Specjalnie dla Aggie :)
Okrążyliśmy
galerię już kilka razy. Ja nie mówiłam praktycznie nic, podczas gdy Louis
zapełniał ciszę bezsensowną paplaniną. Naprawdę starałam się go słuchać, ale
kiedy człowiek mówi o błahostkach, podczas gdy w Twojej głowie rozgrywa się
gonitwa myśli, to naprawdę ciężko się skupić.
W
pewnym momencie się zatrzymaliśmy. Louis podszedł do budki z lodami, aby kupić
nam pod dwie gałki. Czekałam na niego w spokoju, podczas gdy jakieś dwie
dziewczyny w oddali zaczęły mi się przyglądać. Jedna nawet wskazała na mnie
palcem, a potem zaczęła coś wymachiwać do drugiej. Ta otworzyła szerzej oczy i
już kilka sekund później obie zmierzały w moim kierunku, jedna wykonując szybki
telefon.
-Lilly?
– chciała się upewnić dziewczyna. Ta, która nie dzwoniła chwilę temu do kogoś.
-Tak,
o co chodzi? – zapytałam, kompletnie nie rozumiejąc.
-O
boże! Lilly! Oglądam cię już od ponad roku! – oznajmiła, będąc realnie
podekscytowana.
-Ja
trochę krócej, ale uwielbiam cię! Jesteś taka prawdziwa w tych filmikach i
poruszasz takie ważne tematy! – stwierdziła druga.
Wtedy
mimowolnie się uśmiechnęłam. W Watford nigdy nie zdarzyło mi się, żeby widzowie
do mnie podchodzili i jeszcze do tego byli tak podekscytowani moją obecnością.
-Dzięki,
miło mi to słyszeć – odparłam.
-Kiedy
będzie nowy filmik? W wakacje jest ich tak mało – mówiła jedna z nich. Nie
miała pretensji, wydawała się bardziej zawiedziona.
-Mam
mały zamęt, kryzys rodzinny i te sprawy – wyjaśniłam w skrócie. – Ale
specjalnie dla was postaram się coś nagrać jeszcze w tym tygodniu – obiecałam.
I
wtedy u mojego boku pojawił się Louis.
-Kto
to? – zapytał, podając mi wafelek z lodami.
-Ee…
- zaczęłam się nagle jąkać. Nie chciałam, żeby Louis już wiedział o mojej
działalności na you tube.
-Jej
fanki! – wykrzyczały chóralnie.
-Fanki?
– zdziwił się i spojrzał na mnie. – Śpiewasz czy coś takiego?
-Nie,
ja… eee…
-Lilly
jest youtuberką – wyjaśniła skrupulatnie jedna z nich. Niższa blondynka, ta
która nie gadała przez telefon.
I
wtedy podeszły do nas jeszcze trzy dziewczyny. Zrozumiałam, że znają się z
tymi, które tutaj stały, bo wymieniały się porozumiewawczymi spojrzeniami. To
do nich dzwoniła ta wyższa!
Zaczęły
lekko piszczeć i przekrzykiwać się nawzajem, zadając mi różnego rodzaju
pytania, na które nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Louis stał z boku
zdezorientowany.
-Zrobisz
sobie z nami zdjęcie? – zapytała w końcu jedna z nich.
-Okej…
-Osobno
z każdą i jedno wspólne, dobrze? – poprosiła inna.
-Nie
ma sprawy – odrzekłam, starając się nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała
to wszystko wytłumaczyć Louisowi. – Mógłbyś? – spytałam chłopaka, jednocześnie
wyciągając do niego rękę z aparatem jednej z nich.
-Jasne
– odrzekł tylko, po czym wziął telefon i zrobił wszystkie sześć zdjęć.
Dziewczyny
jeszcze poprosiły o autografy. Nie miały kartek, ani markera, ale na szczęście
dla nich, ja miałam długopis, a jedna z nich wpadła na to, abym podpisała się
na ich rachunkach. Potem pożegnały mnie czułymi uściskami i odeszły,
spoglądając jeszcze na mnie w drodze do wyjścia.
-Co.
To. Było? – zapytał. – Nie mówiłaś, że masz jakąś działalność w Internecie!
-Bo
nie ma się czym chwalić – odparłam po prostu.
-Proszę
cię! One były tobą oszołomione! – zaoponował. – Jesteś… youtuberką?
-Ta…
chyba można tak powiedzieć.
-Od
jak dawna? – zapytał. – Opowiedz mi o tym!
-Robię
to od trzech lat. Od kiedy tata odszedł. Po prostu gadałam o swoich
przeżyciach. Z czasem udoskonalałam jakość i treść filmików, a wtedy widzów
zaczęło przybywać. I to się po prostu stało częścią mojego świata, mojego
życia. Dodaję zazwyczaj kilka filmików w tygodniu, a gdzieś około miliona ludzi
zawsze ogląda te bzdury i pisze w komentarzu, że im się podobało, albo co by
zmienili, żeby było lepiej – opowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Miliona?!
– wykrzyczał zaskoczony.
-Plus
minus – potwierdziłam.
-I
uważasz, że nie ma się czym chwalić? Gdyby nasz zespół lubiło milion osób,
skakałbym z radości i mówił o tym każdemu, kogo bym spotkał na ulicy! –
oświadczył.
-Ale
ja nie. Wolę, żeby ludzie nie wiedzieli. Nie chcę być traktowana inaczej, bo
robię coś w Internecie i ludzie mnie za to znają – odparłam.
-Okej…
a hajs? Zarabiasz na tym? – zapytał.
-Mogłabym,
ale odmawiam wszystkim. Nie chcę, żeby wyglądało, że robię to dla pieniędzy,
kiedy to po prostu hobby – wyjaśniłam.
-Jesteś
kompletnie szalona! Ale i tak dużo wow! – mówił. Był tak podekscytowany jak te
dziewczyny. Zupełnie nie zachowywał się jak mój Louis. – Nagrywasz pod Nickiem?
-Jak
większość youtuberów – odparłam.
-To
jak na ciebie mówią widzowie?
-Ja
jestem Moon, a kanał nazywa się Sunshine – odparłam.
-To
trochę… kontrowersyjne… księżyc i blask słońca?
-Myślę,
że o to mi chodziło, kiedy miałam 14 lat i zakładałam kanał. Wiesz… Księżyc sam
z siebie nie świeci. Jego poświata to po prostu odbite promienie słoneczne. To
trochę tak, jakbym była spowita w mroku, ale mimo wszystko łapała te blaski
światła, które zostały mi podarowane. Wiele osób też się mnie pytało, dlaczego
ja jestem księżycem, skoro kanał jest blaskiem. Nagrałam nawet o tym osobny
filmik – opowiedziałam.
-Nie
sądzisz, że to może też wyglądać tak, jakbyś kąpała się czyimś blasku? –
zapytał.
-Może,
ale mnie to nie obchodzi. To ja wymyślam, jakie to ma znaczenie, nikt nie może
mi tego narzucić, bo ja jestem autorką tego pomysłu. I dla mnie promienie są
jakby ratunkiem od swojej sfery mroku, takie promyki nadziei – oznajmiłam. - Bez nich nic nie znaczę.
-Okej,
okej, to była tylko sugestia – powiedział.
-Spoko.
Nikt nie rozumie tej nazwy – odparłam. – Tylko Maya wiedziała od początku. Sama
załapała. I kiedyś, kiedy sama zaczęła swoją krótką przygodę z you tubem,
nazwała kanał Moonlight, a sama przybrała imię Sun. To było takie zabawne.
Nazwała się jakby moja nadzieją. Nazwała się słońcem, osobą, która daje mi
światło. A Moonlight… W
sensie właśnie, że ta poświata… że to dzięki niej, że potrafię świecić i
cieszyć się tylko dlatego, że ona daje mi radość. Potem jednak usunęła kanał,
ale to i tak było zabawne i do dziś dobrze to wspominam.
Uśmiechnęłam
się do siebie nieświadomie, zagłębiając się w dawne wspomnienia. Moje oczy
nasiąkły wilgocią, jakby ze wzruszenia, ale nie płakałam. Po prostu te dni
wywoływały u mnie takie emocje. Zwłaszcza, że nie tylko kanał należy do
przeszłości, ale także nasza przyjaźń.
Louis
chyba spojrzał na mnie i dostrzegł uczucia, które się w mnie kołatały, bo
chwycił mnie za rękę i zapytał:
-Tęsknisz
za nią?
-Bardzo,
ale nie mogę nic zrobić, żeby to wszystko jakoś naprawić – odparłam.
-Gdyby
przeprosiła… wybaczyłabyś jej?
-Nie
wiem. Znając życie, pewnie tak. Boję się tylko, że to wszystko zabrnęło już za
daleko i jest za późno na ratunek – opowiedziałam o swoich obawach. - Wiesz?
Był czas, kiedy myślałam, że latam za nią, bo mam tylko ją. Ale teraz jesteś
ty. Dzięki tobie zaczynam rozumieć, że naprawdę ją kocham, że jest moją
najlepszą przyjaciółką niezależnie od tego, czy w moim życiu jest ktoś więcej
niż tylko ona. I z każdym dniem tęsknię za nią coraz bardziej. A jednocześnie
wiem, że nie mogę nawet próbować naprawić naszej relacji. Bo sama tego nie
zrobię, a po tym… po tym co powiedziała mi dziś przez telefon… boje się po
prostu, że ona już by nie chciała, przez co ja tylko jeszcze bardziej bym
podupadła.
-Co
ci powiedziała? – zapytał. Nie wspominałam mu wcześniej o tej rozmowie.
-Pomyślała,
że mogłabym coś próbować z Harrym – odparłam.
Pokiwał
tylko głową, jakby w zamyśleniu. Nie zapytał mnie, czy bym mogła lub czy już to
zrobiłam. To był chyba wyraz zaufania. Nie musiał pytać. Wiedział, że nie. I
zabolało, bo on o tym nawet nie pomyślał, a Maya, którą znam 11 lat, tak.
-Lilly,
a gdybyś mogła, jak za machnięciem magicznej różdżki zmienić jedną rzecz w
swoim życiu, na przykład naprawić relację swoich rodziców, co byś wybrała?
Przez
głowę przebiegło mi milion myśli. Rodzice byli kuszącą propozycją, ale mama
była szczęśliwa już z kimś innym, więc czemu miałabym to zmieniać? Mogłabym też
wybrać studia, za które nie płaciłby ojciec. Albo jakoś naprawić z nim relację,
żeby nie było tak, że olewał mnie przez ostatnie trzy lata. Mogłabym również
zrobić tak, aby być z Harrym, ale… To wszystko wydawało się takie ważne,
jednak… mimo wszystko myślałam głównie o mojej relacji z Mayą. Znałyśmy się 11
lat. Nigdy nie czułabym się dobrze, gdybym wybrała Harry’ego zamiast niej. Poza
tym byłam w związku z Louisem i to był dobry związek, bezpieczny. Czułam się
przy nim swobodnie i wiedziałam, że mogłabym go pokochać, gdyby Harry zniknął w
końcu z mojej głowy. A Maya… wtedy w głowie błysnęło mi wspomnienie…
Retrospekcja
Bujamy się na huśtawkach. Trochę kręci mi
się głowie. Maya mówi, że to przez chorobę lokomocyjną. Wierzę jej, jednak za
bardzo kocham bujaczki, żeby je sobie odpuścić przez lekkie zawroty głowy i ból
brzucha.
Nagle Maya śmieje się donośnie obok mnie.
Spoglądam na nią i posyłam jej swój delikatny uśmiech. Ona odpowiada tym samym.
Błyszczyk, który podkradła mamie, świeci się na jej ustach w kontakcie z promieniami
słońca. Sama wygląda jak słońce. Jest moją najlepszą przyjaciółką, dlatego
zawsze wydaje się taka olśniewająca. Chciałabym być taka jak ona.
-Czemu się śmiejesz? – pytam w końcu.
-Bo jesteś taka blada. Jak księżyc.
Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zasłabnąć, a mimo to bujasz się dalej –
odpowiada.
Wzruszam ramionami, po czym zatrzymuję
bujaczkę, czując, że wszystko we mnie się przewraca. Nie mogę się dłużej bujać.
Muszę zrobić krótką przerwę, aby wszystko we mnie poukładało się z powrotem.
Maya również się zatrzymuje. Zawsze pauzuje
w tym samym momencie, co ja. To taki jej sposób na wsparcie mnie.
-Pójdę po nasz koszyk piknikowy, posiedzimy
teraz trochę – mówi i wchodzi do klatki, aby dostać się do swojego mieszkania i
przynieść nasze rzeczy.
Po chwili wraca z niewielkim wiklinowym
koszykiem w ręku. Ledwo go dźwiga, ale nie poddaje się. Stawia go dopiero na
trawniku pod sosną, tam gdzie zawsze urzędujemy. Wyciąga koc i razem rozkładamy
go na ziemi. Potem wyciągamy nasze ulubione soczki, żelki, truskawki, winogrono
i czekoladę. W środku są jeszcze lalki, ale je zostawiamy na razie w środku.
Kładziemy się na brzuchach na kocu i wpatrujemy się w ludzi przechodzących się
chodnikiem przed nami. Przed nami przechodzi jakaś para, trzymając się za ręce.
-Za rok będziemy miały jedenaście lat.
Będziemy już nastolatkami – oznajmia nagle Maya.
-Nooo… Myślisz, że bardzo się zmienimy? –
pytam, sięgając po żelki.
-Pewnie tak. Będziemy musiały się zacząć
interesować chłopcami – mówi.
-Chłopcy są fuj i dłubią w nosie – skarżę
się. – Na pewno musimy ich kochać?
-Tak, mama mówi, że tak – argumentuje w
niepodważalny sposób. Mamy zawsze mają rację.
-A co jak mój chłopiec będzie jak tata? –
pytam. – Nie chcę być z takim jak tata.
-Nie będziesz. Jesteś za fajna na takiego
chłopaka – odpowiada.
-A co, jak będziemy lubiły jednego chłopca?
– zadaję strasznie dużo pytań, bo wiem, że Maya zna na nie wszystkie
odpowiedzi. Czyta dużo książek, więc wie to wszystko.
-Chłopcami nie wolno się dzielić, więc wtedy
weźmie go ta, która spodoba się jemu – wyjaśnia.
-Dobrze – zgadzam się.
-I nie możemy się nigdy pokłócić o żadnego
chłopca – dodaje.
-Powinnyśmy napisać kodeks, podpisać się
krwią i zakopać, żeby nikt tego nie znalazł tego, nawet my. Żebyśmy nie mogły
go zniszczyć i zerwać umowy – mówię.
Maya kiwa zgodnie głową.
I tak potem zrobiłyśmy. Tylko krew
zastąpiłyśmy sokiem porzeczkowym. Podpisałyśmy się, a obok zostawiłyśmy
porzeczkowy odcisk naszego palca. Nikt jednak nie chciał zakopać słoika z naszą
umową za nas, więc musiałyśmy znać miejsce. Wykopałyśmy metrowy dół obok naszej
sosny. Tam wrzuciłyśmy słoik i zakopałyśmy go.
-Wybrałabym
Mayę – odparłam po chwili zastanowienia. – Definitywnie.
Jeju! Ta retrospekcja była taka urocza, a jednocześnie taka smutna, przez to co się teraz dzieje między Mayą a Lilly.
OdpowiedzUsuńMaya trochę sobie nagrzebała, ale może jeszcze jakoś się pogodną? Chociaż wątpię żeby Lilly wybaczyła jej Louisa... A poza tym wysyłasz ją na drugi koniec świata, więc..
Dobra, odpuszczę sobie moje teorię, bo i tak żadna nigdy się nie spełni.
Rozdział jak zwykle cud, miód i orzeszki, ale to oczywista oczywistość.
Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny <3
Nie mam czasu w tym roku szkolnym na czytanie blogów ale tego nie mogę sobie jakoś odpuścić. Czekam na następny rozdział ♥♡♥
OdpowiedzUsuńKocham ten blog <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie mogłam przeczytać tego rozdziału wczoraj, no, ale cóż... brak internetu nie wybiera. Ale super, że pojawił się w niedzielę, jeszcze tylko czekam aż dojdzie moja petycja o rozdziały pisane perspektywą Harrego i będę szczęśliwa :'D
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, fajny, ale ni będę się rozpisywać zbytnio, gdyż jestem leniwa i zwyczajnie mi się nie chce.
Do następnego x
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę to pisać od nowa, bo mi usunęło. ;__;
OdpowiedzUsuńDaruję sobie te urocze serduszka, które tutaj stały, bo mogę, ott co.
Dzisiaj po raz pierwszy wpadłam na tę stronę i ojejkujezuchnuomgomgloff. Zdobyłaś nową czytelniczkę, ciesz się (albo i nie...).
Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie jest fajne. Bardzo fajne. Może trochę pokręcone i nie jakoś specjalnie na wysokim poziome, ale czyta się przyjemnie i szybko. Ach, mam dla ciebie sugestię. Jak piszesz dialog to dawaj spację po pierwszym myślniku, np:
- Wybrałabym Mayę -
Tak byłoby schludniej i nieco przejrzyściej. Ale to tylko drobna porada/sugestia, więc nie musisz mnie słuchać. ^^
No i cóż... Wymagam kolejnego rozdziału. Olej szkołę, chociaż może lepiej nie, bo edukacja ważną rzeczą. Ale resztę dupereli (np. spotkania) zawal (zobacz, twoje życie jest duperelem, masz miłą czytelniczkę). PISZ, PISZ i jeszcze raz PISZ. Ja będę tupała nóżkami i biła rączkami z niecierpliwości.
Pozdrawiam,
Twoja nowa czytelniczka
Anani.