wtorek, 17 maja 2016

02. Chapter 27

    Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nieznany mi pokój. Początkowo się przestraszyłam, ale szybko przypomniałam sobie, gdzie jestem. Odwróciłam się na bok i zobaczyłam twarz Harry’ego pogrążoną we śnie. Powinnam się cieszyć, ale jedyne, co czułam, to ucisk wyrzutów sumienia.
Podniosłam się do siadu. Zamierzałam się wymknąć, zanim Harry się obudzi, dlatego poruszałam się najciszej jak mogłam. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z sypialni. Tam pospiesznie się przebrałam i ruszyłam do drzwi. W przedpokoju założyłam buty i już chwytałam za klamkę, kiedy zobaczyłam białą kartkę przyklejoną do drewnianej powłoki. „Nie próbuj wychodzić. Zadzwoń do Mayi. Wie.”.
      Napis naprawdę mnie przeraził. Harry powiedział mojej przyjaciółce o tym, że dałam mu szansę? Jak zareagowała? Na pewno nie dobrze. Byłam pewna, że mnie zabije. Przestraszona zdjęłam kurtkę i zaczęłam poszukiwać komórki w swojej torbie. Bałam się do niej zadzwonić, ale wiedziałam, że to jedyne wyjście i że trzeba to zrobić jak najprędzej. Dochodziła dziewiąta, a więc u Mayi 4 nad ranem. Była na imprezie, dlatego miałam nadzieję, że jeszcze nie spała. Bez dłuższego zastanowienia wybrałam jej numer. Te trzy sygnały były dla mnie najdłuższym okresem czekania w całym moim życiu.
-Zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, pozwól mi się wytłumaczyć – zaczęłam.
-Masz farta, że nie zdążyłam się położyć – powiedziała.
-To z Harrym to jeden raz. Rozumiem, że ci to przeszkadza, ale to koniec, obiecuję – ciągnęłam.
-Zrobił coś nie tak od naszej rozmowy? – zapytała, a jej głos wyrażał zdziwienie. Jakby coś innego było nie w porządku, a nie fakt, że właśnie spędzałam czas z jej byłym.
-Nie rozumiem. Nie jesteś zła?
-Nie, dlaczego? Rozmawiałam wczoraj z Harrym. To w porządku, jeśli chcesz się z nim spotykać – oświadczyła.
-Ale Maya, ty… on cię skrzywdził. Nie chcę robić czegoś co tylko dołoży do ognia – mówiłam kompletnie zbita z tropu.
-Wiem, że mnie zranił, ale ja też nie zawsze byłam okej. Zarówno w stosunku do ciebie, jak i do niego. Nie mogę być zła o to, że mnie wtedy zostawił… Właściwie czułam, że zamierza to zrobić. I dlatego spróbowałam go zatrzymać w trochę nierozsądny sposób. Wiem, że to nie fair, że mówię ci to dopiero teraz. Nie będę się czuła zbyt dobrze wiedząc, że jesteście razem, ale… jeśli naprawdę coś do niego czujesz, nie mogę ci zabraniać. Jeśli ta relacja okaże się błędem, wtedy się powściekam i pogadam „a nie mówiłam”, ale teraz… muszę dać ci spróbować, bo może nie układa ci się z nikim innym dlatego, że to Harry jest tym właściwym. Poza tym… należy ci się za zeszły rok. Gdybym wtedy nie leczyła się po Matt’cie, na pewno zeszlibyście się już wtedy. O Louisie nawet nie wspominam – powiedziała, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak na to zareagować. Czułam jednak, że ma rację. Pod każdym względem. Zasługiwałam na szansę z Harrym niezależnie od jej widzimisię.
-Wow – udało mi się jedynie wydusić.
-Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że jeszcze od niego nie wyszłaś, a jeśli tak to natychmiast wracaj i uściskaj go, bo w sumie jest w porządku… zadzwonił do mnie, żeby spytać o pozwolenie. Nie chciał, żebyś miała wyrzuty sumienia – oznajmiła.
-Tak… Dzięki. Pogadamy później, a teraz śpij. Szczęśliwego nowego roku – powiedziałam.
-Wzajemnie, dobranoc – odparła i rozłączyła się.
Schowałam telefon do torebki i odwróciłam się. Harry stał w progu salonu w samej koszulce i bokserkach. Uważnie mi się przyglądał, a ja nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Dopiero po chwili ruszyłam w jego kierunku i owinęłam ręce wokół jego pasa. Przycisnął mnie do siebie, a potem pocałował w czoło.
-Nie jesteś zła, że do niej zadzwoniłem? – zapytał szeptem.
-Nie – odparłam, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
Właściwie to chciało mi się płakać ze wzruszenia. Harry był pierwszym chłopakiem, który przewidział moje emocje i zapobiegł ich negatywnemu rozwojowi. Jasne, Logan się mną interesował, ale rzadko rozumiał, co czułam bez tłumaczenia. O Louisie w ogóle nie ma co gadać.
-Co powiesz na śniadanie? - zaproponował po kilku minutach milczenia.

Trzeci stycznia był stresującym dniem. Wróciłam do pracy i miałam wspólną zmianę z Loganem. Nie wiedziałam, jak się czuć w naszej sytuacji, zwłaszcza że byłam już w związku z kimś nowym. Wiem, że w moim życiu ostatnio wszystko potoczyło się tak szybko, sama nawet tego nie ogarniałam, właśnie dlatego sytuacja z moim byłym chłopakiem była taka trudna. Ostatni okres był zbyt intensywny. Jeszcze chwilę temu sądziłam, że kocham Logana, a teraz nie byłam nawet pewna, czy żyliśmy ze sobą czy obok siebie i dlatego ten związek się udawał.
Weszłam na basen i pierwsze, co zobaczyłam, to on. Stał naprzeciwko mnie i wpatrywał się nieprzerywanym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że właśnie wejdę. Ruszył w moim kierunku, a ja miałam ochotę uciekać, jednak jakimś cudem jednocześnie nie potrafiłam się poruszyć. Znalazł się blisko mnie, a jego spojrzenie nie zmieniło się ani trochę. Cały czas było nieustępliwe, sprawiało wrażenie, że jest wkurzony.
-Musimy pogadać – oświadczył.
Jedyne, co potrafiłam zrobić, to otworzyć na niego szeroko oczy. On chyba żartował. Miałam z nim rozmawiać? Ostatnio, kiedy próbowałam, uciekł do Londynu. Teraz nie mieliśmy o czym gadać.
-Słyszałaś? – zapytał, a jego ton głosu wyrażał irytację.
-Tak, ale nie zamierzam z tobą rozmawiać – powiedziałam i chciałam go wyminąć, ale zastawił mi drogę.
-Pogadasz ze mną albo ja pogadam z twoim szefem – oświadczył.
-Straszysz mnie? Naprawdę żałosne, Adams – stwierdziłam.
-Świetnie, widzę, że stosujemy nazwisko. Jakie to dojrzałe – odbił piłeczkę.
-Tak samo dojrzałe, jak ucieczka bez wyjaśnienia – powiedziałam.
-To nie była ucieczka. To był planowany wyjazd – odparł.
-No naprawdę, to bardzo polepsza tę sytuację – stwierdziłam sarkastycznie.
-O niczym nie masz pojęcia – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Pewnie dlatego, że nie chciałeś mi nic powiedzieć – zauważyłam i znów spróbowałam go wyminąć, ale złapał mnie za rękę i szarpnął z całej siły, aż zabolał mnie nadgarstek. Zobaczyłam na skórze czerwone ślady, kiedy puścił mą dłoń.
-Chcę, żebyśmy do siebie wrócili – oświadczył.
-Niee? – odparłam, choć serce ścisnęło mi się, kiedy wypowiedział te słowa.
Nie jestem pewna, co konkretnie wtedy poczułam. Byliśmy ze sobą kilka miesięcy, nie narzekałam na to póki na scenie nie pojawił się Harry i mądre rady Mayi. Możliwe, że jednak coś tam do niego czułam, tylko po prostu mniej, niż początkowo mi się wydawało. Albo… Zresztą sama nie wiem. W tamtym momencie w mojej głowie panował po prostu chaos. Sama nie wiedziałam, co robić, jak się zachowywać. Wiatr wiał na mnie z wszystkich stron i popychał w różnych kierunkach w zależności od tego, kiedy jaki prąd był silniejszy.
-Lillian, ja wiem, że nie zachowałem się okej, ale musiałem wyjechać. Nie mogę ci powiedzieć dlaczego, ale bardzo mi na tobie zależy i nie chcę się rozstawać przez taką błahostkę – oświadczył. Sposób w jaki dobierał słowa… Dokładnie wiedział, co powiedzieć, aby w mojej głowie zapanował jeszcze większy mętlik.
-Więc dlaczego nie odezwałeś się wcześniej? – spytałam, przełykając ślinę, która osiadła mi w przełyku.
-Nie mogłem. Miałem coś ważnego do załatwienia – powiedział. – Proszę, nie pytaj o to. Po prostu mi wybacz i zapomnijmy o tym.
-Nie… Wybacz Logan, ale nie mogę być w związku, w którym są tajemnice – odparłam. – Poza tym… Wiele się wydarzyło, odkąd zniknąłeś.
-Minął tydzień – zauważył.
W pewnym sensie miał rację. Minęło tak niewiele czasu od naszego rozejścia się, a ja już byłam w nowym związku. Przynajmniej tak myślę, że to był związek. W każdym razie ten tydzień na pewno wystarczył, abym znalazła się w jakiejś piekielnej pułapce uczuć i teraz potrzeba mi czasu, żeby to wszystko rozwikłać. Na pewno za to nie mogę wybaczyć już Loganowi. Nawet, gdyby Harry się nie pojawił, nie byłoby to możliwe. Logan powiedział parę ostrych słów, kiedy odchodził. No i odszedł, co chyba jest w tym najgorszą rzeczą. Odszedł bez słowa wyjaśnienia, a teraz chce wrócić, dalej nie tłumacząc nic.
-Tydzień nie zmieni wagi słów, które powiedziałeś – przypomniałam mu. – Tydzień nie sprawi, że stanę się „użyteczna”.
-A ty rzuciłaś we mnie książką i nie mam ci tego za złe – argumentował, ale chyba był to najgorszy możliwy sposób. Chciał zwalić winę na mnie.
-Uwierz, że czasem słowa mają większą wagę niż czyny – oświadczyłam.
-Może skończycie gadać i zajmiecie się pracą! – Smith zawołał nas z drugiego końca basenu, przywracając nas tym samym do rzeczywistości.
Posłaliśmy sobie groźne spojrzenia, a potem wróciliśmy do robienia tego, po co tutaj przyszliśmy – do patrolowania basenu.

Siedząc w poczekalni, obawiałam się zawału. Serce stukało w mojej klatce piersiowej jak nienormalne. I nic dziwnego. Bałam się, a nawet nie miałam kogo złapać za rękę, aby wsparł mnie w tak trudnej chwili. Za chwilę miałam się dowiedzieć, czy jestem śmiertelnie chora, czy cały ten stres ostatnich dwóch miesięcy był na próżne.
Ludzie siedzący obok wydawali się nad wyraz spokojni, podczas gdy moja noga cały czas niespokojnie poruszała się w rytm bicia mojego serca. Tak bardzo się bałam.
-Lillian? – usłyszałam nad sobą znajomy głos.
Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Louisa w lekarskim kitlu.
Przeklęłam w duchu mojego fatalnego pecha. Że też akurat na niego musiałam się tutaj natknąć. Już lepszy byłby Logan proszący mnie o wybaczenie.
-Co tutaj robisz? – zapytał.
-Um… Przyszłam po wyniki badań – powiedziałam lekko wymijająco. – A ty?
-Pracuję tu – odparł i wskazał dłonią swój ubiór. – Przynajmniej jeszcze tu pracuję.
Podniosłam się z krzesełka, aby bardziej zrównać się z Louisem. Odeszliśmy kilka kroków od naszego poprzedniego miejsca, aby naszą rozmową nie zakłócać ciszy innych.
-Więc jak to, że „jeszcze” tu pracujesz? – dopytałam, nie tyle z ciekawości, co po prostu z grzeczności.
-A wiesz, zaproponowali mi posadę w Stanach. Myślę, że się tam przeniosę – wyjaśnił.
-Wow, musisz być naprawdę dobry, biorąc pod uwagę, że nie możesz tu zbyt długo pracować – zauważyłam.
-Ta… Dobry… i młody. Szukali świeżaka na tę całą odsiecz. Lepiej wypadną jak pokażą, że mają też młodych zdolnych i przyfarciłem – przyznał. – Przynajmniej teraz zarabiam tyle, że nie muszę oszukiwać żadnych dziewczyn za kasę.
-Taaa…
-Właśnie, Lilly… Strasznie cię za to przepraszam. Moja rodzina… mamy trudną sytuację, do tego mój biologiczny ojciec robił problemy. Byłem trochę zdesperowany i przyparty do muru. Wiem, że to mnie nie tłumaczy, dlatego przepraszam – powiedział. – Za wszystko to, co ci zrobiłem. Nie powinienem się bawić twoimi uczuciami z powodu swoich problemów. To nie było fair.
-W porządku… Co prawda, narobiłeś w moim życiu małego zamętu, ale stanęłam na nogi, więc… Wybaczam ci – odparłam szczerze.
-Lillian Hampton proszona jest do gabinetu!
-Wołają mnie – powiedziałam.
-Okej… Trzymaj się.
-Ty również – odrzekłam, a potem ruszyłam do pokoju, gdzie czekała mnie informacja, która mogła zmienić całe moje życie.
Kobieta o brązowych włosach siedziała za swoim biurkiem i pisała coś w czyjejś karcie zdrowia. Wydawała się na tym w pełni skoncentrowana, dzięki czemu łatwiej było mi podejść bliżej i zająć moje miejsce. W momencie, w którym usiadłam, skończyła pisać i sięgnęła po drugą kartę, po czym spojrzała na mnie.
-Witam, pani Hampton.
-Dzień dobry.
Spojrzała znów na kartę, po czym wyjęła z niej jakąś białą kartkę. Wyniki badań. Popatrzyła na nią chwilę, po czym znów podniosła wzrok na mnie.
-Co spowodowało, że tak długo zwlekała pani z odbiorem wyników? Były do odebrania już miesiąc temu – powiedziała.
-Wie pani, święta, jechałam do Ameryki… No i trochę się stresowałam wynikiem – przyznałam ostatecznie zgodnie z prawdą.
-Niestety nie mam dla pani dobrych wieści – powiedziała, wzdychając, a mnie serce stanęło. Dosłownie.
-Co? – zapytałam ledwo słyszalnie, a wtedy drzwi do gabinetu się otworzyły.
Nie zwróciłam na to uwagi, podobnie jak pani doktor. To na pewno był jakiś lekarz.
-Niestety, cierpi pani na HIV – poinformowała mnie, a wtedy tuż za sobą usłyszałam szum. Jakby spadający na podłogę papier.
-Louis! Błagam, nie teraz, zbierz te karty i wychodź stąd – warknęła pani doktor, sprawiając, że odwróciłam się.
Nie chciałam wierzyć swojemu przypuszczeniu, kiedy usłyszałam znane mi imię, dlatego odwróciłam się. Niestety los nie był dla mnie łaskawy, ponieważ owy „Louis” był tym samym Louisem, którego za wszelką cenę nie chciałam teraz tutaj ujrzeć.
Chłopak szybko zebrał karty z podłogi i położył je na biurku pani doktor. Usiłowałam wyczytać coś z jego oczu, ale unikał mojego wzroku tak skutecznie, że nawet raz nie udało mi się w nie spojrzeć. Już po chwili wyszedł, trzaskając drzwiami trochę zbyt mocno.
Nie wiem za to, co dokładnie się potem działo. Co prawda zachowałam przytomność, ale nie pamiętałam wszystkiego z tej wizyty. Tylko kilka zdań odbijało się echem w mojej głowie. „To jeszcze nie jest wyrok śmierci.”, „Z tym da się żyć.”, „Spotka panią wiele wyrzeczeń.”, „Miesiączkowanie zawsze będzie największym koszmarem.”, „Bliższy kontakt z mężczyzną jest na zawsze niemożliwy.”,„To zmieni całe pani życie.”, „Wyniki trzeba jeszcze raz powtórzyć, ale szanse są marne.”.
Nie wiem kiedy i jak znalazłam się w London Eye. Koło obracało się powoli, z każdą sekundą dając mi coraz lepszy widok na panoramę miasta, w którym zawsze chciałam mieszkać, miasta, którego tak niewiele mi jeszcze zostało. Łzy spływały powolnie po moich policzkach i nie panowałam nad nimi. Z czasem zaczęłam szlochać i nie potrafiłam się pozbierać.
Zabrano mi wszystko. Zabrano mi możliwość prawdziwej miłości, takiej z pożądaniem i dotykiem. Zabrano mi możliwość posiadania rodziny. Zabrano mi marzenia, bo studia przy mojej chorobie nie miały sensu. Kontakt z ludźmi mógłby tylko przyspieszyć skutki uboczne HIV. Mogłam się zaziębić i na to przeziębienie umrzeć. Zresztą… Na co mi studia, skoro mogłabym zaraz po nich umrzeć? Straciłam wszystko. Przed Londynem miałam chociaż rodzinę i przyjaciółkę, ale i tego się pozbyłam na cześć głupiego marzenia, które miało się nigdy nie doczekać swojego spełnienia.
Najlepszym rozwiązaniem dla mnie było umrzeć w tym głupim młynie. Za bardzo jednak było mi szkoda ludzi, którzy potem musieli by się mną zająć. Jeszcze by się ktoś przypadkiem zaraził przy próbie przywrócenia mnie do życia.
Dlatego zwyczajnie wyszłam, kiedy moja podróż dobiegła końca. Wróciłam do domu i tam zakopałam się pod kołdrę. W tej ciemności łatwo mi było uwierzyć, że już nie żyłam, jednak zostało mi jeszcze trochę czasu. I musiałam ten czas wykorzystać, aby powiedzieć prawdę Harry’emu.

2 komentarze:

  1. Kurczę. A wierzyłam, że jednak Lilly nie jest chora na HIV. To straszne. Smutno mi się zrobiło i bardzo współczuję Lilly.

    OdpowiedzUsuń