niedziela, 24 kwietnia 2016

02. Chapter 24

     Dzień wyjazdu nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Martwił mnie powrót do domu. Co prawda miałam urlop aż do końca roku, ale samo przebywanie tak blisko Logana sprawiało, że czułam się dziwnie niekomfortowo. Nie chciałam go jeszcze musieć spotkać. Zastanawiałam się, jak wrócił do domu. W końcu jego bilet został przez mnie zniszczony, a ten na dzisiejszy lot miałam ja. Szybko jednak doszłam do wniosku, że w sumie nie powinno mnie to obchodzić.
-Będę tęsknić! – powiedziała Maya, ściskając mnie na pożegnanie.
-Tak, ja też. Teraz ty przyjedź na trochę – poprosiłam.
-Może kiedyś na jakiś weekend – obiecała, wypuszczając mnie z objęć.
     Potem pożegnałam się niezręcznym uściskiem z Howardem. Na koniec zostawiłam sobie mamę, która najdłużej nie wypuszczała mnie z objęć. Wszyscy ze mną tutaj przyjechali. Rodzice Mayi i Mike wyjechali dwa dni temu, więc moja… rodzina? Chyba rodzina. W każdym razie dom był pusty i wszyscy mogli pożegnać się ze mną dopiero na lotnisku.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, ale zaraz potem pasażerowie mojego lotu musieli iść na odprawę, więc jeszcze raz pożegnałam się ze wszystkimi pospiesznie i ruszyłam do samolotu. Czekało mnie siedem godzin podróży tylko ze swoimi myślami. Nie zapowiadało się dobrze.
Co prawda sprawa Logana już trochę przygasła w moim sercu. Minęły trzy dni, a więc czas, aby zaczynać sobie radzić. Poprzednie dwa przepłakałam prawie w całości, ale ten miał być pozbawiony łez. Tak sobie obiecałam i na razie się tego trzymałam. I póki byłam dzielna, moje poprzednie szlochy wydawały mi się absurdalne. Ten cały ból serca i rozmowa z Peterem także.
W samolocie zajęłam miejsce od okna. Miejsca obok mnie były jak na razie wolne. Znaczy… wiedziałam, że jedno z nich pozostanie takie aż do końca lotu, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.
Wyjęłam komórkę z kieszeni, chcąc sprawdzić powiadomienia, zanim samolot ruszy. To była moja ostatnia chwila kontaktu ze światem przed siedmiogodzinnym oderwaniem się od niego.

O czwartej w nocy wróciłam do domu. Dziadek po mnie przyjechał, za co byłam mu wdzięczna, bo łażenie samej po nocy raczej nie kojarzyło mi się najlepiej. Początkowo miałam jechać do Logana i zostać tam na noc, ale teraz… teraz nie było to możliwe. A dziadek na szczęście o nic nie zapytał, kiedy poprosiłam go, aby przyjechał. Wiem, że to środek nocy, a on już do najmłodszych nie należał, ale tutaj miałam tylko jego i babcię. Nie miałam kogo poprosić.
Dotarłszy do domu, od razu poszłam się położyć. Taty już nie było, więc przynajmniej nie musiałam się przejmować spotkaniem z nim.
Wbiegłam na piętro, nawet nie zapalając światła. Dotarłam do swojego pokoju i po omacku zaczęłam się rozbierać. Nie miałam siły zapalić światła. W samolocie trzymałam się cały czas na kawie, a teraz padałam ze zmęczenia.
Wydawało mi się, że w pokoju jakoś dziwnie pachnie, ale nie miałam siły, żeby sprawdzić, co wydziela ten zapach. Po prostu wcisnęłam się pod kołdrę i prawie od razu zasnęłam. Śnił mi się Logan, ale jego oczy nie były tak uderzająco niebieskie, jak zwykle. W ogóle nie były w tym kolorze. Kiedy Logan na mnie patrzył, przeszywała mnie soczysta zieleń, której zdecydowanie nie sposób nie zauważyć. I ciągle czułam ten uporczywy zapach. Chciałam go odegnać, jakby mi przeszkadzał, choć w rzeczywistości był całkiem ładny. Przestałam się skupiać na Loganie i kiedy po chwili znów na niego spojrzałam, jego włosy zaczęły rosnąć i zmieniać barwę. Mrugnęłam, jakbym nie dowierzała oczom, ale kiedy otwarłam je ponownie, przede mną stał Harry i wręczał mi kwiaty. Wiedziałam, że to ich zapach cały czas czułam. Chłopak zbliżył się do mnie. Tak samo jak rok temu w kawiarni. Jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a ja zostałam zmuszona do spojrzenia mu w oczy.
-Muszę cię pocałować. Ostatni raz. I nie chcę, żebyś mi znów przywaliła. Proszę, pozwól mi – powtórzył dokładnie to samo, co przy pożegnaniu. Jego oczy, jednak wydawały się zasłonięte mgiełką, jakby był zahipnotyzowany. Chwilę trwało, zanim biała otoczka na jego oczach zniknęła. – Nie, nie chcę, żeby to był ostatni raz – oświadczył, a potem pocałował mnie, nie czekając na moje pozwolenie.
Wyrwałam się z tego snu jak szalona. Już po chwili siedziałam na swoim łóżku cała zalana potem, a nocna jawa powoli uciekała z mojej głosy. Cały czas tylko czułam ten uporczywy zapach kwiatów. Rozejrzałam się po pokoju i wtedy je dostrzegłam. Bukiety. Cztery bukiety stały w wazonach pod oknem. Zerwałam się z łóżka jak poparzona i zbliżyłam się do kwiatów. Co one tu robiły? Kto je przysłał? Logan był pierwszą osobą, jaka przyszła mi do głowy.
W kwiatach, które wydały mi się najstarsze, odnalazłam bilecik. Pisało na nim: „Lilly, Wiem, że jestem zwyczajnie głupi, ale przysięgam, że mogę się zmienić.”. Teraz byłam już prawie pewna, że to od Logana. Jednak za nim stwierdziłam to na pewno, zdecydowałam się przeczytać wszystkie liściki. Ponieważ najstarsze kwiaty były ustawione od brzegu, pomyślałam, że może reszta stoi w kolejności od daty ich dotarcia. Zaczęłam czytać kolejne bileciki. „Lilly, Nie potrafię skraść dla ciebie gwiazd.”. Brzmiało jak tekst jakiejś nieznanej mi piosenki, a to już mi do Logana nie pasowało, ale nie zniechęcałam się. Kolejna karteczka głosiła: „Lilly, Ale mogę podarować ci swoje używane serce”. Teraz już byłam pewna, że to z jakiejś piosenki. Zanim jednak zaczęłam się zastanawiać, przeczytałam ostatnią karteczkę: „Lilly, Wszyscy twoi przyjaciele myślą, że jestem beznadziejny, oni nie rozumieją”.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Zebrałam wszystkie bileciki i przeczytałam całość od początku.
Wiem, że jestem zwyczajnie głupi, ale przysięgam, że mogę się zmienić
Nie potrafię skraść dla ciebie gwiazd
Ale mogę podarować ci swoje używane serce
Wszyscy twoi przyjaciele myślą, że jestem beznadziejny, oni nie rozumieją
Tekst brzmiał, jakby był urwany na końcu. Brakowało jeszcze jakichś słów, których nie znałam. Szybko jednak sięgnęłam po telefon i początkowo przelękłam się, kiedy zobaczyłam godzinę. Dochodziła 14, co znaczyło, że ostatni bukiet przyszedł najprawdopodobniej dziś. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl i skupiłam się znów na tym, do czego potrzebna była mi komórka. Włączyłam Internet i wpisałam tekst z pierwszego bileciku. Oczywiście wyskoczyła mi piosenka. „Second Hand Herat” autorstwa Bena Haenow. Nie miałam czasu, aby teraz przesłuchać tę nutę, więc po prostu weszłam w tekst i odnalazłam fragment, który mnie interesował. Musiałam doczytać dalszy ciąg tego, co nadawca kwiatów chciał mi przekazać. Tekst głosił:
„Że ta nieidealna miłość może zacząć się od początku
Rozbite na kawałki
Czy wciąż chcesz przyjąć moje używane serce”
Czy to Logan? Po tym wszystkim, co się wydarzyło, chciał do mnie wrócić? Czy mogłam mu wybaczyć? Czy w ogóle chciałam? Przez te kilka dni zaczynałam uczyć się radzić sobie bez niego i całkiem dobrze mi szło. Wracałam do dawnej siebie. Kiedy tylko o tym pomyślałam, przypomniały mi się słowa Mayi. „Kim byłabyś bez Logana?” zapytała. Przez to odrzuciłam myśl o tym, że stawałam się dawną sobą. Nigdy nie miałam już być taka sama po związku z nim. Musiał mieć przecież na mnie jakiś wpływ!
Nagle poczułam, jakbym wmuszała w siebie tę miłość. Jakby od tego, czy go kocham zależało całe moje życie. Dlaczego? Dlaczego tak usilnie pragnęłam go kochać? Dlaczego tak bardzo bolała mnie myśl, że byłam niepewna uczuć? Dlaczego to bolało mnie bardziej, niż utrata chłopaka?
Gubiłam się powoli w swoich uczuciach, w swoich myślach oraz postępowaniach. Zaczynałam rozumieć, jak głupia stałam się na przełomie ostatnich dwóch lat.
Ale czy nie taki był każdy człowiek? Czy gdyby mieć dostęp do umysłu każdej osoby, innej niż my sami, nie mielibyśmy wrażenia, że w niektórych przypadkach oni również są głupi, bo my postąpilibyśmy inaczej? Prawda jest taka, że nasze wybory wcale nie musiałyby się tak różnić. Bo mądrzy jesteśmy tylko wtedy, kiedy sami nie stajemy na skraju dróg, zmuszeni do wyboru, w którą stronę teraz zmierzać. Emocje zmieniają decyzje, a jeśli nie dajemy im przejąć kontroli, wybieramy jeszcze gorsze ścieżki.
Prawda jest taka, że gdybym nie kierowała się rozumem, dawno temu związałabym się z Harrym. Żadnego Logana najprawdopodobniej teraz by nie było. Więc czy nie jestem po prostu nieczułym człowiekiem? Doprowadzałam do destrukcji wszystkich, którzy mnie otaczali, w tym także siebie.
Gdyby tylko czasem dało się wyłączyć mój umysł, który wydawał się cały czas pracować na pełnych obrotach i spiskować przeciwko mnie. Gdybym mogła w końcu robić to, czego pragnęłam bez wyrzutów sumienia… Tylko pojawiał się jeden problem. Czy tak naprawdę wiedziałam, czego chciałam?
Granica między tym, co powinnam, a co siedziało w moim sercu wydawała się kompletnie zaniknąć, przez co miałam problem z odróżnieniem kategorii. I to doprowadzało mnie do zguby. Pragnęłam w końcu skupić się na tym, co naprawdę czułam, ale przez długi czas starałam się zapomnieć o większości swoich emocji, dlatego wydawałam się teraz kompletnie skamieniała. Nieużywane funkcje ponoć zanikają. Czy byłam kompletnie pusta?
Nie chciałam dłużej nad tym rozmyślać. Przebrałam się szybko, a potem poszłam do łazienki, aby umyć zęby. Nie wychodziłam nigdzie, także odpuściłam sobie makijaż. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni, gdzie babcia szykowała już obiad. Dziadek siedział przy stole i czytał gazetę.
-Hej – przywitałam się z nimi.
Babcia coś mruknęła pod nosem, a dziadek posłał mi ciepły uśmiech. Usiadłam na krześle przy stole i odgarnęłam swoje włosy. Zdałam sobie sprawę, że ich nie uczesałam, ale nie chciało mi się wstać, aby poprawić ich stan.
-Jak było w USA? – zapytał dziadek, wynurzając nos znad swojej gazety.
-W porządku. Zwiedziłam z Mayą Nowy York. Pokazała mi nawet gdzie się uczy. Zrobiłam sobie zdjęcie pod statuą wolności. Jest naprawdę ogromna! Mam nagrania. Pokażę wam, jak zrobię z tego filmik – obiecałam.
-A co z Loganem? Miałaś wrócić od niego dziś nad ranem – wiedziałam, że babcia mi nie odpuści. Dziadek miał więcej wyczucia. Nie to, że ona go nie miała, ale czasami bywała też ciekawska.
-To zamknięty dział – odparłam, rozczesując swoje włosy palcami.
-Och! Pokłóciliście się? – zapytała.
-Lizzie – dziadek upomniał ją.
-Zerwaliśmy. Wyjechał wcześniej – ucięłam, uważając, że tyle wyjaśnień powinno im wystarczyć.
Babcia chyba zrozumiała, bo nie zadała żadnego pytania więcej. Zamiast tego wyjęła z szafki trzy talerze i napełniła je zupą. Wstałam, aby pomóc je jej nosić na stół. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, a potem wszyscy zabraliśmy się do jedzenia. Panowała chwila ciszy, aż w końcu zdecydowałam się ją zakłócić.
-Co to za kwiaty w moim pokoju? – zapytałam.
-Nie wiem, przyszły do ciebie – odparła babcia. – Pierwsze dwa dni temu, wczoraj aż dwa bukiety, jeden rano, a drugi na wieczór. Jeden przyszedł dzisiaj. Przyniosłam go do ciebie, kiedy spałaś.
To nie mógł być Logan. To fizycznie niemożliwe. Siedział w stanach, kiedy przyszły pierwsze kwiaty. Nawet jeśli wyleciał tego samego dnia, co planował, dotarłszy do domu na pewno był zmęczony. Mogłabym pomyśleć, że może chociaż jeden bukiet jest od niego, ale teksty na bilecikach ściśle się ze sobą łączyły. Autor musiał być jeden.
-Masz wielbiciela? – zapytał dziadek. – Domyślasz się od kogo są?
Wzruszyłam ramionami.
-Może jakiś fan dowiedział się, gdzie mieszkam. Wiecie przecież, że działam w Internecie – odpowiedziałam, jedząc niechętnie zupę.
Moje myśli stały się niespokojne, kiedy zdałam sobie sprawę, że bukiety nie są od Logana. Usiłowałam zapanować nad swoim umysłem, wmawiając sobie, że to przecież naprawdę mógł być fan. Bo kto inny? Harry obiecał mi spokój i na razie się tego trzymał. Poza tym, nie znał mojego adresu. W sumie sama nie wiedziałam, czy myśl, że to nie on mnie pocieszała, czy powodowała ukucie zawodu w klatce piersiowej.
Nie chciałam się nad tym zastanawiać.
I wtedy przyłapałam się na błędzie. Tak radziłam sobie z bólem. Nie zastanawiałam się nad tym, co czułam, bo to ułatwiało mi życie. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.
Dlatego zdecydowałam się jednak zastanowić nad kwestią Harry’ego. Wyobraziłam go sobie w mojej głowie i coś zadziało się z moim oddechem. Z przerażenia niechcący kopnęłam nogą w krzesło ustawione pod stołem. Wyrwałam się z zamyślenia tak gwałtownie, że babcia popatrzyła na mnie nieprzychylnie, przypominając mi tym o kulturalnym zachowaniu przy stole.
W tym samym momencie zdecydowałam jednak nie zastanawiać się nad kwestią Harry’ego. Przynajmniej nie teraz.

2 komentarze

  1. Awwwwwwwwwwwwwww *_* Te kwiaty są takie słodkie!
    Jestem pewna, że są od Harry'ego!! Jak sama Lilly twierdzi, od Logana nie mogą być, więc zostało nam tylko dwóch chłopaków w jej życiu: Harry=Peter. Czyli wszystko jasne MOJE SŁONECZKO WRACA W WIELKI STYLU!

    Już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów! Dodawaj je szybciej!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)
    Widać, że Lily się pogubiła. Coś czuję, że teraz wkroczy Harry. Dalej chcę się dowiedzieć o co chodziło z Loganem!
    Pozdrawiam Tris *.* z http://hopebravestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń