sobota, 25 lipca 2015

Chapter 9

Wieczorem poszłam do sklepu, aby zrobić zakupy na następny dzień. Moja mama była zmęczona po pracy, dlatego zdecydowałam się ją wyręczyć. Ja i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Brak przyjaciół w końcu swoje robi.
Miałam nadzieję, że Louis odezwie się wieczorem, jednak nie zrobił tego. Uznałam, że po prostu był zajęty, więc nie zawracałam mu głowy. Maya też nie napisała, chociaż tak bardzo pragnęłam, aby to zrobiła. Ja sama nie zamierzałam znów stawiać pierwszego kroku. Już jej powiedziałam, że może na mnie liczyć, a skoro nie zadzwoniła, to znaczy, że nie miała ochoty ze mną rozmawiać. Bolało mnie to, ale już się przyzwyczaiłam trochę. Przecież robiła tak średnio 5 razy w roku. Potem rozwiązywałyśmy nasz konflikt, jeśli można to tak nazwać, bo zazwyczaj opierało się to na tym, że ja po prostu odpuszczałam. Co miałam zrobić? Obrazić się na śmierć i zostać sama? Raczej nie zapowiadało się na to, abym w szkole stała super popularna i miała masę przyjaciół. Jasne, było kilka
osób, z którymi dobrze mi się rozmawiało i byliśmy dosyć blisko, ale jak widać nie na tyle, abyśmy spotykali się w wakacje lub zwierzali sobie z problemów. Ja nie zamierzałam się narzucać i dzwonić pierwsza. I może to było złe podejście, ale było dla mnie lepsze niż perspektywa odrzucenia.
Przerwałam swoje rozmyślenia, kiedy zobaczyłam Matta zmierzającego w kierunku kas z paczką chipsów i colą w rękach. Kiedy mnie dostrzegł, jego chód stał się jakby szybszy. Bez zastanowienia ruszyłam za nim, zostawiając koszyk przy lodówkach z jogurtami.
-Matt! – zawołałam za chłopakiem. – Zaczekaj!
Matt odwrócił się i zaczekał, aż do niego doszłam. Kiedy stanęłam naprzeciw niego, liczyłam, że się ze mną przywita, powie „cześć” czy coś w tym stylu, jednak on milczał. Czekał. Czekał, aż powiem, co mam powiedzieć i pozwolę mu odejść. Do cholery, co ze mną nie tak, że nikt nie chce mi poświęcić nawet pięciu minut?!
-Dawno się nie widzieliśmy – zauważyłam największą oczywistość świata, ale grunt to, żeby tylko jakoś zacząć rozmowę.
-Wiesz… W końcu sporo się zmieniło odkąd wyjechałaś – powiedział.
-Co się zmieniło? Chyba jedynie to, że teraz się ze mną nie witasz – odparłam z nutką sarkazmu. Tak wiele jeszcze nie rozumiałam.
-Maya ci nie powiedziała? – zapytał, a zdziwienie wymalowało się na jego twarzy.
-Co miała mi powiedzieć? – dociekałam. Nie mogłam już wytrzymać tego, że wszyscy wiedzą więcej niż ja.
-Zerwaliśmy ponad dwa tygodnie temu. Naprawdę nic nie wiesz? – był naprawdę zszokowany.
-No… Teraz już wiem – wymruczałam półszeptem. Czułam jak wielki głaz spada na moje serce miażdżąc je i niszcząc doszczętnie.
-Przykro mi, że dowiadujesz się tego w taki sposób – oznajmił.
-Ta… Dlaczego… dlaczego wy… zerwaliście? – musiałam zapytać.
-Myślę, że powinnaś z nią o tym pogadać. Nie ja jestem od informowania cię o szczegółach – oznajmił.
-Masz rację, ale i tak dzięki. Przynajmniej ty jeden byłeś ze mną w ostatnim czasie szczery – oznajmiłam, a przez moją głowę automatycznie przebiegły zamglone oczy Mayi, nieobecny wzrok Louisa i zdystansowane spojrzenie Harry’ego.
-Nie ma sprawy. Trzymaj się – powiedział, a potem po prostu odszedł, zostawiając mnie samą sobie.
Przez pierwsze kilka minut nie wiedziałam, jak się czuć. Współczułam Mayi z powodu rozstania, ale jednocześnie byłam zła, że nic mi nie powiedziała. Jasne, nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak ona, ale przecież mogłabym chociaż spróbować jej pomóc! Dlaczego się ode mnie odcinała? Bo mi nie ufała. Odpowiedź na to pytanie była prosta, jednak ja tak bardzo starałam się ją od siebie odciąć, ale dłużej po prostu nie mogłam. I w tamtym momencie właśnie zadecydowałam, że jestem na nią bardziej wściekła, niż jej współczuję. Sama jest przecież sobie winna, że jest w dołku. Gdyby mi powiedziała, razem mogłybyśmy sobie z tym poradzić, ale nie! Ona ukryła to przede mną i oddaliła się ode mnie. Nic mi nie powiedziała, bo widocznie nie uważała mnie za na tyle zaufaną, żeby prosić mnie o pomoc. Żeby zdradzić, że też ma uczucia – jak każdy człowiek.
Było mi też przykro, ale starałam się to uczucie tłumić właśnie gniewem. Smutek to słabość, a ja nie mogłam znowu być słaba. Już i tak ciągle chodziłam przybita. Nie mogłam się jeszcze dołować myślą, że właśnie traciłam jedyną osobę, jaka jeszcze przy mnie została. Bo traciłam ją. Przecież nie mogłam tego ciągle znosić. Nie mogłam ciągle olewać to, że mnie oszukuje i zataja przede mną siebie, kiedy ja jej mówię o sobie niemalże wszystko. W ogień bym się za nią rzuciła, podczas gdy ona nawet nie pomyślałaby, aby zrobić to samo dla mnie. Miałam już dosyć tego niekończącego się cyklu. Czas to zakończyć. Widocznie mnie pisane jest życie solo. Bez chłopaka, bez przyjaciół, czy jakiejś rozbudowanej rodziny.

Kiedy skończyłam robić zakupy, bez zastanowienia ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. Miałam zamiar pojechać do Mayi i powiedzieć jej, co o tym wszystkim myślę i że nie zniosę dłużej tych wszystkich sekretów, oszukiwania się, oddalania i zbliżania na przemian. To po prostu za dużo dla mnie. Zasługuję chyba w końcu na trochę spokoju.
Kilka minut później dotarłam na osiedle domków na pobrzeżach miasta. Trochę żałowałam, że nie wzięłam samochodu, bo wtedy nie musiałabym tachać tych wszystkich zakupów, które obrywały mi ręce, ze sobą. Znalazłszy się przy właściwej furtce, położyłam siatki ze sprawunkami przy bramie i zadzwoniłam domofonem. Chwilę potem dostrzegłam Mayę przez okno. Kiedy mnie zobaczyła, jej oczy rozszerzyły się, jakby ze strachu. Potem zniknęła. Myślałam, że poszła mnie wpuścić, ale zamiast tego otworzyła drzwi wejściowe i wyszła na zewnątrz. Powoli zmierzała w moim kierunku. Czyli to tutaj miałyśmy się rozprawić. Nie zamierzała mnie nawet wpuścić do środka.
-Coś się stało? – zapytała, co dla mnie zabrzmiało dosyć bezczelnie.
-Tak! Tak, wszystko się stało! Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? Albo czekaj… W ogóle zamierzałaś to zrobić?! – wrzeszczałam.
-Nie rozumiem. O czym ty mówisz? – zgrywała głupią, ale jej głos doskonale wyrażał zdenerwowanie. Tylko odwlekała w czasie chwilę, w której wykrzyczę jej prosto w twarz, że mam dosyć jej głupich gierek.
-Wiem, że zerwałaś z Mattem. Bardzo ci z tego powodu współczuję, ale do cholery! Dlaczego ty mi nie ufasz? Dlaczego? Czy zrobiłam kiedykolwiek coś, co byłoby tego przyczyną?! Zawsze przy tobie byłam, mówiłam Ci wszystko, byłam szczera i lojalna, a nawet nie mogę otrzymać tego samego w zamian! Przecież bym Ci pomogła! – nawet nie zdawałam sobie sprawy, że gdzieś w połowie mojej wypowiedzi zaczęłam szlochać, dopóki nie przestałam krzyczeć.
-O co ci chodzi?! Przecież nie musiałam ci tego mówić! Nie mam takiego obowiązku! – odpowiedziała pięknym za nadobne. Czyli jak zawsze. Jej najlepszą obroną jest atak. Zaraz zrobi ze mnie winną. 
-Jasne, że nie masz, ale chyba się przyjaźnimy, czy już nie? Bo sama nie wiem. Wysyłasz mi sprzeczne sygnały – mój głos stał się teraz cichszy, jednak przepełniony jadem i sarkazmem.
-Odwal się ode mnie! Zanim zaczniesz mi coś wyrzucać, zastanów się, czy sama jesteś święta! Zostałaś na wsi tydzień dłużej, nawet mi o tym nie powiedziałaś! Gdybyś wróciła wtedy, byłabyś ze mną, kiedy rozstałam się z Mattem! – wykrzyczała mi prosto w twarz. Zaczęło się. Zwalanie winy jedna na drugą. Tylko, że jej słowa nie miały sensu. I tak by mi nie powiedziała.  Jakby chciała mi się zwierzyć, napisałaby sms’a, że musimy pogadać, a wtedy ja bym wróciła. Właśnie tak było, kiedy zachowywałyśmy się jak normalne przyjaciółki, a nie tak jak teraz.
-Wróciłabym, gdybyś tylko mi powiedziała, że mnie potrzebujesz! – powiedziałam coś, co powinna wiedzieć.
I wtedy zawiał silniejszy wiatr. Jej włosy pofrunęły gwałtownie do tyłu, odsłaniając jej szyję. I zobaczyłam to, co tak starannie ukryła, kiedy tu przyszłam. Nawet nie zauważyłam, że jej włosy są zarzucone na jedną stronę. Przecież nigdy ich tak nie nosi. Ale teraz tak. Jej skórę zdobił fioletowy siniak. Efekt zbyt mocnego przyssania się cudzych ust. Ale nie ust Matta. Był ktoś inny.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam wiedzieć, z kim się spotyka, ale wtedy na schodach u progu drzwi jej domu pojawił się Harry. Miałam odpowiedź na moje niezadane pytanie. Wszystko było jasne.
Łzy przestały mi płynąć, nie miałam już nawet siły płakać, bo po prostu gdzieś w środku się rozpadłam. Ona spotykała się z kolesiem, który wpadł mi w oko. Nie miałam pojęcia, że to tak zaboli. Może dlatego, że miałam nadzieję, że Louis zmienił moje spojrzenie na tego chłopaka, ale chyba jednak nie. Przez głowę przebiegła mi myśl, że sto razy bardziej wolałabym tam zobaczyć jego, niż Harry’ego. 
-Jesteś chora! – wrzasnęłam nagle na Mayę. – Myślisz, że to jest rozwiązanie problemu? Że tak pozbędziesz się bólu po zerwaniu?! No to życzę ci powodzenia!
Nie miałam już nawet siły na to patrzeć. Chwyciłam swoje zakupy i ruszyłam w kierunku, z którego przyszłam. Kiedy jechałam do Mayi, bałam się, że może przegnę, ale teraz wiedziałam, że to ona przesadziła. Jak mogła?! Jak?! Przecież wiedziała! Musiała wiedzieć! Zawsze wiedziała, kiedy jakiś chłopak mi się podobał! Czasami wiedziała, nawet zanim ja wiedziałam! Zawsze, kiedy mi pierwszej spodobał się chłopak, starała się odpuścić. Przynajmniej dopóki on nie wyraził nią większego zainteresowania. Teraz się nawet nie wysiliła. Po prostu wiedziała, że i tak by wygrała, więc po co ma się hamować? Jestem przecież tylko nieporadną dziewczynką, która nigdy nie będzie umiała się z nikim ustawić.
Nienawidzę jej. 
To już koniec.
Definitywnie.

Wróciłam do domu i starałam się udawać, że nic się nie stało, aby mama nie zauważyła. Wypakowałam zakupy i nawet włączyłam radio, żeby skoczna muzyka zagłuszała moje myśli i poprawiała nastrój.
-Lilly, co robisz w weekend? – zapytała mama, kiedy tylko weszła do kuchni.
-Nic, przecież wiesz – odparłam, wzruszając ramionami i sięgając po gazetkę z Tesco. Planowałam skupić na niej wzrok, żeby matka nie mogła spojrzeć mi w twarz i zauważyć, jak mocno roztrzęsiona jestem.
-Myślałam, że może umówiłaś się z Mayą – powiedziała. Nie myślałam, że usłyszenie jej imienia, może być dla mnie takim ciosem – albo z tym chłopcem, co ostatnio.
-Nie, na razie jestem wolna – starałam się mówić opanowanym głosem. – A czemu pytasz?
-Chciałabym ci kogoś przedstawić – poinformowała mnie.
-Kogo? – zapytałam zaintrygowana i wtedy pierwszy raz na nią spojrzałam. Miałam nadzieję, że przy tym beznadziejnym świetle nie dostrzeże moich czerwonych oczu.
Mama usiadła naprzeciwko mnie i wzięła głęboki oddech. Poczułam się lekko zaniepokojona i zdenerwowana, ale starałam się zachować spokój. Miałam chyba już dosyć emocji jak na jeden dzień. Jeszcze nigdy nie przeżyłam ich tak dużo i tak różnych w ciągu 24 godzin.
-Twój ojciec porzucił nas już trzy lata temu… Chyba rozumiesz, że już… pozbierałam się po jego odejściu – zaczęła w dosyć specyficzny sposób. – Kilka miesięcy temu poznałam Howarda. Spotykamy się. Chyba szykuje się coś poważniejszego, dlatego pomyślałam, że już czas was poznać – poinformowała mnie, a ja po prostu skamieniałam. Nie wiedziałam kompletnie, jak mam zareagować.
-Jaki… Jaki on jest? – zdecydowałam się w końcu zapytać.
-Jest dla mnie dobry. Jest miły i lubi dzieci. Nawet o tym nie wiesz, ale bardzo pomógł nam w ostatnim czasie. Wtedy, kiedy straciłam pracę 8 miesięcy temu, to on wyciągnął do mnie rękę. Dzięki niemu mamy teraz za co żyć – powiedziała. – Ogólnie pochodzi z Ameryki i jest ode mnie 7 lat starszy – oznajmiła.
-Nie ma żony ani dzieci?
-Jest po rozwodzie. Ma syna dwa lata od Ciebie młodszego. On też zjawi się w sobotę na kolacji. Jest akurat w odwiedzinach u ojca. W roku szkolnym mieszka z matką w Ameryce  – powiedziała. – Czy… jest jeszcze coś, co chciałabyś wiedzieć? – zapytała.
-Nie, nic… Ja… Po prostu jestem w szoku. Nigdy… Nigdy nie spodziewałam się, że pojawi się ktoś po tacie… A co będzie z nim? Przecież nie macie rozwodu – zauważyłam.
-Howard pomoże mi złożyć wniosek. Nasze małżeństwo i tak już tak naprawdę się rozpadło, więc to tylko formalność – powiedziała.
-To znaczy… że tata niedługo przyjedzie? – zapytałam. Sama nie wiem, po co. Chyba trochę jednak tęskniłam za ojcem. Nie widziałam go od trzech lat, poza tym jednym razem, kiedy przyjechał, ustalił z mamą wartość alimentów, a potem znów zniknął. Od tamtej pory nie mam z nim kontaktu. Nie dzwoni, nie pisze. Dostaję tylko kartki na święta i urodziny, wypisane pięknym kobiecym pismem, które zdecydowanie nie należy do ojca. Jestem pewna, że kogoś ma i że to ten ktoś tak naprawdę jest na tyle dobry, że pamięta o mnie za niego. 
-Tak, ale nie musisz się martwić. Nie będziesz musiała się z nim spotkać, jeśli nie będziesz chciała – powiedziała.
-Okej – odparłam. – Ja… Chyba pójdę się położyć. Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie.
I naprawdę musiałam. Nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego. Szkoda tylko, że mama musiała wyskoczyć z tym dzisiaj. Wolałabym, aby powiedziała mi jutro, kiedy trochę ochłonęłabym po aferze z Mayą. To wszystko… to za dużo na jeden dzień. Poranne spotkanie, film z Louisem, wyjawienie prawdy przez Matta, kłótnia z Mayą i jej związek z Harrym, a teraz jeszcze nowy facet mamy i rozwód. Dlaczego wszystko zwala się na mnie jednego dnia? Przecież ja chyba będę potrzebowała miesięcy, żeby to wszystko przetrawić.
Wróciwszy do pokoju, od razu położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Sama już nie wiem, dlaczego. Chyba z powodu wszystkich tych rzeczy. Żałowałam tylko, że ta sytuacja z Mayą wynikła teraz, bo tak bardzo potrzebowałam z nią porozmawiać, ale nie mogłam.
Wszystko było do dupy.

7 komentarzy

  1. Jak mi jest jej szkoda :( Została prawie sama. Tylko tak strasznie ciekawi mnie co jest nietak z Mayą...

    PS. W trzeciej części rozdziału, w 4 wersie powinno być chyba imię Lilly?

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Ja się tu prawie poryczałam! Maya zachowała się jak skończona suka! Zrzuca wszystko na Lilly,a nawet nie raczyła powiedzieć jej o zerwaniu z Mattem i związku z Harrym? Jak dla mnie to ona może w każdej chwili lecieć do Ameryki, a najlepiej na Alaskę żeby ją niedźwiedzie zjadły (chociaż nie mam pewności czy tam są niedźwiedzie, ale w każdym razie by spotkało ją coś bardzo niedobrego!) Tak strasznie współczuje Lilly, a to przecież jeszcze nie koniec jej problemów spowodowanych przez "najlepszą przyjaciółkę". Na początku Maya była taka zdenerwowana, więc na pewno myślała, że Lily chodzi "o sprawę z Lou"...
    Czemu zepsułaś mój wspaniały pomysł aby Harry był bratem Lilly? A skoro syn Howarda jest młodszy to raczej nie Harry... A mogło być tak pięknie!!

    Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą częściej, bo już nie mogę się doczekać aż poznamy syna Howarda (chociaż to nie Harry).

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z komentarzem wyżej, Maya to suka, jedzie na kilometr! W ogóle okazuje się, że większość postaci jest tak strasznie sukowata! Harry - bo umawia się z Mayą i jest jakiś taki dziwny, po prostu go nie lubię, Maya - bo jest straszną egoistką, nie powiedzieć własnej przyjaciółce o tym, że zerwała z chłopakiem i jeszcze obarczać ją winą za to, że została u dziadka i babci? Zdzira po prostu! No i nie mogę pominąć Louisa - tak go kochałam! Był dla mnie idealny. Zabawny, przystojny, szarmancki, nieprzewidywany, nie mogę powiedzieć, że skromny bo bym skłamała :D
    Jestem ciekawa osobowości nowego faceta jej mamy, nie wiem czemu mnie to interesuje, nie wiem też czy zrobisz z niego jakąś większą postać (jakieś dodatkowe problemy) czy tylko będzie jakimś tam drobiazgiem. No i on ma też przecież syna! O maj gasz! :o On ma syna, czy coś się święci? Proszę, oby tak!
    A głównej bohaterki mi trochę żal, no dajta jej ludzie jakieś faceta, od razu jej się lepiej zrobi! xd
    Czekam na następnyyyyyyyyyy:) x
    + zostawiam ci link do mojego bloga, wpadnij jeśli chcesz ;) http://cripple-niallhoran.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki jest tytuł piosenka, która jest puszczana w tle? Bo za cholerę nie mogę sobie przypomnieć tytułu ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wherever you are - 5sos

      Usuń
    2. Rzeczywiście :) A ja chodziłam, nuciłam melodię i jeden wers i nie wiedziałam co to :D
      Dziękuję <3

      Usuń