, bo wciąż po cichu marzyły mi się studia i miałam nadzieję, że może uda mi się uzbierać chociaż na 1 semestr, a potem coś się po prostu wymyśli. Jednak coś wydać z tej sumy musiałam. Mama musiała widzieć, że zrobiłam to, o co prosiła. No i przybory szkolne były mi naprawdę potrzebne. W zeszłym roku wykańczałam wszystko, co mi zostało z jeszcze wcześniejszych lat.

Do domu wróciłam dopiero około 17. Mama była w kuchni i cicho chichotała. Kiedy tylko zajrzałam do środka, zobaczyłam Howarda przyciskającego ją do blatu i całującego w szyję. To dosyć uroczy widok, zwłaszcza, że dawno nie widziałam mamy tak szczęśliwej, jednocześnie jednak poczułam się zażenowana i skrępowana, że zastałam ich w takiej sytuacji.
-Cześć, Lilly! – powitała mnie, a Howard zaczął się odsuwać od mamy, kiedy zdał sobie sprawę z mojej obecności.
-Witaj, Lilly – odezwał się mężczyzna.
-Hej – powiedziałam do obojga. – Kupiłam wszystko do szkoły i trochę ciuchów – oznajmiłam, wchodząc do kuchni.
-Co kupiłaś? – zapytała mama, podchodząc do mnie, aby zabrać część rzeczy i postawić na stole.
Zaczęłam po kolei wyciągać wszystkie rzeczy, aby pochwalić się mamie i panu Howardowi. Najpierw pokazałam mamie zwiewną, różową sukienkę. Przyłożyłam ją do ciała i okręciłam się parę razy. Mama zaklaskała radośnie, po czym wyciągnęła biały sweterek. Był on naciągany przez głowę i wyglądał zupełnie jak te, na które jest teraz taka straszna moda, ale był o wiele cieńszy. Na jesień się nada. Wypatrzyłam też czarną spódniczkę z bawełny. Ona, podobnie jak sukienka, nie przylegała mocno do ciała. Kupiłam też trzy koszulki na wyprzedaży: „kup dwie, a trzecią dostaniesz gratis!”. To były zwykłe t-shirty opinające ciało w kolach: czerwony, zielony i granatowy. Każda miała jakiś nadruk. Ostatnia rzeczą był siwy komin.
-No ładne rzeczy kupiłaś – pochwaliła mama. – Wydałaś wszystko?
-Trochę zostało – przyznałam. – Ale niewiele.
-Okej, miej na codzienne wydatki – powiedziała, a ja pokiwałam głową, wiedząc, że nie ruszę reszty tej sumy.
Zabrałam swoje rzeczy i zaniosłam je do pokoju, aby wypakować. Zeszyty i przybory szkolne wylądowały w szafce pod biurkiem, a ubrania poukładałam w szafie.
Jakąś godzinę później przyszedł Louis. Mama jeszcze była, bo razem z Howardem mieli się zebrać dopiero o 19. Wiedziałam, że będzie niezręcznie, ale musiałam otworzyć drzwi i wpuścić chłopaka.
Mama od razu pojawiła się w korytarzu. Przecież musiała poznać chłopaka swojej jedynej córki. Jeśli on nim był, bo oficjalnie nigdy nie zaproponował mi związku. Właściwie nie wiem, czym byliśmy. Dla mnie to wyglądało bardziej na przyjaźń, w której przyjaciele ciągle się całują. Bo, odkąd wróciliśmy z Londynu, nie możemy się od siebie oderwać. Jakoś… spodobało mi się całowanie. Albo to, że moment, w którym nasze usta się spotykają, to jedyny czas, kiedy nie mam żadnych uczuć. Całujemy się i to niezwykle przyjemne, czuję się dobrze, lubię to, ale musiałabym się oszukiwać, że to najważniejszy powód. Po prostu te pocałunki to moja droga do zapomnienia o bożym świecie.
Louis wszedł do środka i od razu uśmiechnął się do mamy.
-Dzień dobry – przywitał się.
-Dzień dobry – odparła.
-Cześć – rzekłam.
-No hej – odpowiedział i pocałował mnie delikatnie w policzek.
Potem podszedł do moje mamy i wciągnął do niej dłoń:
-Jestem Louis i bardzo lubię pani córkę – przedstawił się.
-Dzień dobry, Louis, ja jestem mamą Lilly, jak możesz się domyślić – powiedziała.
Czułam się niezręcznie, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje zażenowanie sięgnęło zenitu, kiedy w progu pokoju pojawił się Howard.
-Witaj, młodzieńcze. Ja jestem Howard – przedstawił się.
-Louis – wytknął rękę w kierunku mężczyzny.
-Ta… - odezwałam się w końcu. – Poznałeś już mamę i jej chłopaka, więc może po prostu chodźmy do mojego pokoju.
-Pewnie – zgodził się i ruszył pierwszy. Zanim jednak ja zdążyłam wejść do środka, mama zatrzymała mnie.
Złapała mnie za nadgarstek, zmuszając jednocześnie, abym się odwróciła.
-Lilly, tylko nie zróbcie tu żadnej głupoty, jak mnie nie będzie – szepnęła do mnie.
-Dokładnie, to by ci zniszczyło życie – poparł ją Howard.
-Spokojnie, nie zamierzamy nic zrobić, przysięgam – mówiłam, będąc jeszcze bardziej skrępowana. Zwłaszcza, że to Howard mnie pouczał. – Mam swoje zasady – dodałam.
-Ja tylko mówię, bo czasem wystarczy chwila, żeby podjąć nieprzemyślaną decyzję – przestrzegała mnie dalej.
-Okeeej. Wszystko będzie dobrze. Będziemy grzeczni – zapewniłam i szybko ukryłam się w swoim pokoju, aby moje policzki nie stały się jeszcze bardziej czerwone.
Kiedy znalazłam się w środku, Louis był już zajęty laptopem. Zapewne szukał już filmu na ten wieczór. Ja zanim zajęłam miejsce na sofie obok niego, dałam swoim policzkom kilka sekund na ostygnięcie i dopiero wtedy usadowiłam się obok.
-Horror czy komedia?
-Horror – odparłam, a wtedy Louis uruchomił wybrany już film. 

Dzień rozpoczęcia się roku szkolnego był najprawdopodobniej najgorszym dniem w moim życiu. Już od samego rana nie zaczęło się dobrze, kiedy po nocy koszmarów, budzik zadzwonił o siódmej rano i obudził mnie, gdy w końcu złe sny odpuściły. Gdybym tylko wiedziała, że budzik będzie najlżejszą z beznadziejnych rzeczy, jaka tego dnia mnie spotka… Wtedy prawdopodobnie nie narzekałabym na niego. Albo wręcz odwrotnie. Robiłabym to, przeklinając go jednocześnie, że pozwolił temu dniu nadejść.
Po kilku minutach wygrzebałam się z łóżka. Zajęłam się poranną higieną, a potem wróciłam do pokoju, aby się ubrać. Założyłam nową bawełnianą spódniczkę i do tego białą, elegancką koszulkę. Wyglądałam odpowiednio, a jednocześnie ubrania nie były sztywne i nie uwierały mnie.
Na śniadanie nie mogłam patrzeć, więc po prostu chwyciłam swoją torebkę i ruszyłam do szkoły. Mojego piekła przez następne 9 miesięcy, aż do ukończenia szkoły. Chociaż w sumie sama nie wiem, czy bardziej wkurzało mnie, że znów zaczął się okres nauki, czy raczej, że skończy się tak szybko i będę musiała iść do pracy
Rozpoczęcie wyglądało tak jak zwykle. Po prostu siedzieliśmy cały dzień, słuchając tego, co mówili do nas nauczyciele. Lekcje trwały krótko, chyba żebyśmy mogli nacieszyć się potem jeszcze trochę ostatnim dniem wakacji.
Ja sama planowałam ułożyć się do snu zaraz po powrocie. Mama spędzała kolejną noc u Howarda, więc nie pomyślałabym, że o 12 rano zastanę ją w domu. Jednak ona tam była. Kiedy tylko ją zobaczyłam, dostrzegłam te skowronki latające wokół jej głowy i szeroki uśmiech sięgający od ucha do ucha. Stała w kuchni, oparta o blat i przyglądała się czemuś, co miała na palcu.
-Hej, mamo – przywitałam się.
-Lilly! Nie uwierzysz jak ci powiem! – oznajmiła, podbiegając do mnie i ściskając mnie na przywitanie.
-Co się stało? – zapytałam, kiedy tak cały czas mnie przytulała, utrudniając powietrzu przepływ do moich ust.
Mama odsunęła się ode mnie i wystawiła mi przed twarz swoją lewą dłoń. Znajdował się na niej piękny złoty pierścionek z ametystem. Już wiedziałam, co to znaczy i zrobiło mi się słabo. Zupełnie jakby dalej mnie ściskała, przez co powietrze straciło kompletnie dostęp do moich płuc. Oparłam się o drzwi wejściowe, które miałam za sobą.
-Howard mi się oświadczył!
-Cieszę się – odparłam, starając się powstrzymać zawroty głowy. – Nie sądzisz jednak, że to za wcześnie? Nie masz jeszcze rozwodu – przypomniałam jej.
-Ale już wyznaczono mi datę! Wczoraj! Za miesiąc będę oficjalnie wolna i dlatego Howard mi się oświadczył i powiedział, że pobierzemy się, jak tylko dostanę rozwód! – świergotała. – Czyż to nie wspaniałe?
-Tak, niesamowicie – odparłam i nogi się pode mną ugięły.
Osunęłam się na ziemię. Na szczęście drzwi, które przylegały do moich pleców, zapobiegły bolesnemu upadkowi. Pewnie i tak bym nic nie poczuła, bo straciłam przytomność. Usłyszałam jeszcze tylko, jak mama woła moje imię.

-Lilly? Co się stało? – zapytała, kiedy tylko otworzyłam oczy.
-Ja… Nie zjadłam śniadania i zakręciło mi się w głowie – blefowałam.
-Lilly! Tyle razy ci powtarzałam, że musisz jeść! – strofowała mnie.
-Tak, tak, wiem, przepraszam – odparłam.
-Zaraz ci zrobię coś do jedzenia, a ty idź do pokoju i posiedź trochę – poprosiła mnie.
Skinęłam tylko głową i poszłam do siebie, czekając na ponowne przybycie matki. Przyszła z dwiema kanapkami z serem i natychmiast mi je dała. Usiadła na krześle obok sofy, prawdopodobnie, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko zjem. Podczas, gdy ja spożywałam posiłek, ona cały czas nawijała mi o ślubie. Robiło mi się niedobrze, ale musiałam przez cały czas jeść, bo mnie kontrolowała. Musiałam także stwarzać pozory, że cieszę się z nią, podczas gdy naprawdę byłam przerażona. To wszystko działo się zbyt szybko. Nie byłam na to gotowa. Nie uporałam się jeszcze z odejściem ojca. Bałam się, jak sobie z tym wszystkim poradzę.
To jednak nie było najstraszniejszą rzeczą tego dnia. Ta najgorsza wydarzyła się dopiero wtedy, kiedy wyszłam do sklepu, aby zrobić zakupy.
Mogłabym być wróżką lub znakomitym znawcą ludzkiej natury, ale czegoś takiego nigdy bym nie przewidziała. Teraz myślę, że chciałabym, wymazać tamto popołudnie z pamięci. Los jednak był nieubłagany i musiałam się zmierzyć z tym, na co najwyraźniej zasłużyłam.

6 komentarzy

  1. wow. ciekawe o co chodzi . :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz umieram z ciekawości i niecierpliwości :( Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja nerwica powiększa się. W takim momencie zakończyć? Toż to grzech!
    A co do rozdziału: należał on do tych spokojniejszych. Nie było tutaj jakiejś szczególnej akcji, ale był on przyjemny.

    Czekamy, czekamy!
    Anani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mam do ciebie małą prośbę. Jaka nuta jest w playerze? ;)

      Usuń
  4. Boję się co strasznego wymyśliłaś, ale to będzie to o czym myślę, czy jest coś jeszcze?
    Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko się wyjaśni, no i skoro zbliżamy się do końca pierwszej części, to niedługo będzie druga, a w niej więcej Harry'ego!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku laska.! Nigdy nie przerywaj rozdziału w takim momencie bo moje bessenne noce staną się jeszcze bardziej bessenne ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń