Między mną a Louisem panowała cisza, zakłócona jedynie krokami naszych stóp oraz kroplami deszczu, które zaczynały padać z nieba i uderzać o taflę kałuż powstałych już wcześniej.
Kątem oka zerknęłam na chłopaka, który wydawał się chcieć coś powiedzieć. Jego usta były przez moment otwarte, jednak po chwili je zamknął i nie wypowiedział ani słowa. Ja nie zapytałam. W tamtej chwili bardziej głowiło mnie to, co działo się z Mayą, a jakoś nie przypuszczałam, że Louis mógł chcieć powiedzieć coś, co było z nią związane. Z nią i jej zachowaniem.
Dotarliśmy pod mój dom, nie wypowiadając ani jednego słowa po drodze. Moje spodnie rozdarły się trochę bardziej, jednak dotrwały, a dzięki bluzie chłopaka nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Zaprosiłam go do środka, więc oboje wdrapaliśmy się na trzecie piętro. Otworzyłam drzwi i nie zastałam nikogo w środku. Moja mama była w pracy, więc mieszkanie ziało pustkami. W korytarzu zapaliłam światło, aby rozświetlić mrok spowodowany pogodą na zewnątrz, jednak nic to nie dało. Zrobiło się po prostu żółto, więc zgasiłam je z powrotem.
W progu zdjęliśmy buty, a potem weszliśmy do mojego pokoju. Zielony kolor ścian dodawał trochę życia, jednak pogoda i tak skutecznie niweczyła ten niewielki efekt.
-W porządku? - w końcu Louis zdecydował się zapytać.
-Tak, dlaczego miałoby nie być?
-No nie wiem... Przez Mayę? - zasugerował.
-Jest okej, ona czasami miewa humory - odparłam i podeszłam do swojej szafy, aby znaleźć w niej jakieś spodnie na zastępstwo tych, które miałam na sobie.
-Humory?
-Taaa... Można to tak nazwać - powiedziałam i wyjęłam z półki fioletowe spodnie z cienkiego materiału. - Za chwilę wracam - oznajmiłam, po czym skierowałam się do łazienki, aby się przebrać.
W łazience usiadłam na podłodze i odgarnęłam włosy do tyłu. Głowę oparłam na rękach, które wspierały się na kolanach i tak patrzyłam na zielone płytki, które miałam pod sobą. Zdaje się, że to wszystko po prostu mnie przerastało. Przerastało mnie wszystko, co było złe i miało związek z Mayą. Zawsze nadmiernie reagowałam na nasze sprzeczki i konflikty, a już zwłaszcza na ciche dni. Była moją jedyną bliską przyjaciółką i tak bardzo bałam się ją stracić. Zwłaszcza, że ona zawsze była bardziej niezależna niż ja.
Po chwili jednak ogarnęłam się. Wstałam i zmieniłam spodnie, a potem poszłam porwane zanieść prosto do kosza. Było mi ich trochę żal, bo to były moje ulubione, ale trudno. Powinnam się przyzwyczaić, że pech lubi chodzić ze mną w parze. Czasami można by powiedzieć, że on jako jedyny przy mnie trwa.
Wróciłam do swojego pokoju. Louis stał przy oknie i wpatrywał się w ramki ze zdjęciami ustawione na parapecie. Na wszystkich zdjęciach rutynowo powtarzały się trzy osoby - ja, Maya i mama. Na jednym jestem z mamą, na drugim z Mayą, na trzecim jesteśmy we trzy, a na czwartym znów ja i Maya sprzed dobrych kilku lat.
-Nie mam zbyt wielu przyjaciół - powiedziałam, kiedy chłopak cały czas nie odwracał wzroku od zdjęć.
-Ja też nie jestem w nich super obłowiony - odparł i odwrócił się twarzą do mnie.
-Masz zespół - zauważyłam. - To już 3 osoby więcej niż ja.
-Tak, mam zespół, ale nic poza tym. Niby wszyscy mnie lubią i ja lubię wszystkich, ale gdybym tak musiał poprosić kogoś o pomoc... niewiele zostałoby z tej gromady - powiedział.
-Kiedy Maya się ode mnie odwraca... Zostaję z niczym. Jeśli się z nią pokłócę, mogę porozmawiać jedynie ze ścianą - odparłam. - Dlatego tak nienawidzę, kiedy coś wchodzi pomiędzy nas.
-To zrozumiałe - orzekł. - Zawsze możesz przyjść z problemem do mnie. Nie znamy się długo, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
-Dzięki - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie do chłopaka. Czy Bóg w końcu nauczył się mnie kochać i zesłał mi z nieba w nagrodę tego chłopaka?
-Więc? Czemu tak przejmujesz się teraz Mayą? - zapytał.
Zawahałam się. Czy mogłam mu się zwierzyć? Ledwo się znaliśmy. Wiem, był miły i nawet zaproponował, że chce mi pomóc, ale może zrobił to dlatego, że sympatyczność mu kazała? A może kierował nim jakiś inny motyw? Może chciał mnie poznać, a potem wyszydzać mnie razem z Harrym? Nie. To niemożliwe. Mili ludzie tak nie robią.
-Pamiętaj, że mieliśmy być przyjaciółmi dla siebie - przerwał moje rozmyślenia.
-Ja... Po prostu... - jąkałam się. W końcu wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się odpowiedzieć. W końcu ja też zasługiwałam na to, aby się komuś zwierzyć. - Ona jest jedyną przyjaciółką jaką mam. Za każdym razem, kiedy tak milczy, czuję, że się oddalamy, bo wiem, że za fasadą tej ciszy kryje się coś dużego. Coś co ma wpływ na jej samopoczucie lub coś, co będzie miało wpływ na naszą przyjaźń, jeśli powie. I to mnie martwi, tego się boję. Bo nigdy nie wiem, co to, a potem, gdy się dowiaduję, a zawsze się dowiaduję, to po prostu eksploduje mi w twarz. I nie wiem, co z tym zrobić. Czasami czuję, że powinnam być bardziej zła, niż jestem, że nie powinnam wybaczać tych niektórych rzeczy, ale zawsze to robię. Bo po prostu nie chce być sama. Poza tym... zależy mi na niej jak na siostrze i... ona jest dla mnie jak siostra, a ja nie chce tracić rodziny, która i tak już nie jest zbyt duża. Bo jestem tylko ja i mama. Ja i rodzice mamy, ja i sporadycznie rodzice taty. Nie ma nikogo innego, nikogo na kim mogłabym się tak naprawdę podeprzeć. Kiedy nie ma jej, kiedy moja mama pracuje, nie mam nawet do kogo się odezwać. Wtedy czasem dzwonię do dziadków, ale oni są tak daleko... Nie zrozumieliby mnie, bo w sumie słabo się znamy, co wynika z małej ilości spotkań. Dlatego często bywam sama, topię się i duszę własną samotnością. Nienawidzę jej. A Maya jest jedyną osobą, która pomaga mi to wszystko przetrwać. Bo tylko ją mam zawsze. No... Prawie zawsze.
-Masz strasznie niską samoocenę, wiesz? To, że Maya jest od zawsze nie znaczy, że nie możesz myśleć, że inni ludzie są twoimi przyjaciółmi. Gdybyś tak bardzo nie skupiała się na pogoni za nią, wtedy, gdy ona ucieka, mogłabyś spotkać naprawdę wiele ciekawych ludzi, którzy też mogliby cię polubić. Którzy chcieliby cię posłuchać. Nie musisz zawsze rozwiązywać swoich problemów sama - powiedział.
-Na razie jesteś pierwszym po Mayi, który zaoferował się mnie wysłuchać - orzekłam, spuszczając wzrok na swoje splecione palce dłoni.
-Nie możesz czekać na to, aż ktoś ci to zaoferuje. Sama pytaj, czy możesz się zwierzyć. W ten sposób rodzą się przyjaźnie - odparł.
-To nie takie proste - powiedziałam. - Całe życie trzymałam się z Mayą, nie jestem pewna, czy teraz potrafię gadać z kimkolwiek innym.
-Ze mną potrafisz - zauważył.
-Bo jeszcze nie zdążyłam cię do siebie zrazić. Harry'ego znam trzy tygodnie i już mnie nie lubi - zauważyłam.
-Samokrytyczna i jeszcze pesymistka, to wyjaśnia większość twoich problemów - jego słowa były słodko-kwaśne, co dawało mi do zrozumienia, że jest to żart, jednak kryjący w swej zawartości ziarenko prawdy.
-Pewnie tak - zgodziłam się.
-Zróbmy coś fajnego, żebyś się rozluźniła i przestała myśleć o Mayi - zasugerował chłopak.
-Nie powinniśmy do nich wrócić? W sensie do Mayi i Harry'ego? - zapytałam.
-A czy powiedzieliśmy im coś takiego? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a kiedy ja pokręciłam przecząco głową, znów się uśmiechnął. - Co powiesz na dobrą komedię? - zaproponował, po czym podszedł do laptopa, który stał na moim biurku i uruchomił go.
-Dobra komedia nigdy nie jest zła - mruknęłam, a on się roześmiał, choć nie powiedziałam w sumie nic zabawnego. Gdzieś w głowie ukradkiem przebiegła mi myśl, że jeśli chłopak śmieje się z nieśmiesznych żartów dziewczyny to znaczy, że mu się podoba. Zrobiło mi się ciepło w środku.
Otrząsnęłam się jednak z tego uczucia i kiedy Louis szukał czegoś godnego obejrzenia w komputerze, ja poszłam nam zrobić popcorn. Jego zawsze było w moim domu pod dostatkiem. Wspólne jedzenie go przy każdej okazji to taki mały rytuał tylko mój i mamy.
-Zwykły, maślany czy serowy? - krzyknęłam do Louisa z kuchni.
-Maślany! - odpowiedział tak samo głośno jak ja.
Wyjęłam odpowiednią paczuszkę i rozdarłam ją, a potem wsadziłam ziarna kukurydzy schowane w papierowej torbie do mikrofali na trzy minuty. Zastanawiałam się, czy nie wstawić od razu drugiej paczki, ponieważ jedna nigdy nie wystarcza na cały film. Szybko jednak zdecydowałam, że, jeśli zabraknie nam popcornu, to dopiero wtedy go dorobię.
Gdy mikrofala piknęła, wyjęłam z niej popcorn i delikatnie rozkleiłam paczkę, aby się nie poparzyć. Zawartość wsypałam do kolorowej miski i wróciłam do pokoju, gdzie Louis już uruchamiał jakiś film.
Usiedliśmy razem na mojej sofie, chłopak miał na kolanach laptopa, ja zaś popcorn, który podjadaliśmy przez cały czas podczas seansu. Jakoś po 12 minutach filmu musiałam pójść dorobić kolejny, ponieważ ten poprzedni już się skończył. Louis droczył się ze mną i nie chciał wyłączyć filmu, manipulując mnie w ten sposób do szybszego robienia popcornu. Nawet lekko poprawił mój humor, choć i tak czułam się strasznie dobita Mayą i tym, co się z nią działo, a o czym nie wiedziałam.
Podczas najciekawszej sceny filmu byliśmy naprawdę skupieni na ekranie. Zaraz prawda miała wyjść na jaw, a my oczekiwaliśmy tego momentu od samego początku filmu. Zwłaszcza, że spodziewaliśmy się przy tym masy śmiechu, bo komedia okazała się naprawdę dobra. I wtedy mój laptop zawołał o nową dostawę energii. Szybko rzuciłam się na podłogę, aby złapać ładowarkę i podłączyć ją do urządzenia. Już wsadziłam wtyczkę do gniazdka i podałam Louisowi łącze do laptopa, kiedy ten nagle się wyłączył.
-Nie! - zawył Louis, natomiast ja się lekko zaśmiałam. - I co się śmiejesz? To twoja wina! - zarzucił mi, a ja od razu zorientowałam się, że właśnie zaczyna się nasza gra słów. Czasami bywała lepsza, niż te tandetne komedie, które lecą w telewizji.
-Moja? Laptopa się zawsze podłącza do prądu, kiedy się go włącza! - odbiłam piłeczkę, po czym zagryzłam wargę, aby nie zacząć się śmiać.
-Okej, okej! Zwalaj winę na mnie! - udawał obrażonego.
Zachichotałam, a potem rzuciłam w niego popcornem, który postawiłam na podłodze obok siebie, kiedy podłączałam laptopa do prądu.
-Tak chcesz się bawić?
I wtedy się zaczęło. Louis dorwał się do miski z popcornem i zaczął we mnie rzucać prażoną kukurydzą. Ja natomiast nie pozostawałam mu dłużna. W ten oto sposób zmarnowaliśmy cały popcorn, który został jeszcze w misce. Jedyny, który jeszcze ocalał, to ten w naszych włosach. I mimo że zrobiliśmy straszny bałagan, śmialiśmy się do rozpuku.
-Więcej do ciebie nie przychodzę, nie lubię przebywać w bałaganie - oznajmił, a ja tylko ponownie się zaśmiałam i uderzyłam go lekko w ramię.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u mnie, a potem Louis dostał sms'a i po prostu wyszedł, oznajmiając, że mu się spieszy. Nie zapytałam o nic. Chciałam, ale wyraźnie widziałam, że chłopak nie ma ochoty mi powiedzieć. Poza tym bałam się, że zbytnia dociekliwość go ode mnie odstraszy, a ja nie mogłam, po prostu nie mogłam, stracić jedynej osoby, która się mną zainteresowała. Tak sama z siebie.
Maya
-Co tak długo? - zapytałam, kiedy Louis w końcu się pofatygował do parku.
-Oglądaliśmy film - wyjaśnił, a ja westchnęłam, czując nie tyle irytację, co ból w klatce piersiowej. Wiedziałam, że nie postępuję w okej, ale chyba nie miałam też do końca pojęcia, jak bardzo źle. Żyłam w przeświadczeniu, że przecież chcę dobrze.
-Okej - odparłam.
-Wisisz mi kupę hajsu - oznajmił nagle.
-Wiem - powiedziałam, już wyciągając z torebki portfel, w którym trzymałam pieniądze. Wypłaciłam je z książeczki. Tata kazał mi je wybrać wtedy, gdy będą naprawdę potrzebne. No i wtedy były. Choć on by tego nie zrozumiał...
Wyciągnęłam kilka setek i podałam je chłopakowi. Wziął je i odliczył.
-To za dużo - powiedział. Przynajmniej był uczciwy.
-Na zaś - oznajmiłam.
Chłopak uśmiechnął się i schował banknoty do tylnej kieszeni spodni.
-Miło się robi z tobą interesy, panno Watson - powiedział. Jakaś część mnie w środku chyba obumarła, ale mimo to, nie miałam odwagi skończyć tego, co zaczęłam. Może dlatego, że wiedziałam, że będzie to miało marny skutek dla mnie?
-Nie popieram tego, co robisz, wiesz to, prawda? - Harry dał znać o swojej obecności. Przez moment naprawdę zapomniałam, że przez cały czas siedział obok. Byłam zbyt zajęta swoimi wyrzutami sumienia.
-Wiem - przytaknęłam. - Ale ja muszę. Poza tym nikt się nigdy o tym nie dowie.
-Zobaczymy - mruknął pod nosem, ale go zignorowałam. Wiedziałam przecież, że mnie nie wyda.
-Wyluzuj, Harry, to nie pierwszy raz - Louis przypomniał chłopakowi, jednocześnie wzruszając ramionami.
-Maya, nie możesz tego robić, proszę cię. Skończ, póki nie jest za późno - Harry mówił do mnie błagalnie, ale nie zamierzałam go posłuchać.
-Oboje wiemy, że już jest za późno - powiedziałam.
Harry tylko westchnął w geście frustracji, a potem wstał z ławki i ruszył w kierunku oczka wodnego, znajdującego się kilka metrów dalej. Nie poszłam za nim. Tylko byśmy się pokłócili, a tego nie chciałam. I tak miałam już bardzo dużo na głowie.
-Nie przejmuj się, zawsze taki jest w tej kwestii - oznajmił Lou, a ja pokiwałam głową, choć tak naprawdę nie bardzo go słuchałam.
W głowie miałam tylko jedną myśl, która w sumie była bardziej przeczuciem: to wszystko nie może skończyć się dobrze. To po prostu niemożliwe.
Kątem oka zerknęłam na chłopaka, który wydawał się chcieć coś powiedzieć. Jego usta były przez moment otwarte, jednak po chwili je zamknął i nie wypowiedział ani słowa. Ja nie zapytałam. W tamtej chwili bardziej głowiło mnie to, co działo się z Mayą, a jakoś nie przypuszczałam, że Louis mógł chcieć powiedzieć coś, co było z nią związane. Z nią i jej zachowaniem.
Dotarliśmy pod mój dom, nie wypowiadając ani jednego słowa po drodze. Moje spodnie rozdarły się trochę bardziej, jednak dotrwały, a dzięki bluzie chłopaka nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Zaprosiłam go do środka, więc oboje wdrapaliśmy się na trzecie piętro. Otworzyłam drzwi i nie zastałam nikogo w środku. Moja mama była w pracy, więc mieszkanie ziało pustkami. W korytarzu zapaliłam światło, aby rozświetlić mrok spowodowany pogodą na zewnątrz, jednak nic to nie dało. Zrobiło się po prostu żółto, więc zgasiłam je z powrotem.
W progu zdjęliśmy buty, a potem weszliśmy do mojego pokoju. Zielony kolor ścian dodawał trochę życia, jednak pogoda i tak skutecznie niweczyła ten niewielki efekt.
-W porządku? - w końcu Louis zdecydował się zapytać.
-Tak, dlaczego miałoby nie być?
-No nie wiem... Przez Mayę? - zasugerował.
-Jest okej, ona czasami miewa humory - odparłam i podeszłam do swojej szafy, aby znaleźć w niej jakieś spodnie na zastępstwo tych, które miałam na sobie.
-Humory?
-Taaa... Można to tak nazwać - powiedziałam i wyjęłam z półki fioletowe spodnie z cienkiego materiału. - Za chwilę wracam - oznajmiłam, po czym skierowałam się do łazienki, aby się przebrać.
W łazience usiadłam na podłodze i odgarnęłam włosy do tyłu. Głowę oparłam na rękach, które wspierały się na kolanach i tak patrzyłam na zielone płytki, które miałam pod sobą. Zdaje się, że to wszystko po prostu mnie przerastało. Przerastało mnie wszystko, co było złe i miało związek z Mayą. Zawsze nadmiernie reagowałam na nasze sprzeczki i konflikty, a już zwłaszcza na ciche dni. Była moją jedyną bliską przyjaciółką i tak bardzo bałam się ją stracić. Zwłaszcza, że ona zawsze była bardziej niezależna niż ja.
Po chwili jednak ogarnęłam się. Wstałam i zmieniłam spodnie, a potem poszłam porwane zanieść prosto do kosza. Było mi ich trochę żal, bo to były moje ulubione, ale trudno. Powinnam się przyzwyczaić, że pech lubi chodzić ze mną w parze. Czasami można by powiedzieć, że on jako jedyny przy mnie trwa.
Wróciłam do swojego pokoju. Louis stał przy oknie i wpatrywał się w ramki ze zdjęciami ustawione na parapecie. Na wszystkich zdjęciach rutynowo powtarzały się trzy osoby - ja, Maya i mama. Na jednym jestem z mamą, na drugim z Mayą, na trzecim jesteśmy we trzy, a na czwartym znów ja i Maya sprzed dobrych kilku lat.
-Nie mam zbyt wielu przyjaciół - powiedziałam, kiedy chłopak cały czas nie odwracał wzroku od zdjęć.
-Ja też nie jestem w nich super obłowiony - odparł i odwrócił się twarzą do mnie.
-Masz zespół - zauważyłam. - To już 3 osoby więcej niż ja.
-Tak, mam zespół, ale nic poza tym. Niby wszyscy mnie lubią i ja lubię wszystkich, ale gdybym tak musiał poprosić kogoś o pomoc... niewiele zostałoby z tej gromady - powiedział.
-Kiedy Maya się ode mnie odwraca... Zostaję z niczym. Jeśli się z nią pokłócę, mogę porozmawiać jedynie ze ścianą - odparłam. - Dlatego tak nienawidzę, kiedy coś wchodzi pomiędzy nas.
-To zrozumiałe - orzekł. - Zawsze możesz przyjść z problemem do mnie. Nie znamy się długo, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
-Dzięki - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie do chłopaka. Czy Bóg w końcu nauczył się mnie kochać i zesłał mi z nieba w nagrodę tego chłopaka?
-Więc? Czemu tak przejmujesz się teraz Mayą? - zapytał.
Zawahałam się. Czy mogłam mu się zwierzyć? Ledwo się znaliśmy. Wiem, był miły i nawet zaproponował, że chce mi pomóc, ale może zrobił to dlatego, że sympatyczność mu kazała? A może kierował nim jakiś inny motyw? Może chciał mnie poznać, a potem wyszydzać mnie razem z Harrym? Nie. To niemożliwe. Mili ludzie tak nie robią.
-Pamiętaj, że mieliśmy być przyjaciółmi dla siebie - przerwał moje rozmyślenia.
-Ja... Po prostu... - jąkałam się. W końcu wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się odpowiedzieć. W końcu ja też zasługiwałam na to, aby się komuś zwierzyć. - Ona jest jedyną przyjaciółką jaką mam. Za każdym razem, kiedy tak milczy, czuję, że się oddalamy, bo wiem, że za fasadą tej ciszy kryje się coś dużego. Coś co ma wpływ na jej samopoczucie lub coś, co będzie miało wpływ na naszą przyjaźń, jeśli powie. I to mnie martwi, tego się boję. Bo nigdy nie wiem, co to, a potem, gdy się dowiaduję, a zawsze się dowiaduję, to po prostu eksploduje mi w twarz. I nie wiem, co z tym zrobić. Czasami czuję, że powinnam być bardziej zła, niż jestem, że nie powinnam wybaczać tych niektórych rzeczy, ale zawsze to robię. Bo po prostu nie chce być sama. Poza tym... zależy mi na niej jak na siostrze i... ona jest dla mnie jak siostra, a ja nie chce tracić rodziny, która i tak już nie jest zbyt duża. Bo jestem tylko ja i mama. Ja i rodzice mamy, ja i sporadycznie rodzice taty. Nie ma nikogo innego, nikogo na kim mogłabym się tak naprawdę podeprzeć. Kiedy nie ma jej, kiedy moja mama pracuje, nie mam nawet do kogo się odezwać. Wtedy czasem dzwonię do dziadków, ale oni są tak daleko... Nie zrozumieliby mnie, bo w sumie słabo się znamy, co wynika z małej ilości spotkań. Dlatego często bywam sama, topię się i duszę własną samotnością. Nienawidzę jej. A Maya jest jedyną osobą, która pomaga mi to wszystko przetrwać. Bo tylko ją mam zawsze. No... Prawie zawsze.
-Masz strasznie niską samoocenę, wiesz? To, że Maya jest od zawsze nie znaczy, że nie możesz myśleć, że inni ludzie są twoimi przyjaciółmi. Gdybyś tak bardzo nie skupiała się na pogoni za nią, wtedy, gdy ona ucieka, mogłabyś spotkać naprawdę wiele ciekawych ludzi, którzy też mogliby cię polubić. Którzy chcieliby cię posłuchać. Nie musisz zawsze rozwiązywać swoich problemów sama - powiedział.
-Na razie jesteś pierwszym po Mayi, który zaoferował się mnie wysłuchać - orzekłam, spuszczając wzrok na swoje splecione palce dłoni.
-Nie możesz czekać na to, aż ktoś ci to zaoferuje. Sama pytaj, czy możesz się zwierzyć. W ten sposób rodzą się przyjaźnie - odparł.
-To nie takie proste - powiedziałam. - Całe życie trzymałam się z Mayą, nie jestem pewna, czy teraz potrafię gadać z kimkolwiek innym.
-Ze mną potrafisz - zauważył.
-Bo jeszcze nie zdążyłam cię do siebie zrazić. Harry'ego znam trzy tygodnie i już mnie nie lubi - zauważyłam.
-Samokrytyczna i jeszcze pesymistka, to wyjaśnia większość twoich problemów - jego słowa były słodko-kwaśne, co dawało mi do zrozumienia, że jest to żart, jednak kryjący w swej zawartości ziarenko prawdy.
-Pewnie tak - zgodziłam się.
-Zróbmy coś fajnego, żebyś się rozluźniła i przestała myśleć o Mayi - zasugerował chłopak.
-Nie powinniśmy do nich wrócić? W sensie do Mayi i Harry'ego? - zapytałam.
-A czy powiedzieliśmy im coś takiego? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a kiedy ja pokręciłam przecząco głową, znów się uśmiechnął. - Co powiesz na dobrą komedię? - zaproponował, po czym podszedł do laptopa, który stał na moim biurku i uruchomił go.
-Dobra komedia nigdy nie jest zła - mruknęłam, a on się roześmiał, choć nie powiedziałam w sumie nic zabawnego. Gdzieś w głowie ukradkiem przebiegła mi myśl, że jeśli chłopak śmieje się z nieśmiesznych żartów dziewczyny to znaczy, że mu się podoba. Zrobiło mi się ciepło w środku.
Otrząsnęłam się jednak z tego uczucia i kiedy Louis szukał czegoś godnego obejrzenia w komputerze, ja poszłam nam zrobić popcorn. Jego zawsze było w moim domu pod dostatkiem. Wspólne jedzenie go przy każdej okazji to taki mały rytuał tylko mój i mamy.
-Zwykły, maślany czy serowy? - krzyknęłam do Louisa z kuchni.
-Maślany! - odpowiedział tak samo głośno jak ja.
Wyjęłam odpowiednią paczuszkę i rozdarłam ją, a potem wsadziłam ziarna kukurydzy schowane w papierowej torbie do mikrofali na trzy minuty. Zastanawiałam się, czy nie wstawić od razu drugiej paczki, ponieważ jedna nigdy nie wystarcza na cały film. Szybko jednak zdecydowałam, że, jeśli zabraknie nam popcornu, to dopiero wtedy go dorobię.
Gdy mikrofala piknęła, wyjęłam z niej popcorn i delikatnie rozkleiłam paczkę, aby się nie poparzyć. Zawartość wsypałam do kolorowej miski i wróciłam do pokoju, gdzie Louis już uruchamiał jakiś film.
Usiedliśmy razem na mojej sofie, chłopak miał na kolanach laptopa, ja zaś popcorn, który podjadaliśmy przez cały czas podczas seansu. Jakoś po 12 minutach filmu musiałam pójść dorobić kolejny, ponieważ ten poprzedni już się skończył. Louis droczył się ze mną i nie chciał wyłączyć filmu, manipulując mnie w ten sposób do szybszego robienia popcornu. Nawet lekko poprawił mój humor, choć i tak czułam się strasznie dobita Mayą i tym, co się z nią działo, a o czym nie wiedziałam.
Podczas najciekawszej sceny filmu byliśmy naprawdę skupieni na ekranie. Zaraz prawda miała wyjść na jaw, a my oczekiwaliśmy tego momentu od samego początku filmu. Zwłaszcza, że spodziewaliśmy się przy tym masy śmiechu, bo komedia okazała się naprawdę dobra. I wtedy mój laptop zawołał o nową dostawę energii. Szybko rzuciłam się na podłogę, aby złapać ładowarkę i podłączyć ją do urządzenia. Już wsadziłam wtyczkę do gniazdka i podałam Louisowi łącze do laptopa, kiedy ten nagle się wyłączył.
-Nie! - zawył Louis, natomiast ja się lekko zaśmiałam. - I co się śmiejesz? To twoja wina! - zarzucił mi, a ja od razu zorientowałam się, że właśnie zaczyna się nasza gra słów. Czasami bywała lepsza, niż te tandetne komedie, które lecą w telewizji.
-Moja? Laptopa się zawsze podłącza do prądu, kiedy się go włącza! - odbiłam piłeczkę, po czym zagryzłam wargę, aby nie zacząć się śmiać.
-Okej, okej! Zwalaj winę na mnie! - udawał obrażonego.
Zachichotałam, a potem rzuciłam w niego popcornem, który postawiłam na podłodze obok siebie, kiedy podłączałam laptopa do prądu.
-Tak chcesz się bawić?
I wtedy się zaczęło. Louis dorwał się do miski z popcornem i zaczął we mnie rzucać prażoną kukurydzą. Ja natomiast nie pozostawałam mu dłużna. W ten oto sposób zmarnowaliśmy cały popcorn, który został jeszcze w misce. Jedyny, który jeszcze ocalał, to ten w naszych włosach. I mimo że zrobiliśmy straszny bałagan, śmialiśmy się do rozpuku.
-Więcej do ciebie nie przychodzę, nie lubię przebywać w bałaganie - oznajmił, a ja tylko ponownie się zaśmiałam i uderzyłam go lekko w ramię.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę u mnie, a potem Louis dostał sms'a i po prostu wyszedł, oznajmiając, że mu się spieszy. Nie zapytałam o nic. Chciałam, ale wyraźnie widziałam, że chłopak nie ma ochoty mi powiedzieć. Poza tym bałam się, że zbytnia dociekliwość go ode mnie odstraszy, a ja nie mogłam, po prostu nie mogłam, stracić jedynej osoby, która się mną zainteresowała. Tak sama z siebie.
Maya
-Co tak długo? - zapytałam, kiedy Louis w końcu się pofatygował do parku.
-Oglądaliśmy film - wyjaśnił, a ja westchnęłam, czując nie tyle irytację, co ból w klatce piersiowej. Wiedziałam, że nie postępuję w okej, ale chyba nie miałam też do końca pojęcia, jak bardzo źle. Żyłam w przeświadczeniu, że przecież chcę dobrze.
-Okej - odparłam.
-Wisisz mi kupę hajsu - oznajmił nagle.
-Wiem - powiedziałam, już wyciągając z torebki portfel, w którym trzymałam pieniądze. Wypłaciłam je z książeczki. Tata kazał mi je wybrać wtedy, gdy będą naprawdę potrzebne. No i wtedy były. Choć on by tego nie zrozumiał...
Wyciągnęłam kilka setek i podałam je chłopakowi. Wziął je i odliczył.
-To za dużo - powiedział. Przynajmniej był uczciwy.
-Na zaś - oznajmiłam.
Chłopak uśmiechnął się i schował banknoty do tylnej kieszeni spodni.
-Miło się robi z tobą interesy, panno Watson - powiedział. Jakaś część mnie w środku chyba obumarła, ale mimo to, nie miałam odwagi skończyć tego, co zaczęłam. Może dlatego, że wiedziałam, że będzie to miało marny skutek dla mnie?
-Nie popieram tego, co robisz, wiesz to, prawda? - Harry dał znać o swojej obecności. Przez moment naprawdę zapomniałam, że przez cały czas siedział obok. Byłam zbyt zajęta swoimi wyrzutami sumienia.
-Wiem - przytaknęłam. - Ale ja muszę. Poza tym nikt się nigdy o tym nie dowie.
-Zobaczymy - mruknął pod nosem, ale go zignorowałam. Wiedziałam przecież, że mnie nie wyda.
-Wyluzuj, Harry, to nie pierwszy raz - Louis przypomniał chłopakowi, jednocześnie wzruszając ramionami.
-Maya, nie możesz tego robić, proszę cię. Skończ, póki nie jest za późno - Harry mówił do mnie błagalnie, ale nie zamierzałam go posłuchać.
-Oboje wiemy, że już jest za późno - powiedziałam.
Harry tylko westchnął w geście frustracji, a potem wstał z ławki i ruszył w kierunku oczka wodnego, znajdującego się kilka metrów dalej. Nie poszłam za nim. Tylko byśmy się pokłócili, a tego nie chciałam. I tak miałam już bardzo dużo na głowie.
-Nie przejmuj się, zawsze taki jest w tej kwestii - oznajmił Lou, a ja pokiwałam głową, choć tak naprawdę nie bardzo go słuchałam.
W głowie miałam tylko jedną myśl, która w sumie była bardziej przeczuciem: to wszystko nie może skończyć się dobrze. To po prostu niemożliwe.
________________________________________________________
Hejka, jak się podobał rozdział? Macie jakieś przypuszczenia, o co chodzi z tymi pieniędzmi? Liczę na Wasze opinie w komentarzach ;)
Eh a było już tak ładnie... za ładnie... Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejną część <3
OdpowiedzUsuńCoś mi tak mówiło, że chodzi o to żeby Lou ją podrywał ale nie sadziłam, że za pieniądze tylko.... No nie wiem... Dobroci? Litości? Współczucia?? A Maya chce dobrze.. Na swoj jaklże pojebany sposób. Poprostu chce, żeby jej przyjaciółka ( jeszcze jako tako nimi są) poczuła się ważna i kochana. Jednak Harry też ma racje, ponieważ to złe i nie powinno się bawić czyimiś uczuciami i wie, że skończy się to płaczem, że tak powiem i prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta <3
Nie wierzę! Mam takie przypuszczenia, myślę, że Maya wynajęła Lou żeby zaprzyjaźnił się z jej przyjaciółką, żeby ona nie czuła się samotna czy coś... Tak myślę, nie wiem czy to jest prawdą, ale to się zobaczy:) Jestem pewna, że Louis nie jest do końca "czysty", a tak go lubiłam... No cóż, bywa.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, tylko trochę nie mogłam się skupić, całe szczęście przy dialogach mój brak skupienia trochę odpuścił.
Fajny blog, nie mogę powiedzieć, że nie, ale irytuje mnie jedna rzecz, mianowicie szablon, a w sumie jego brak. To czasem zniechęca do czytania. http://warriors-graphics.blogspot.com/ TU robią bardzo dobre szablony, sama korzystam:)
Także do zobaczenia w następnym ;)
HARRY O WSZYSTKIM WIE??!!
OdpowiedzUsuńNawet to, że tego nie popiera, nie zmienia faktu, że W I E i nic nie powiedział Lilly.
Chociaż w sumie trudno mu się dziwić...
Mimo, że oglądanie filmów z Lilly i Lou mogło być (ale przez to co wiem- nie jest) słodkie, udało Ci się jeszcze bardziej mnie dobić, a od dwóch dni mam straszliwego kaca książkowego i doszczętnie złamane serduszko- nie pomagasz tymi depresyjnymi rozdziałami.
Mam nadzieję, że teraz dodasz coś szybciej i mogę liczyć na jakąś scenę Lily-Harry?
Czy raczej nie prędko?