czwartek, 7 stycznia 2016

02. Chapter 10

      Po tym, jak dowiedziałam się, że mogę chorować na HIV, wzięłam kilka dni wolnego. Załatwiłam sobie zwolnienie lekarskie, udając osłabienie i zaniosłam je do pracy pilnując, aby zjawić się przez zmianą Logana. Nie miałam odwagi już teraz przyznać mu się do tego, co się ze mną dzieje. Planowałam go unikać tak długo, jak to tylko możliwe. Czyli w sumie maksymalnie do końca tygodnia, bo potem musiałam wrócić do pracy. Nie byłam przecież chora na nic, co mogłoby mi przeszkadzać w normalnym wykonywaniu zawodu.
      Babcia chyba domyślała się, że coś jest nie tak, ale nie pytała. Coś tam jej wspominałam o Loganie, więc najwyraźniej pomyślała, że to przez niego. Doniosła to samo dziadkowi, więc on też nie zajmował mi głowy. Oni dawali mi spokój, a ja siedziałam w swoim pokoju, ukryta pod kołdrą, udając, że nie płaczę. Ale płakałam. Cały czas. W dzień, czasem przez sen. Nie mogłam jeść, mówić, ani normalnie funkcjonować. Nie zapisałam się jeszcze nawet do lekarza. Za bardzo się bałam. Ignorowałam też wszystkie połączenia od Logana i wiedziałam, że będzie o to wojna. Ale szczerze, chyba miałam nadzieję, że to pozwoli szybciej doprowadzić do rozpadu naszego… związku? Jakkolwiek to nazwać. W każdym razie wiedziałam, że ta relacja będzie musiała się skończyć, a ignorowanie go było najłatwiejszym sposobem na zwieńczenie tego.
Jakoś piątego dnia mojego chorobowego zadzwoniła mama. Dawno nie gadałam przez skype ani z nią, ani z Mayą. Wcześniej unikałam kontaktu przez wzgląd na moją zazdrość, dzisiaj nie byłam w stanie czuć nic.
Bałam się odebrać. Bałam się, że się załamię, ale wiedziałam też, że mama zacznie się martwić, jeśli tego w końcu nie zrobię. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku nocnym obok mojego łóżka, a potem przycisnęłam go sobie do ucha.
-Halo? – odezwałam się słabym głosem.
-Lilly? Śpisz? U ciebie jest dopiero dwudziesta pierwsza – zauważyła.
-Jestem zmęczona i leżę – odparłam, mając nadzieję, że to mnie usprawiedliwi.
-Dobrze się czujesz?
-Mam chorobowe – wyjaśniłam.
-Och! Czyli już pracujesz? – dociekała.
-Tak, już jakiś czas. Wspominałam ci, kiedy ostatnio rozmawiałyśmy – przypomniałam jej.
-Faktycznie, przepraszam. Jestem strasznie zaabsorbowana tą przeprowadzką, to dlatego – usprawiedliwiła się. – Wejdziesz na skype? To trochę pogadamy.
-Nie mam siły – odparłam zgodnie z prawdą.
-A co ci właściwie jest? – zapytała, a ja po prostu wybuchłam. Znów zaczęłam szlochać, jak już kilkakrotnie w ciągu ostatnich godzin. – Lilly?
-Mamo – jęknęłam żałośnie.
-Jesteś w ciąży, czy co? – to zabawne, że właśnie o tym pomyślała na samym początku. Zabawne przez wzgląd na ironię sytuacji. Ciąża… to w moim przypadku nieosiągalna rzecz.
-Nie, mamo… Byłam u lekarza – wysapałam, płacząc. Nie mogłam przed nią tego ukrywać. Była jedyną tak bliską mi osobą, jaką miałam. Nie potrafiłam jej oszukiwać. Zawsze była. Zawsze wiedziała, co mi jest. Nie mogłam kłamać, wykorzystywać faktu, że jest daleko i nie może dobrze ocenić, czy mówię prawdę, czy nie.
-Co ci powiedział lekarz? – pomagała mi drążyć tę rozmowę.
-Powiedział… że mogę… mogę mieć… hi…if – wychlipałam w końcu. – A ja tylko… tylko o…opatrzy-łam ranę… takiemu ch-chłopcu.
-Mój Boże, Lilly. Ale to nie pewne, tak? Nie przejmuj się zawczasu – starała się, ale wiem, że po prostu sama była w szoku. Nic dziwnego.
-Mamo, proszę, przyjedź do mnie – błagałam ją.
-Wiesz, że nie mogę. Bilety są bardzo drogie – odmawiała mi z bólem, wiem, ale i tak byłam na nią wściekła.
-Nigdy nie możesz! Odkąd on się pojawił, nigdy nie możesz! – wrzasnęłam, a potem rozłączyłam się i nie reagowałam na jej ponowne próby kontaktu.
I myślałam, że starczy mi rozmów na dzisiejszy dzień, ale chyba się na to nie zapowiadało
Leżałam dalej w swoim łóżku i pusto wpatrywałam się w jakieś kreskówki, które akurat leciały. Włączyłam bajki, żeby się jakoś odstresować. Łudziłam się, że bajki sprawią, iż poczuję się jak dziecko, które jest beztroskie i nie przejmuje się problemami. Nie bardzo to jednak pomagało. Cały czasu czułam ciężar w klatce piersiowej, a kreskówki jedynie przypominały mi, w jak żałosnej pozycji się znalazłam, skoro myślałam, że mogłyby pomóc.
Wtedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie odezwałam się ani słowem, wiedziałam, że to albo babcia, albo dziadek. Miałam nadzieję, że jeśli nie usłyszą żadnej reakcji, pójdą sobie, myśląc, że zasnęłam.
Pukanie jednak nie ustępowało. Nie reagowałam, aż w końcu drzwi same się otwarły. Mój wzrok powędrował w ich kierunku i o dziwo w wejściu nie stał ani dziadek, ani babcia. To był Logan z bukietem róż w ręku.
-Nie wiem, jak bardzo musiałem wpaść, żeby wejść do twojego domu drzwiami, kiedy są twoi dziadkowie – chyba chciał zażartować, ale prawda była taka, że nie rozbawiło mnie to. Byłam zbyt zdołowana i przygnębiona.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i patrzyłam na Logana pustym wzrokiem. Sama nie wiem, kiedy po raz kolejny po moich policzkach pociekły łzy.
Rozrywało mnie w środku coraz bardziej. Każda sekunda patrzenia na niego, powodowała we mnie coraz większy ból. Skoro tu przyszedł, nasze „rozstanie” było nieuniknione. Czułam, że Logan nie zechce dziewczyny, która jest tak poważnie chora. Kilkakrotnie wspominał, czego on to nie robił z dziewczynami. To na pewno ważny element jego życia. Nie mogę mu go odebrać. Nikomu nie mogę go odebrać.
-Dlaczego płaczesz? – spytał.
Kwiaty położył na stoliku nocnym, a następnie usiadł na krawędzi mojego łóżka. Poczułam jak materac delikatnie się pod nim ugina. Był tak blisko. Jego spojrzenie przewiercało mnie na wylot, dlatego musiałam spuścić wzrok. Nie miałam odwagi na niego patrzeć. Nie miałam odwagi powiedzieć mu, co jest grane. Zranić go tak bardzo.
-Lilly – nie wiem, jak często używał mojego imienia, ale za każdym razem, gdy to robił, wiedziałam, że był poważny.
Dłoń Logana znalazła się na moim policzku. Speszyłam się i szybko odsunęłam ją od siebie, a następnie cofnęłam się na drugą krawędź łóżka.
-Zrobiłem coś nie tak? – zapytał, nie rozumiejąc.
Udało mi się zmusić, aby na niego spojrzeć, a następnie lekko pokiwałam głową, aby zaprzeczyć. Nie zrobił nic. To ja byłam winowajcą i wstydziłam się tego. Może to nie do końca moja wina, a raczej mojego dobrego serca, jednak jest ono częścią mnie, więc ciężko to rozróżnić.
-Lilly, do cholery! – lekko podniósł głos i zmarszczył brwi. Wiem, że wyprowadzałam go z równowagi. Może to i dobrze. Pomyślałam, że wkurzy się i sam to zakończy. – Powiedz mi.
-Ja… - udało mi się zacząć, jednak zakończenie tego zdania uwięzło w mojej głowie. Słowa zatrzymały się na końcówce języka i tam miały pozostać.
-Poszłaś na zwolnienie, nic mi nie powiedziałaś, nie odbierałaś ode mnie połączeń. Chcesz to zakończyć? Mam przecież prawo wiedzieć! – burknął na mnie, zaciskając z całej siły dłonie na swoich udach.
W tym momencie zamierzałam po prostu kiwnąć głową, aby twierdząco odpowiedzieć na jego pytanie, ale mi się to nie udało. Zakończenie było ostatnią rzeczą, jakiej chciałam. Po prostu musiałam do niego doprowadzić, ale nie miałam odwagi wyznać mu dlaczego.
-To koniec – udało mi się w końcu wymusić te słowa. Bolało. Bolało bardziej niż świadomość, że mogę mieć HIV, ale musiałam to powiedzieć. Dla jego dobra.
-Dlaczego? – zapytał.
Skłamać?
Nie. Po pierwsze, nie miałam odwagi, a po drugie… zasługiwał na prawdę, nawet najstraszniejszą. A ja byłam słaba w oszukiwaniu. Wściekłby się na mnie, gdyby się zorientował, że go oszukuję. Nie chciałam go zranić bardziej, niż to konieczne.
-Mam… - zawahałam się. Głos uwiązł w moim gardle w postaci wielkiej guli. Czułam, że szykuje się kolejna porcja szlochu.
-Innego?! - teraz już naprawdę wrzasnął. Domyślił się innej prawdy niż ta, którą chciałam mu zdradzić. - Nie wierzę, że mogłaś mi to zrobić!
Podniósł się z łóżka i już szedł do drzwi, ale musiałam go zatrzymać. Nie chciałam, aby żył w kłamstwie.
-Nie. Nie zdradziłam cię – zaprzeczyłam, zaczynając szlochać. Moja odwaga coraz bardziej parowała. Prawda była tak blisko, a jednak wciąż zbyt daleko, abym mogła ją po prostu wypuścić na świat.
Odwrócił się.
-Więc co?
-Mam… - mój głos znów się zawahał, ale wiedziałam, że tym razem muszę dokończyć. – Mam HIV.
Schowałam twarz w dłoniach, nie mogąc znieść jego widoku. Nawet nie wiem, kiedy znalazł się przy mnie i objął mnie, choć siedziałam w pozycji embrionalnej. Zachował się tak, jak każda chora na AIDS kobieta zawsze po cichu marzy. Nie spodziewałam się tego po nim, ale nie odtrąciłam jego ciepłych ramion, które tak czule przyciągały mnie do jego klatki piersiowej.
Płakałam. Płakałam jak głupia idiotka i choć bałam się go zapytać, musiałam poznać odpowiedź.
-Dlaczego… dlacze-go tu je-esteś? – zapytałam, a mój głos zacinał się co chwilę, ponieważ miałam problemy z nabieraniem powietrza.
-Ponieważ cię nie zostawię – odparł po prostu i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Pozwolił mi płakać tak długo, aż skończyła mi się na to siła. Oboje wtedy leżeliśmy na moim łóżku. Nasze ciała przylegały do siebie, a jedyną barykadą dla nich była kołdra, którą byłam okryta, oraz nasze ubrania. Logan co jakiś czas całował mnie w czoło, za uchem, w policzek, w skroń. Ocierał moje łzy i w ciszy przyglądał się mojej twarzy. W jego oczach nie było żadnej kpiny, która mogła by wskazać na to, że myśli, iż jestem żałosna.
Jego ramiona cały czas oplatały moje biodra, moje ręce natomiast zarzucone były na jego szyję. Mogłam spokojnie wdychać jego zapach. I choć było od niego czuć trochę chlor, to zdecydowanie przeważała dawka męskich perfum, sprawiając, że od razu uznałam to połączenie za idealne. To może wydawać się śmieszna, ale kobieta chyba zawsze kocha zapach mężczyzny, z którym jest blisko. A Logan zdecydowanie stał się dla mnie kimś ważnym. Znaliśmy się może trzy tygodnie, ale on doskonale wiedział, jak zaleźć pod moją skórę tak głęboko, że sama myśl o rozstaniu bolała mnie bardziej, niż jakby ktoś miał mi odciąć rękę. Chyba zaczynałam go kochać.
-Dlaczego mnie nie zostawisz? – zapytałam szeptem, kiedy łzy przestały cieknąć po moich policzkach, a szloch przestał rwać moje gardło. Byłam wykończona, ale chciałam się dowiedzieć, co takiego jest w Loganie, że nawet HIV go ode mnie nie odpycha. Przecież to takie… bajkowe.
-Nie wiem – powiedział zwyczajnie.
-Musisz wiedzieć – odszepnęłam. – Normalny facet nie zostałby z chorą dziewczyną.
-Może nie jestem normalny? – nie wiem, czy chciał zażartować, bo jego głos nie zdradził go w żaden sposób.
-Logan – prosiłam. Musiałam to wiedzieć.
Westchnął. Myślałam, że mi nie odpowie, kiedy on zdecydował się odezwać.
-Moja siostra chorowała na AIDS… - powiedział. – Kiedy zostawił ją chłopak… Zdecydowałem, że ja nigdy nie zrobię czegoś podobnego.
-Nie chcę… abyś się ze mną męczył. Żebyś robił to… z przymusu – powiedziałam, nie patrząc w jego oczy. Nie chciałam, aby mnie zostawiał, ale nie mogłam go przecież więzić.
-To nie męczenie. Zależy mi na tobie. Nigdy nie chciałem, aby seks był pierwszorzędną rzeczą w moim związku, więc to… to nie jest dla mnie żadna przeszkoda. Myślę, że byłem zawsze na to w jakiś sposób przygotowany – odparł, ponownie całując mnie w czoło.
-Jesteśmy… razem? – moje serce radowało się na tę wieść, ale nie chciałam się z tym zdradzić. Chyba mi to nawet wyszło, zwłaszcza, że nad radością górował szok. Logan nie wygląda na typa, który da się uwiązać.
-Czy to nie oczywiste? – zapytał, uśmiechając się do mnie lekko.
-Nie zapytałeś, czy chcę – stwierdziłam, że mogę się z nim podroczyć, skoro trudne tematy mieliśmy za sobą.
-Przed chwilą próbowałaś ze mną zerwać, a teraz wyrzucasz mi, że nie zapytałem cię o związek? Gubisz się w zeznaniach – podśmiewał się lekko pod nosem.
-Dupek.
-Co racja to racja – odparł. – To co?
-Co „to co”? – nie zrozumiałam.
-Będziesz moją dziewczyną? – zapytał, a ja zauważyłam lekkie wypieki na jego policzkach. Krępowało go to. Gdzieś w głębi czułam, że nigdy o to nie pytał.
-Mogę być – odpowiedziałam nieśmiało. On też musiał się domyślać, że nikt nigdy mnie o to nie pytał. Nawet jeśli rok temu chodziłam z Louisem.
Pocałował mnie. Jego usta przywarły do moich, doprowadzając mnie do stanu, w którym zapomniałam o Bożym świecie. Całował mnie agresywnie i namiętnie, pobudzając we mnie wszystkie komórki oraz pożądanie. Zanim się obejrzałam, znalazł się na mnie. Ściągnął ze mnie kołdrą i pozwolił sobie na powolne przesuwanie dłońmi po moich plecach pod koszulką. Nie miałam na sobie stanika, dlatego lekko zmartwiłam się, kiedy jego dłonie odkryły moją nagą skórę, jednak kolejny pocałunek skutecznie oderwał mnie od zajmowania tym myśli.
Chwilę potem jednak odsunął się ode mnie i położył obok. Jego oddech był spokojny, podczas gdy ja zipałam z podekscytowania.
-Wybacz, bałem się, że się nie opamiętam – powiedział i wtedy przypomniałam sobie, jak wiele będzie dla mnie musiał poświęcić.
-Przepraszam – odezwałam się.
-Nie, nie o to chodzi, skarbie – zaoponował i przewrócił się na bok, aby na mnie spojrzeć. Złapał mnie za podbródek i delikatnie przekręcił moją głowę, abym na niego spojrzała. – Mam zabezpieczenie. Po prostu sądzę, że to za wcześnie.
-Zro… zrobiłbyś to? – zdziwiłam się. Ja nie wiem, czy podjęłabym takie ryzyko, będąc na jego miejscu.
-Jeżeli chodzi o seks, nigdy nie odmawiam – starał się zażartować, ale właściwie lekko mnie tym zranił. Ukryłam jednak ból i po prostu się uśmiechnęłam, po czym pocałowałam go delikatnie w usta.
Logan mówił czasem beznadziejne rzeczy, nie był doskonały, ale wydał mi się właśnie w tej niedoskonałości najbardziej idealny. Idealny dla mnie. Zupełnie jakbym właśnie na niego czekała całe swoje życie.
Ale to były dopiero początki naszej znajomości. Sporo jeszcze musiałam się nauczyć, jakie jest naprawdę życie.

8 komentarzy

  1. Boże, dlaczego on musi być taki idealny??? Gdyby nie Harry to bym im kibicowała ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nope. Nadal wolę Harrego :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Lilly powiedziała mu prawdę. Często w książkach czy opowiadaniach bohaterka ukrywa prawdę prze chłopakiem "bo tak będzie dla niego lepiej". Strasznie mnie to wtedy wkurza! Wielki plus dla Empty (i dla Lilly) , że nie ma tu takich niedomówień.
    Znowu sprawiłaś, że jeszcze bardziej lubię Logana! Nie.rób.mi.tak.
    Ale ty mówiłaś, że... dobra nie będę tu pisać, ale coś mi tu nie pasuje. Mam nadzieję, że nie zrobisz czegoś za co będę musiała cię zamordować, a z tego co czytam w innych komentarzach to nie jestem jedyną "fanką" Harry'ego, więc wiesz- Strzeż się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak...oficjalnie, wolę Logana, a Harry zszedł u mnie, na drugi plan.
    I cieszy mnie to, że Lily nie ukrywała przed nikim, swojej choroby. Łap za to, dużego +.
    To ja czekam na ciąg dalszy. ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię Logana. A tekst kiedy wszedł do jej pokoju bardzo mnie rozśmieszył. Również plus dla Lily, że powiedziała mu o chorobie. Tylko dzięki temu zaczynam ją lubić :P
    Zastanawia mnie co myślą dziadkowie...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Lily nie powiedziala mu do końca prawdy. Jeszcze nie wie czy to iż jest chora jest na 100% pewne. Fajnje że oni w końcu są szczęśliwi ale coś mi mówi że Harry jeszcze namiesza szczególnie że widział ja pod szpitalem. Ale nic. Niech ona w końcu zrobi te badania i ma pewność. Rozdział w 100% udany. Czekam na więcej ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham Logana.<3 Niech Lilly zapomni o Harrym i idzie ze swoim życiem do przodu. Chociaż z drugiej strony Harry też jest super. Musiałaś dwóch cudownych chłopaków stworzyć w tej historii?! łamiesz moje serce na pół. Normalnie jakbym czytała drugą cześć sagi "Szeptem"( jak czytałaś to może wiesz o co mi chodzi).
    To dobrze, że Lilly powiedziała prawdę Loganowi i że on z nią po mimo tego dalej jest. Ale proszę niech ona jednak nie będzie chora na HIV, dobrze? Proszę.
    Jak najszybciej wstawiaj nexta, bo nie mogę się doczekać ;)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
    http://hopebravestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń