Tydzień
później siedziałam w kawiarni, oczekując Harry’ego. Miałam podpuchnięte oczy i
cały czas czytałam wiadomości od Louisa, który pospieszał mnie z powiedzeniem
prawdy jego przyjacielowi. Wiem, że się o niego martwił, ale to nie było w porządku,
że mnie nękał, biorąc pod uwagę, że to mnie właśnie posypało się życie.
Myślałam, że
będę się bała powiedzieć prawdę Harry’emu, ale właściwie nie czułam nic. Moje
serce jakby umarło, kiedy pani doktor podała mi wyniki badań. Od tamtej pory
jedyne emocje na jakie było mnie stać to płacz. Wszystko inne nie miało
absolutnie żadnego znacznia. Nie było mi szkoda dziadków, którzy błagali, abym
im wyjaśniła, co się stało. Nie było mi szkoda rzucić pracę na basenie. Nie
było mi szkoda olewać widzów, którzy pytali o nowe filmiki. Ból wewnątrz mnie
zamknął mnie w klatce, nie pozwalając na odczuwanie innych emocji.
Wkrótce
później Harry pojawił się w kawiarni. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech,
kiedy zmierzał w moim kierunku. Trochę jednak spoważniał, kiedy zauważył, że
nie zamierzałam podzielać jego szczęścia. Usiadł naprzeciwko mnie, bacznie mi
się przyglądając. Nawet byłoby mi go żal, gdyby nie fakt, że ból całkowicie
stłumił moją empatię.
-Co się stało?
– zapytał.
-Zaraz ci
wszystko wyjaśnię – powiedziałam, ocierając pojedynczą łezkę, która nagle
pojawiła się na moim policzku.
-Wyglądasz
fatalnie, Lil… Martwię się – przyznał. – Kiedy pisaliśmy nie mówiłaś, że coś
jest nie w porządku. Umarł ktoś?
-Tak –
odparłam bez namysłu. – Ja.
-O czym ty
mówisz?
-O tym, że
umieram, Harry – powiedziałam i przywołałam do nas kelnerkę, aby przerwać tę
żałosną rozmowę.
Jak gdyby
nigdy nic zamówiłam kawę i poprosiłam Harry’ego, aby wybrał coś dla siebie. On
jednak wydawał się nie zdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, dlatego
poprosiłam kelnerkę, aby przyniosła mu to samo, co mnie. Młoda kobieta
zanotowała wszystko, a potem odeszła. Harry dalej wpatrywał się we mnie, jednak
w końcu zdołał wypowiedzieć kilka słów.
-Żartujesz
sobie ze mnie? – nie jestem pewna, czy nie dowierzał, czy po prostu odwlekał w
czasie chwilę, w której miałam mu powiedzieć prawdę.
-Jestem chora
i… niemożliwe, żebym została kiedykolwiek wyleczona. Nie umrę dziś, nie umrę
nawet jutro, ani za miesiąc. Może nawet nie za rok. Ale umrę, szybciej niż ci się
wydaje. Zostało mi może dziesięć lat, przy większym szczęściu piętnaście. Z
każdym rokiem za to będę coraz słabsza i coraz mniej zdatna do czerpania z
życia – powiedziałam niemalże na jednym wdechu, a kiedy tylko te słowa opuściły
moje usta, szloch zaczął rwać moje gardło. Emocje wygrały ze spokojem i dały
sobie upust w postaci srogich łez.
-Ja...
Lillian… - chciał wziąć moją rękę, którą trzymałam na stole, ale zabrałam ją.
Na takie gesty miał być dopiero czas, kiedy chłopak pozna całą prawdę. – Ja… ja
mam pieniądze, dużo pieniędzy… Mogę ci pomóc. Jeśli operacja po prostu za dużo
kosztuje, to powiedz. Nawet nie musisz tego oddawać, chyba, że będziesz
chciała, bo będziesz się przez to czuć lepiej. Niczym się nie przejmuj,
wszystko załatwię.
-Nie, Harry,
nie o to chodzi – mruknęłam, starając się uspokoić swój roztrzęsiony głos. –
Wiesz, że mam kanał. W ciągu kilku miesięcy mogłabym uzbierać na operację,
gdyby o to chodziło. Ja… Po prostu z tym nie można walczyć. Medycyna jeszcze
się tak nie rozwinęła. Każda najmniejsza choroba jest dla mnie prawdopodobnym
wyrokiem śmierci. Nie uchronię się przed tym, zwłaszcza że od zawsze byłam
chorowita, podatna na wszelkie zarazki.
Harry pokręcił
głową z roztargnieniem. Jeszcze nie rozumiał, o czym do niego mówiłam. Prawdopodobnie
myślał, że mam raka, ale wiedziałam, że z każdą sekundą dochodziło do niego
coraz więcej faktów.
-Na co jesteś
chora? – zapytał w końcu. Byłam pewna, że już się domyślił, ale po prostu
chciał, żebym sama to powiedziała.
-To HIV,
Harry. Jestem chora na HIV – powiedziałam, praktycznie dławiąc się łzami.
Widać było, że
kompletnie go zamurowało. Mnie trochę też, kiedy zobaczyłam jego puste oczy.
Nie podszedł do mnie, żeby mnie przytulić, nawet nie wyciągnął ręki, aby
chwycić mą dłoń. Po prostu patrzył pustym wzrokiem w stół, kiedy zjawiła się
kelnerka z naszymi kawami. Słowem nie skomentowała moich łez, ani trupiego
spojrzenia chłopaka. To niezbyt popularna kawiarenka, pewnie większość jej
klientów właśnie tak się zachowywała – ustronne miejsca są najlepsze do
bolesnych zerwań lub rozmów o rychłej śmierci.
-Od jak dawna
o tym wiesz? – spytał.
-Podejrzenia
są już od października. Dopuszczałam do siebie taką możliwość już wtedy, kiedy
pierwszy raz się spotkaliśmy tutaj, w Londynie. Pewność mam jednak dopiero od
tygodnia, bo bardzo zwlekałam z odbiorem wyników – wyznałam szczerze, nie było
już czego ukrywać.
-Dlaczego mi
nie powiedziałaś? – wydawał się zdenerwowany, ale byłam zbyt zrozpaczona, żeby
dobrze interpretować ludzkie emocje, dlatego starałam się nie zwracać na to
uwagi.
-Chciałam mieć
pewność – odparłam.
-To stąd ten
dystans? W sylwestra? Nie chodziło tylko o Mayę?
-Nie –
potwierdziłam. – Jeśli chcesz ze mną być, musisz być świadom, że nigdy nie będę
w stanie dać ci nic więcej niż to… co mamy teraz. Żadnych zbliżeń. Żadnych
dzieci. Bolesny koniec. Jedyne, co mogę ci zagwarantować to… siebie, na kilka
najbliższych lat.
-Nie wiem, co
mam ci powiedzieć – orzekł, a ja czułam jak moje serce się kruszy.
Wiedziałam, że
nie każdy zareaguje tak idealnie jak Logan, ale musiałam przyznać, że byłam
ciut rozczarowana. W głębi bardzo pragnęłam, aby mnie przytulił i powiedział,
że będzie ze mną w tym do końca. Że mnie nie zostawi. Że mnie kocha. Ale za
dużo sobie wyobrażałam, bo zamiast kilku prostych słów pocieszenia lub
jakiegokolwiek gestu dostałam tylko martwą ciszę. Jeszcze kilka chwil wcześniej
był gotów oddać mi pieniądze na operację, mnóstwo pieniędzy, a teraz… nie
potrafił powiedzieć niewielu słów i zagwarantować mi odrobiny szczęścia na
resztę mojego życia.
-Mogę ci dać
czas, abyś mógł o tym pomyśleć. Wiedz, że niczego od ciebie nie wymagam, nie
oczekuję. To twoje życie i twoja decyzja – oświadczyłam, ale on dalej nie
wypowiedział ani słowa.
Siedziałam
naprzeciw niego i czekałam na jakiekolwiek słowa, ale on się nie odzywał. Nie
ignorował mnie, lecz po prostu myślał. Nie wiedziałam, co zamierzał zrobić i to
bardzo mnie denerwowało. Stresowałam się jego odpowiedzią, a patrzenie na jego
stan kompletnego skupienia na tym, dokładał mi tylko nerwów. Co tak bardzo
analizował? O czym myślał? Czy odpowiedź nie powinna być jasna? Albo kochał
mnie na tyle, aby ze mną zostać do końca albo nie. Podjęcie takiej decyzji nie
powinno mu zajmować tyle czasu. Wahanie nie wpływało pozytywnie na moje
zszargane myśli, podsuwające mi jedynie czarne scenariusze.
-Moja mama
zawsze chciała mieć wnuki – powiedział nagle i uśmiechnął się delikatnie jakby
w zamyśleniu.
Bałam się jego
odpowiedzi, zwłaszcza po tym, co zdecydował z siebie wydusić po tej dłuższej
chwili myślenia. Odkąd tylko pierwszy raz się zawahał, przypuszczałam, że jego
odpowiedź może być negatywna. Rosnąca pewność co do takiego scenariusza tylko
coraz bardziej raniła moje serce. Byłam znieczulona tyle czasu, jednak
wszystkie przykre uczucia znów zaczynały we mnie trafiać.
-A ty? –
spytałam, mając nadzieję, że domyśli się, o co mi chodzi.
-Tak, ja też,
ale najpierw wiadomo, że dzieci – powiedział.
Rozmowa
wydawała się jakby spokojna, jak gdybyśmy rozmawiali zwyczajnie przy kawie o
naszej wspólnej przyszłości. Szkoda, że temat był znacznie poważniejszy. Tylko
dlatego, że ja znałam swoją przyszłość i chciałam właśnie wpłynąć na przyszłość
chłopaka, który siedział przede mną.
-Jest też adopcja – zauważyłam delikatnie.
-Miałbym potem
je wychowywać bez ciebie? – zapytał i pierwszy raz odkąd ponownie zaczął się
odzywać, podniósł na mnie wzrok.
Za jego
zielonymi tęczówkami wyraźnie widziałam kryjący się ból. Dotknęło go to
wszystko tak samo jak mnie. Pod tym względem był inny od Logana. Odczuł to
wszystko, podczas gdy Logana wydawało się to w ogóle nie obejść. W tamtej
właśnie chwili miałam wątpliwości, czy i reakcja mojego byłego była w pełni
poprawna.
-Byłbyś dobrym
ojcem – zauważyłam. – Kochałyby cię. Dałyby ci moją miłość, kiedy mnie by
zabrakło.
-Nie będę
ojcem – zaoponował.
-Co to
wszystko znaczy, Harry? – zapytałam. – Kim teraz dla siebie jesteśmy?
-Nie mam
pojęcia – odparł, a ja wiedziałam, że po prostu stara się być szczery, mimo
zadawanych mi tym samym ran.
-Przepraszam.
-Nie masz za
co – odpowiedział. – To przez Logana? On cię zaraził?
-Nie, nie… ja…
ja nigdy… nigdy tego nie robiłam. Nigdy nie byłam tak blisko z żadnym facetem i
nigdy… nigdy już nie będę – głos mi się łamał. Nie byłam zdolna do wypowiadania
więcej słów na ten temat. Ból stawał się nazbyt silny. – Opatrzyłam ranę
chłopcu choremu na HIV. Sama wtedy miałam… skaleczenia. I to się po prostu
stało. To chłopak z Mayi osiedla. Nie wiedziałam, że jest chory.
-Zrobiłaś
bardzo dobry uczynek. Pomogłaś… To nie fair, że dostajesz za to taką karę –
oznajmił. – Zastanawiając się nad tym wszystkim, co o tobie wiem, myślę że ty
chyba nigdy nie miałaś za dużo farta. Tata cię porzucił, przyjaciółka od zawsze
cię oszukiwała i zapewne dalej to robi, ale to jedyna osoba jaką masz, twój
były, Louis, to kompletny idiota, bo chodził z tobą dla kasy, Logan chyba też
nie okazał się dobry… W porównaniu z tobą, moje życie było idealne. Miałem
kasę, rozwód w niczym nie zaważył na moich relacjach z bliskimi, wszystkie moje
związki były w porządku, mam przyjaciół i… jestem zdrowy. Nie powinno tak być.
Dlaczego ludzie mają albo dobrze, albo źle? Czemu nie ma nic po środku?
-Bo człowiek
nie może być obojętny. A po środku jest tylko obojętność, bierność i… nie
ludzkość – powiedziałam.
-Nigdy tego
nie zrozumiesz, bo… niby nic o sobie nie wiemy, niby prawie się nie znamy, ale
kocham cię, Lilly. Na swój pokręcony sposób. Znalazłem w tobie coś z postaci,
którą sam sobie wykreowałem i choć ostatecznie okazałaś się zupełnie inna, to
uczucie… jakby fascynacja… została i zmieniła się trochę. Przybrała inny
poziom, poważniejszy – oświadczył, ale nie wiedziałam jeszcze, do czego
zmierza. – Nienawidzę tego, że nie mam pojęcia, co teraz zrobić. Jestem pewien
swoich uczuć, ale… ta niepewność, co do przyszłości… przerasta mnie to po prostu.
Zawsze miałem idealne życie, zawsze wszystko, no, prawie wszystko, działo się
tak, jak tego chciałem i teraz… Nie mam pojęcia. Niby mam wybór. Mogę wybrać
albo poukładane życie albo niepewność każdego dnia. I choć wiem, że ta gorsza
wersja przynajmniej daje mi ciebie, nie jestem pewien jak sobie poradzę…
zwłaszcza, że kiedyś odejdziesz, a ja zostanę sam. Ja zostanę z tym bałaganem,
a ty będziesz miała już spokój. Uwierz mi, że dla mnie ta śmierć będzie miała
większe znaczenie niż dla ciebie. Teraz możesz tego nie zrozumieć, ale taka
jest prawda.
-Nie wymagam,
abyś ze mną został – przypomniałam mu, choć te słowa bardzo dużo mnie
kosztowały.
-Tak, wiem. I
trochę przeraża mnie to, że chyba wolę z tobą zostać, chociaż nawet nie wiem,
co do mnie czujesz, czy w ogóle coś czujesz. To pewnie zniszczy moje życie, ale
wiesz? Tak długo o tobie myślałem, tak długo czekałem, że nie jestem pewien,
czy w ogóle ten cały mój wybór to nie jest tylko fikcja. Myślę, że jestem
skazany na życie z tobą. Nie odbieraj tego źle. Chcę tego. Chcę ciebie mimo
tego całego syfu, tylko po prostu… boję się – wyznał szczerze.
-Uczucia są
jak emocjonalny szantaż. Chcę, abyś zdecydował niezależnie od tego, czy cię
kocham, czy jeszcze nie – powiedziałam.
-Uwierz mi,
moje uczucia to szantaż, twoje… Twoje to by była decyzja… Twoje „kocham” to
moje „tak”, twoje „nigdy” to moje „rezygnuję” – oświadczył.
-Harry… Ja…
czuję coś do ciebie, ale nie wiem, czy to już kochanie… Za mało czasu –
przyznałam się. – Dlatego musisz sam podjąć decyzję. Ja nie zrobię tego za
ciebie. Nie zniosłabym, gdybym przypadkiem zniszczyła ci życie swoim słowem.
Pokiwał głową
potakująco, a następnie wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją dłoń, a wtedy
chłopak przyciągnął mnie do siebie.
-Chodź –
zawołał, a ja wstałam od stolika i dałam się chłopakowi usadzić na kolanach.
Przytulił mnie mocno do siebie.
Jego ciepło
dawało mi poczucie bezpieczeństwa, choć czułam, że to… że to rozstanie. Chłopak
pocałował mnie delikatnie w skroń. Potem zaczął znaczyć mokrą ścieżkę przez mój
policzek aż do ust. Całował mnie delikatnie, jakby ze smutkiem. Nie czuć było
tu dzikiej namiętności jak w sylwestrową noc. Coraz bardziej czułam, że to
wszystko to jakiś wydłużony proces pożegnania. Choć Harry mówił o tym, że
chciałby zostać, wypowiedział także wiele zimnych, raniących słów. Ciągle nie
mogłam być pewna jego decyzji.
Odsunął swe
usta od moich i spojrzał mi w oczy. Były przysłonięte mgłą łez, ale on
delikatnie otarł kąciki, pozbywając się nadmiaru słonej wody. Pocałował mnie
delikatnie w nos.
-To najgorsza
chwila w moim życiu – przyznał cicho, a potem zapytał trochę głośniej. – Co
czułaś, kiedy cię pocałowałem?
-Że mnie
żegnasz i że bardzo tego nie chcę – wyznałam szczerze.
-Nie żegnam
cię – odparł. – Zostaję. Myślałem, że wyraziłem się jasno. Myślałem, że to
pomoże ci w podjęciu decyzji, co czujesz do mnie.
-Myślę, że
jestem w tobie zakochana, ale na naszej relacji stoi jeszcze zbyt duży cień,
abym mogła poczuć coś więcej… To się nie zmieni od jednego pocałunku.
Potrzebuję czasu – przyznałam. – Nie chcę znów zbyt szybko powiedzieć „kocham”,
bo z Loganem to nie zadziałało.
-Okej…
Przytulił mnie
do siebie mocniej, a ja odpłynęłam w tej chwili. Dosłownie. Moje powieki się
zamknęły i zwyczajnie zasnęłam w jego ciepłych i silnych ramionach, pogrążona w
marzeniu, że Harry zostanie ze mną na zawsze.
___________________________________________
Chciałabym tylko tak trochę na szybko powiedzieć, że zostały jeszcze trzy rozdziały tego opowiadania. Jest ono już skończone i niedługo pożegnamy się z bohaterami tej historii. Mam jednak nadzieję, że na niezbyt długo... O co chodzi? Wszystko wyjaśnię zaraz po dodaniu 31 rozdziału EMPTY <3 KC
Napisałaś, że nie złamiesz mi serca (jeszcze w tym rozdziale). A ty co robisz? Piszesz mi takie coś. Nie mam pojęcia jak skomentować reakcję Harryego. Chyba nie można mu się dziwić. Każdy by był w szoku, po takiej wiadomości, ale w końcu został z nią. Nie zostawił jej- tylko to się dla mnie liczy.
OdpowiedzUsuńJeżeli ten rozdział miał mi nie łamać serca, to boje się czytać kolejne...