Minął miesiąc,
podczas którego Harry wydawał się najsmutniejszą osobą na całym świecie.
Czułam, jakbym mu coś odbierała. Załamał się zwłaszcza wtedy, kiedy powtórne
wyniki znów wykazały chorobę. Ja już wcześniej przekonałam się o swoim HIV’ie, on
wydawał się cierpieć za każdym razem, kiedy ten krótki zbiór liter wypadał z
czyichś ust.
Tego
popołudnia siedziałam w jego mieszkaniu. On przeglądał coś na laptopie, a ja
pusto wpatrywałam się w telewizję. Nie słuchałam kompletnie tego, co mówili
bohaterowie serialu, słyszałam tylko kołatanie w swojej głowie. Myśli odbijały
się echem w mojej głowie, ale kompletnie je ignorowałam. Słyszałam szum, ale
nie rozumiałam tego, co dzieje się tak naprawdę wewnątrz mnie.
-Mogłabyś mieć dzieci – oznajmił nagle. – Nawet moje. Potrzebne by było In vitro, ale byłoby to możliwe.
-Mogłabyś mieć dzieci – oznajmił nagle. – Nawet moje. Potrzebne by było In vitro, ale byłoby to możliwe.
Spojrzałam na
niego martwym wzrokiem. Byłam smutna, bo życie mi się zwaliło, bo Harry był
smutny, a teraz zamierzał mnie jeszcze dobijać. Często coś mówił o różnych
rozwiązaniach naszych problemów związanych z HIV’em, ale jeszcze nigdy
wcześniej nie poruszył tematu dzieci.
-Przestań –
powiedziałam, czując wzbierające się pod powiekami łzy.
-Tylko mówię –
bronił się.
-To nie mów.
Nie mam siły teraz myśleć o dzieciach – odparłam.
-Ostatnio nie
masz siły na nic – zarzucił mi.
-Super, bo ty
jesteś bardzo optymistyczny – syknęłam sarkastycznie.
-Ja
przynajmniej szukam rozwiązania na część naszych problemów – wybielał się.
-Jesteśmy ze
sobą miesiąc, a ty mówisz o dzieciach, ślubie i tego typu rzeczach… obecnie
potrzebuję spokoju, a nie rozdrapywania ran – burknęłam. – Jak wiesz, niedługo
umrę i na razie ciężko mi się tym pogodzić.
-Mamy mało
czasu. Czy to źle, że chcę, żebyś miała wszystko nim… - zaciął się w pewnym
momencie, przypominając sobie, o jak poważnej rzeczy rozmawiamy.
-Nim umrę? –
dokończyłam. – Spoko, nie muszę być żoną pod ziemią. Mam wrażenie, że chodzi
bardziej o ciebie. Zostanie ci jeszcze wiele życia, kiedy odejdę. Zdążysz mieć
dzieci i żonę.
-Przestań –
jęknął niezadowolony.
-Chodzi o
stabilizację. Chcesz mieć wszystko poukładane tak jak kiedyś. Wiedziałeś, że
tak nie będzie, jeśli będziesz ze mną – przypomniałam mu.
-Lil, proszę
cię, wiesz, że nie chodzi o mnie. W każdym razie nie tylko o mnie – poprawił
się.
-Daj mi spokój
– jęknęłam i poszłam do jego sypialni, aby ścianą odgrodzić siebie od niego.
-Lillian –
zawołał za mną.
Słyszałam jak
odkłada laptopa i idzie za mną do sypialni. Wkrótce potem drzwi się otworzyły,
a chłopak wparował do środka. Usiadłam na łóżku, a on uklęknął tuż przede mną.
Oparł dłonie na moich udach i popatrzył mi w oczy.
-Bardzo cię
kocham, ale nie dam rady, jeśli będziesz mi wszystko utrudniać – powiedział.
-Więc mnie
zostaw – zaproponowałam.
-Wiesz, że nie
o to chodzi – jęknął sfrustrowany. – Kocham cię. Może masz racje, że chciałbym
znaleźć stabilizację, ale to tylko dlatego, że dalej nie wiem, co do mnie
czujesz. Chyba się łudzę, że jak odpowiesz na coś z tego pozytywnie, to tak
jakbyś w końcu oznajmiła „ja ciebie też”.
-Jestem
zmęczona – oświadczyłam, tym samym ucinając naszą rozmowę.
Położyłam się
na łóżku Harry’ego i zamknęłam oczy, starając się zasnąć, chociaż wcale nie
chciało mi się spać. Łóżku ugięło się pod czyimś ciężarem, a ja już wiedziałam,
że to chłopak kładzie się koło mnie. Przyciągnął mnie do siebie, a ja
przytuliłam go. Pod wpływem jego ciepła i zapachu, znów zaczęłam szlochać.
Emocje za bardzo mnie przytłaczały.
Kolejny
miesiąc był spokojny. Harry przestał na mnie naciskać w kwestii naszej
przyszłości, a zamiast tego zaczął mnie zabierać na różne wycieczki, żebym się
trochę odstresowała. Trochę to pomagało, ale i tak byłam przygnębiona. Ta cała
choroba uderzyła we mnie bardziej niż sądziłam, że to się wydarzy. Wydawało mi
się, że przeszłam przez to, kiedy padło pierwsze podejrzenie, tymczasem był
marzec, wiedziałam już o chorobie pół roku, a od dwóch miesięcy chodziłam coraz
bardziej przygnębiona.
Tego dnia znów
miałam gorszy dzień. Siedziałam przy stołe w małej kuchni Harry’ego i płakałam.
Chłopak w tym czasie brał prysznic, więc miałam trochę czasu dla siebie. Nie
chciałam, aby chłopak zobaczył moje łzy. W ostatnim czasie bardzo się do siebie
zbliżyliśmy i jego rany bolały mnie bardziej niż moje własne. Nie wiem, jakie
uczucie rodziło się wewnątrz mnie, ale byłam pewna, że przeważało to, co czułam
na początku i to w znacznym stopniu. Gdyby nie HIV, który ciągle kładł cień na
naszą relację, pewnie łatwiej by było mi odkryć to, co czułam.
-Znów
płaczesz? – usłyszałam nagle jego głos nad sobą. Nawet nie zauważyłam, kiedy
pojawił się obok.
-Przepraszam –
chlipnęłam.
Westchnął
jedynie, a potem usiadł obok mnie i przyciągnął do siebie. Pozwolił mi płakać
na swoim ramieniu w kompletnej ciszy. Dopiero po chwili się odezwał.
-Ja tak nie
dam rady długo. Musisz w końcu wrócić do siebie, bo nie mogę ciągle patrzeć na
to, jak zmarnowana chodzisz – wyszeptał wprost do mojego ucha.
-Jestem
beznadziejna. Myślałam, że się z tym już pogodziłam, ale po prostu nie
potrafię… Miałam studiować, miałam stawać na czerwonym dywanie jako znana
aktorka, a tymczasem… Po prostu sobie umieram, powoli, ale skutecznie… Każdy
kontakt z człowiekiem tak naprawdę jest zagrożeniem albo dla mnie, albo dla
tego kogoś – wyrzuciłam z siebie, trzymając rękę po lewej stronie klatki
piersiowej, jakby właśnie bolało mnie serce.
-Będziesz to wszystko
jeszcze miała, obiecuję – przysiągł.
-Wiesz co? –
zapytałam retorycznie, ocierając łzy i odsuwając się trochę od chłopaka. –
Możemy wziąć ten ślub. Może to doprowadzi mnie do porządku. W końcu… która
dziewczyna nie marzy o tym, żeby pójść do ołtarza w białej sukni? To powinien
być najpiękniejszy dzień w życiu każdej kobiety. Może szczęście pochodzące od
tego dnia pomoże mi dojść do ładu.
-Mówisz serio?
– chciał się upewnić, a ja pokiwałam głową.
Pocałował mnie
gwałtownie w usta, a poddałam się tej chwili. Chłopak zaniósł mnie do sypialni,
gdzie całowaliśmy się aż do utarty sił. Aż do uświadomienia sobie, że dalej nie
możemy zajść. Gdyby wyrzucić z głowy ten nieistotny szczegół, było naprawdę
idealnie. Czułam się jak normalna dziewczyna – bez zmartwień, z czułym
chłopakiem u swojego boku.
Prawda była
taka, że Harry był naprawdę idealny. Czułam do niego znaczenie więcej, niże
byłam skłonna się do tego przyznać. Kochałam go i byłam tego pewna – bez
żadnych wątpliwości. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nieprzyznawanie się
do tego i tłumaczenie się cieniem rzucanym na naszą relacje nie umniejszy tych
słów. Kochałam Harry’ego, chłopaka o kręconych włosach, który leżał u mojego
boku.
Wiem, że nasza
relacja nigdy nie była idealna. Nie wybraliśmy siebie, kiedy był nasz czas na
wybór. Zdecydowaliśmy się oboje pójść w inną stronę, ale nasze ścieżki… chyba i
tak się spotkały. Chyba było niemożliwe, abyśmy się ominęli.
W ostatnim
czasie wiele się zdarzyło. Bardzo wiele. Ale przede wszystkim ja dorosłam do
tego, aby prawdziwie kochać i chyba Logan był w pewnym sensie moim mostem, aby
móc dotrzeć do tego celu. Pojawił się w moim życiu nagle i tak samo nagle zniknął –
bez żadnych wyjaśnień. Jednak teraz miałam przy sobie mężczyznę, który dawał mi
to samo, a nawet więcej i także zamierzał zostać, tym razem tak naprawdę.
Nie
spodziewałam się jednak tego, co miało nastąpić następnego dnia.
Zasnęłam,
szepcząc do ucha Harry’ego, że go kocham. Wiedziałam, że już spał, ale jakimś
cudem miałam nadzieję, że to usłyszy. Poruszył się delikatnie i pewnym momencie
się wystraszyłam, że się obudził i usłyszał. Nie to, że zamierzałam to dalej
przed nim ukrywać, ale po prostu… To dwa słowa, które mają naprawdę ogromną
wagę i… jeszcze chyba bałam się je wypowiedzieć tak bez przygotowania zupełnie
znienacka. Zresztą, mimo wszystko wolałam, aby był bardziej przytomny, kiedy
będę mu to mówić. Na szczęście, chłopak spał jak zabity i nie otworzył oczy
zbudzony moim głosem.
Zamiast dalej
szeptać, wtuliłam się w chłopaka i zasnęłam w jego ramionach. Dziadkowie się
już przyzwyczaili, że nie zawsze wracałam na noc do domu, więc nawet nie
musiałam się nimi przejmować.
Następnego
ranka obudziłam się zdecydowanie zbyt wcześnie. Słońce świeciło mi prosto w
oczy. Zerknęłam na zegarek i z trudem zaakceptowałam, że była dziesiąta – nie
mogłam w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, jak niewyspana się obudziłam. Zdawało
mi się, że jest znacznie wcześniejsza godzina.
Rozejrzałam
się, jednak Harry’ego nie było w łóżku. Kiedy wygrzebałam się spod kołdry,
zdałam sobie sprawę, że jestem w samej koszulce. Chłopak musiał w nocy zdjąć
moje jeansy, abym czuła się swobodniej podczas snu. Chwilę potem dostrzegłam je
na krześle oddalonym o metr od łóżka. Były złożone w idealną kosteczkę.
Sięgnęłam po nie, po czym się ubrałam.
Wyłoniłam się
z sypialni i od razu dostrzegłam Harry’ego w salonie. Oglądał telewizję z miną,
która właściwie bardziej przypominała kamienną maskę. Usiadłam koło niego i
chciałam go pocałować w policzek, ale się odsunął. Lekki prąd odrzucenia
przeszył moje ciało.
-Coś się
stało? – zapytałam szeptem, jakbym się bała, że usłyszy i odpowie, chociaż
właściwie tego oczekiwałam.
-Nie,
właściwie to nie, ale…
-Nienawidzę
słowa „ale” – stwierdziłam nagle.
-Nie możemy
tego zrobić – powiedział.
-Ale czego? –
spytałam, zupełnie nie rozumiejąc.
-Wziąć ślubu.
Nie chcę, żebyś to traktowała tylko jako lek na swój smutek. Chciałbym, żebyś
naprawdę tego chciała. Obawiam się też, że to całe „szczęście” przejdzie ci,
kiedy tylko cała ceremonia i wesele się skończy – oświadczył, cały czas gapiąc
się w telewizor, jakby nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
-Więc się
wycofujesz? – spytałam, czując jak moje serce powoli się zatrzymuje.
-Tak, chyba
tak – odparł, wzdychając.
Nastała chwila
ciszy. Nie trwała ona zbyt długo, ale dla mnie wydawała się być wiecznością,
której żadne z nas nie miało odwagi przerwać. Harry bezmyślnie wgapiał się w
telewizor, podczas gdy ja patrzyłam na swoje splecione dłonie. Oboje
wiedzieliśmy, że któreś z nas w końcu musi coś jeszcze powiedzieć, ale ja nie
zamierzałam być pierwsza. Dlatego czekałam, czekałam i czekałam, aż w końcu z
ust Harry’ego wydobyły się słowa. Słowa, które miały mnie tak bardzo zranić –
zwłaszcza teraz, kiedy byłam pewna, że kochałam Harry’ego.
-Chyba nie
potrafię być z kobietą chorą na HIV – wyznał w końcu szeptem.
Zabrakło mi
tchu, choć przez ostatnie sekundy jedyna czynność jaką wykonywałam to właśnie
oddychanie. To, co powiedział, nie całkiem do mnie docierało, albo nie
chciałam, żeby dotarło. Czułam rwący ból w klatce piersiowej – jedyny znak, że
jeszcze żyłam.
-Co to znaczy?
– zapytałam, czując suchość w ustach, jakbym co najmniej od kilku dni nie miała
wody w ustach.
-Że nie dam
rady, Lilly. Przepraszam – powiedział. Czułam na sobie jego wzrok, jednak sama
nie miałam odwagi spojrzeć w oczy chłopaka. – Bardzo cię kocham, ale to nie na
moje nerwy. Chyba jednak nie jesteśmy sobie pisani.
Nagle poczułam
pulsującą w każdym skrawku mojego ciała złość. Złość za to, że tyle mi obiecał,
ale skłamał. Złość za to, że błagał mnie o szansę, choć wiedział, że to nie w
zgodzie ze mną. Złość za to, że zostawiał mnie właśnie z tego powodu.
Zaczęłam
krzyczeć. Nieprzerywanie wrzeszczeć, jakby to miało mi w czymś pomóc. Harry
patrzył na mnie oszołomiony. Próbował mnie dotknąć, ale ja zerwałam się z
kanapy i zmierzyłam chłopaka wściekłym spojrzeniem.
-Nienawidzę
cię! – wrzasnęłam. – Nienawidzę cię za to, że w momencie, w którym zaczęłam cię
kochać, robisz mi to! – krzyczałam dalej. – Nienawidzę cię, jesteś pierdolonym
dupkiem! Jesteś jak każdy pieprzony facet na tym świecie! Jak nie ma gdzie
wepchnąć rurki to się wycofują! Jesteś żałosną kreaturą, Harry i żałuję, że cię
poznałam!
Chyba chciał
coś powiedzieć, ale zagłuszyłam jego słowa swoim krzykiem. Czułam rwący ból w
klatce piersiowej, na który pomagał tylko głośny wrzask.
Pobiegłam do
przedpokoju, gdzie chwyciłam swoją skórzaną kurtkę i buty. Nie zakładałam ich,
bo wiedziałam, że Harry już rusza za mną, więc liczyła się każda sekunda.
Wskoczyłam do windy i wybrałam najwyższe piętro, czując, że Harry pobiegnie za
mną po schodach. Zamierzałam wjechać na górę i tam zaczekać.
Znalazłszy się
na górze, podeszłam do okna i przez chwilę patrzyłam w dół, na wyjście z
klatki. Rzeczywiście chwilę później dostrzegłam tam chłopaka. Ubrałam buty, a
potem obserwowałam każdy ruch chłopaka. Kiedy dostrzegłam, że zmierza na
parking zjechałam windą na piętro, na którym znajdowało się mieszkanie
Harry’ego. Z tego pośpiechu nie wzięłam ze sobą telefonu, więc miałam nadzieję,
że chłopak zapomniał zamknąć drzwi. Miałam szczęście. Wtargnęłam do środka, i
zabrałam wszystkie swoje rzeczy, które jakimś cudem znalazły się tu, kiedy
czasem tu pomieszkiwałam. Potem wyszłam z mieszkania jak gdyby nigdy nic,
robiąc chłopakowi przysługę i zatrzaskując je na zamek.
Zjechałam na
dół, a następnie wezwałam taksówkę. Kazałam się wysadzić przecznicę wcześniej w
razie gdyby Harry szukał mnie właśnie tutaj. Rzeczywiście dostrzegłam w oddali
jego auto, jednak nigdzie nie widziałam jego sylwetki. Dopiero po chwili zdałam
sobie sprawę, że czeka na mnie w samochodzie. Obserwował, ale ja nie
zamierzałam mu się pokazać.
Wkradłam się
po cichu do ogródka sąsiadów i przemknęłam na tyły domu. Miałam nadzieję, że
nikt mnie nie zobaczy, ale wolałam zaryzykować, niżeli spotkać Harry’ego. Na
szczęście miałam farta, bo nikt mnie nie zauważył. Nawet wtedy gdy zaczęłam
przedzierać się przez płot, a potem z hukiem wylądowałam na ziemi. Strasznie
bolał mnie tyłek, ale zignorowałam ból. Podeszłam do drzwi na tarasie i
zapukałam w szybę. Babcia akurat siedziała w salonie, więc natychmiast mi
otworzyła.
-Co się
dzieje? – spytała, skanując mnie. Od pasa w dół byłam cała w błocie i do tego
wchodziłam w pewnym sensie przez balkon. Nic dziwnego, że pytała.
-Ja… Po prostu
szukam wrażeń – powiedziałam.
Babcia zeskanowała
mnie ponownie wzrokiem, ale nie skomentowała.
-Idź się umyć
– poleciła. – Bo naniesiesz błota.
Posłuchałam
jej. Prysznic był mi potrzebny – i dla czystości, i dla relaksu.
Kiedy godzinę
później wyszłam z łazienki, Harry’ego już nie było pod domem. Za to z dołu
dochodziły mnie znane głosy. Poprawiłam ręcznik na głowie i dyskretnie zeszłam
po schodach na dół. W progu dostrzegłam babcię i Mayę. Obok czaiła się jeszcze
jedna postać, ale była kompletnie zagłuszona przez wrzaski mojej przyjaciółki,
która usilnie próbowała się wedrzeć do środka. Ich wypowiedzi były plątaniną
słów. Nie mogłam wyłapać, o czym mówią.
-Dosyć! –
wrzasnęła w końcu babcia. – Jak mam was wpuścić, skoro nie mam pojęcia, o co
wam chodzi?!
-Nie może go
pani wpuścić – błagała Maya.
-Młoda damo,
jeszcze raz pytam, o co chodzi – ponowiła babcia.
-Chodzi o to,
że Maya namieszała, a chce obwinić za wszystko mnie – powiedział dobrze znany
mi głos. Logan. Poznałam go od razu, bez żadnej chwili zastanowienia. Jego głos
zmroził mi krew w żyłach.
-Nieprawda! –
wrzasnęła Maya.
-Dosyć! –
powtórzyła babcia. – Logan, wydajesz się tutaj bardziej rozsądny, o co chodzi?
-Po prostu
musimy porozmawiać z Lillian. Zwłaszcza ja, chciałbym nas naprawić –
powiedział, wzdychając.
Wycofałam się.
Uciekłam na górę jak ostatni tchórz, licząc, że tu mnie nie znajdą, ale na
próżne. Chwilę potem oboje zjawili się w progu mojego pokoju.
Tego komentarza miało nie być, bo sądzę, że mogę tu napisać coś czego potem będę żałować, ale YOLO...
OdpowiedzUsuńWięc UWAGA! Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale... JESTEM WŚCIEKŁA NA HARRY'EGO. Naprawdę, W Ś C I E K Ł A.
Nie oczekiwałam, że Harry, będzie jakoś szczególnie radosny po wiadomości o chorobie Lilly. Rozumiem, że on też cierpi, bo ją kocha i pewnie niełatwo jest mu myśleć, o śmierci ukochanej. Rozumiem też, że próbuję sobie jakoś z tym poradzić i nie zawsze musi mu wychodzić, bo jest tylko człowiekiem i ma prawo mieć chwile zwątpienia, ale jednego nie rozumiem... DLACZEGO NAJPIERW DAJE JEJ NADZIEJĘ, A POTEM UCIEKA? Jak może sam proponować jej ślub, a potem się wycofywać? Jak może bawić się jej uczuciami, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Wiem, że pewnie możesz pomyśleć, że przecież Harry próbował, ale mu nie wyszło, ALE TU NIE CHODZI O NIEGO. Chodzi o Lilly, może jestem jestem teraz niesprawiedliwa, ale to Lilly umiera! A on mówi, że ją kocha, więc coś mi tu nie pasuje... Jeśli się kogoś kogo, to jego szczęście jest ważniejsze, niż twoje, tak? Więc czy aby na pewno Harry ją kocha? Skoro zachował się jak skończony egoista i zostawił ją wtedy gdy najbardziej go potrzebowała. Najpierw narobił jej nadziei na to, że może im się udać, a potem stwierdził, że "Jednak nie, sorry. Żyj sobie dalej, /a właściwie umieraj/ ale ja nie chcę z tobą być, pa!"
Sama nie wierzę, że to napisałam. Ja= największa fanka Harry'ego... Pewnie jutro gdy przeczytam ten rozdział jeszcze raz, zacznę go usprawiedliwiać, ale teraz jestem nim zwyczajnie zawiedziona.
No i na koniec ostatnie pytanie: JAK TY MOŻESZ KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE? Akapit wcześniej i wszyscy byliby szczęśliwi (no dobra nikt nie jest szczęśliwy to tym rozdziale, ale przynajmniej jakoś bym to przeżyła). Kończenie w momencie, na który tak długo czekałam?? To już się chyba zalicza jako znęcanie. Mam nadzieję, że tym razem dodasz coś szybciej, bo ja tu U M I E R A M [*]