czwartek, 5 listopada 2015

Chapter 24

     Nie miałam racji, rzucając Harry’emu w twarz, że zranił mnie ze wszystkich najbardziej. Najbardziej skrzywdziła mnie Maya, a na nim po prostu wyżyłam swoją złość. Był tym, który przekazał mi złą informację, dlatego na nim się wyładowałam, dlatego to on rozzłościł mnie najbardziej. Zapomniałam o tym, że mógł mieć czyste intencje. Potem jeszcze powiedziałam, że nie dam mu drugiej szansy. Zapomniałam, że jeszcze nigdy nie dałam mu pierwszej. Nigdy do końca mu nie zaufałam, bo nie ufałam sobie, kiedy podobali mi się chłopacy. Sama sobie w pewnym sensie skomplikowałam życie, więc musiałam to wyjaśnić jedynej osobie, która przejęła się tym, że zrzuciłam na nią winę. I taką osobą był Harry.
      Czekałam w kawiarni, popijając swoje latte i denerwując się jak jeszcze nigdy. Cóż, okazuje się, że przyznawanie się do błędów nie jest moją mocną stroną. Nawet, jeśli zawsze po tym czuję się znacznie gorzej, staram się to robić za każdym razem, kiedy dostrzegam swoją winę. Przyzwyczajam się do zachowywania w porządku wobec ludzi, licząc, że otrzymam od nich w zamian to samo.
W końcu dostrzegłam w oddali jego sylwetkę. Wdarł się do kawiarni i od razu zdjął z ramion przemokniętą brązową kurtkę, po czym zaczesał swoje kręcone włosy palcami do tyłu. Rozejrzał się po sali i kiedy mnie ujrzał, ruszył w moim kierunku. Zajął miejsce naprzeciw mnie i zeskanował mnie wzrokiem. Nie chciałam się odezwać pierwsza, dlatego przycisnęłam szklankę do ust i zrobiłam kilka łyków kawy.
-Myślałem, że nigdy się nie odezwiesz – powiedział. – Zaczynałem się zastanawiać, czy nie wracać już… do domu.
-Przepraszam. Potrzebowałam czasu – odparłam i zaczęłam skubać brzeg rękawa mojej bluzki.
-Cieszę się, że już nadszedł – oznajmił, a wtedy kelnerka podeszła do niego, aby spisać zamówienie. Poprosił tylko o wodę.
-Nie miałam racji – oznajmiłam, kiedy tylko kobieta oddaliła się i zniknęła za barkiem.
-W czym konkretnie?
-Obarczyłam cię winą za to wszystko, ale nie ty jesteś temu winien. Przepraszam. Maya była twoją dziewczyną, rozumiem, że musiałeś ją wspierać – powiedziałam.
-To nie zupełnie tak, Lil. Próbowałem ją odwieść od tego pomysłu, ale nie umiała tego zakończyć. W głębi naprawdę wierzę, że robiła to dla ciebie. Wiem, że to komicznie zabrzmi, ale chciała uczynić cię szczęśliwą. Nie tłumaczę jej, ale po prostu jestem pewien, że nie chciała źle, jakkolwiek to wygląda – rzekł.
-A co z Louisem? Dlaczego… dlaczego on podjął się takiego zadania?
-Jego rodzina… jest prawie kompletnie spłukana, zwłaszcza po jego studiach. Nie znalazł jeszcze pracy, a kiedy dowiedział się, że tutaj może mieć… fuchę… od razu przyjechał – powiedział. – Od samego początku był tu specjalnie dla ciebie.
-Ale czekaj… Skąd on wiedział? Skąd Maya wiedziała, że twój przyjaciel… nic nie rozumiem – nagle odczułam dezorientację. Nawiedziły mnie złe przeczucia, ale bałam się je wpuścić do mojej głowy, bojąc się spustoszenia, które znów zasieją we mnie.
-Przepraszam – szepnął tylko i spuścił wzrok na stół.
Kelnerka podeszła i podała Harry’emu szklankę z wodą. Nie tknął jej, ani nawet nie drgnął, czekał cały czas na moją reakcję.
-Podać coś jeszcze? – zapytała uprzejmie.
-Nie, dziękujemy – odparłam, a ona skinęła i znów odeszła.
Cisza, której żadne z nas nie umiało przerwać. Myśli kołatały się w mojej głowie z prędkością miliona kilometrów na sekundę. Przeszła mi przez głowę prawidłowa odpowiedź na to wszystko, ale musiałam poznać też jego status. Nie po to się z nim spotkałam, żeby pozostawić jeszcze jakieś sprawy niewyjaśnione.
-To był twój pomysł, prawda?
-Powiedziała, że jesteś nieszczęśliwa… Że się martwi. Nie chciałem źle. Wycofałem się, kiedy tylko podjęła decyzję i powiedziała, żebym ściągnął Louisa, ale było już za późno. Sama się z nim skontaktowała i nie mogłem już nic zdziałać. Zwłaszcza, kiedy on przyjechał. Kiedy na to wpadłem, nie chciałem nic złego. Pomyślałem, że to będą dwie pieczenie na jednym ogniu. Louis dorobi, a ty… zyskasz szczęście i nie będziesz miała pretensji o jego koniec, kiedy wakacje ulecą… Nie pomyślałem, że to może cię unieszczęśliwić. I przyprawić mnie o zazdrość, jakiej nie czułem jeszcze nigdy. Zawsze, kiedy was widziałem… po prostu chciałem być na jego miejscu – opowiedział. – Wiem, że to nie fair w stosunku do Mayi. Przez pewien czas naprawdę wydawało mi się, że z nią może wypalić, jednak im bliżej ją poznawałem… tym mniejszą sympatię do niej żywiłem. Nie to, że jej nie lubię, po prostu nie tak, jak myślałem na początku, że mógłbym. Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. Żałuję, że na początku spękałem, bo teraz wiem, że to z tobą chciałem być. Ale teraz już za późno.
-Mam mętlik w głowie – udało mi się oznajmić. – A co… z Louisem?
-Co z Louisem? – powtórzył.
-Czy on jest w Londynie? – zapytałam, mając nadzieję, że Harry zrozumie pytanie, które naprawdę miałam na myśli.
-Tak. Nie liczyłbym na niego. Dla niego to była tylko praca. Nie wróci na kolanach – powiedział, a ja poczułam się lekko upokorzona. Mogłam w ogóle nie pytać.
Pojedyncza łza mimowolnie spłynęła po moim policzku.
-Przepraszam za to wszystko – powiedział, ale ja nie byłam wstanie odezwać się ani słowem.
Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam niekontrolowanie płakać. Nie był to co prawda rwący szloch, jaki ostatnio mnie odwiedzał. To był po prostu cichy, ale obfity płacz. Łzy wypływały spod moich powiek i nie umiałam ich w żaden sposób zatrzymać.
-Lilly? – odezwał się i poczułam, jak jego dłoń zaciska się na moim nadgarstku. Udało mu się odsunąć moją dłoń z twarzy i zobaczyć moje gorzkie łzy. – Przepraszam.
-Wybaczam ci, Harry – wychlipałam. – Wiem, że jeśli bym tego nie zrobiła, to miałabym wyrzuty sumienia. Rozumiem, że nie chciałeś źle – mój głos nie łamał się, jednak musiałam co chwilę pociągać nosem.
-Przepraszam – powtórzył, wpatrując się w moją twarz bez przerwy.
-Już ci wybaczyłam, nie musisz mnie więcej przepraszać – zauważyłam i otarłam łzy. Chciałam rozluźnić atmosferę, ale chyba z marnym skutkiem.
-Czyli… to koniec? – zapytał.
-Tej afery? Dla ciebie już tak – powiedziałam.
-A co z tobą?
-Ja muszę się jeszcze pogodzić z paroma faktami. Na przykład z tym, że Louis nigdy nic do mnie nie czuł, a Maya zrobiła mi najgorszą rzecz na świecie, chociaż nigdy bym jej o to nie posądziła – odparłam.
-Ty… Czułaś coś do Louisa? – zapytał ledwo słyszalnym szeptem.
-To nie jest istotne – orzekłam i wlepiłam wzrok w szklankę. Nawet nie wiem, kiedy ją opróżniłam.
-Dla mnie jest. Możesz mi nie wierzyć, ale ja naprawdę… naprawdę zaczynałem coś do ciebie czuć – oświadczył. Urwał raz w połowie zdania, ale mimo wszystko dzielnie dokończył wypowiedź, choć to wyznanie wymagało nie lada wysiłku.
-Nie wiem… Był mi bliski. Jak przyjaciel. Myślę… myślę, że mogłabym się w nim zakochać, ale potrzebowałabym na to więcej czasu… i mniej innego chłopaka w głowie – ostatnie zdanie wyszeptałam, mając nadzieję, że może jednak go nie usłyszy. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe. Widziałam, jak uważnie mnie słuchał.
-To… to był… kto? – jego głos był urywany, zdradzał wiele emocji, których… chyba nie można tak po prostu udawać, tak sądzę.
-To byłeś ty – odparłam. – Ale już na nas za późno, Harry. Po pierwsze, wyjeżdżasz, a po drugie… kwestia Mayi nigdy się nie zamknie. Nie chciałabym, żeby potem mną gardziła jeszcze bardziej niż teraz. Możemy nie być przyjaciółkami, ale chcę zachować lojalność wobec niej. Przepraszam, że nie mogłam ci powiedzieć wcześniej.
Zapadła cisza. Oboje wpatrywaliśmy się pusto w stół, nie umiejąc wypowiedzieć ani jednego słowa. W końcu ja zdecydowałam się wstać. Zgarnęłam z krzesła swój płacz i ubrałam go. Początkowo miałam w planach wyjść – tak po prostu, bez słowa pożegnania, ale po chwili uznałam, że nie było by to ani miłe, ani stosowne. Stałam nad stolikiem i czekałam na reakcję Harry’ego. Przez kilka sekund się nie poruszał, ale wkrótce podniósł się z miejsca i ustał naprzeciw mnie. Wiem, że chciał spojrzeć w moje oczy, ale był sporo wyższy, więc po prostu uciekłam wzrokiem na dół i skupiłam go na swoim obuwiu.
W końcu zauważyłam ruch. Jego dłonie się podniosły. Objął nimi moje policzki, a następnie uniósł moją głowę i zmusił do spojrzenia w jego oczy.
-Muszę cię pocałować. Ostatni raz. I nie chcę, żebyś mi znów przywaliła. Proszę, pozwól mi – jego głos był wręcz błagalny i taki… czuły. Nie umiałam mu odmówić, więc po prostu skinęłam głową.
Jego wargi dotknęły moich i pierwszy raz nie spotkały się z żadnym oporem bądź obojętnością. Odwzajemniłam pocałunek chłopaka. Jego miękkie usta masowały moje, pozostawiając na nich smak swojej śliny. Całował mnie z zapałem i prawdziwą czułością, a ja… ja czułam, jakby to był mój pierwszy pocałunek. Nie na kanapie z Louisem, tylko właśnie tu i teraz w kawiarni. Dlaczego tak się poczułam? Zawsze w moich wizjach widziałam to z fajerwerkami wybuchającymi prosto w moim sercu. Z Louisem tego nie czułam, ale z Harrym tak. Moje serce wręcz topniało. I znów było, to przede wszystkim. Na ten jeden moment nawet zapomniałam, że kiedy odjedzie, znów pokruszy się na milion kawałeczków.
I wtedy nagle, tak w połowie, przerwał pocałunek. Popatrzył na mnie, posłuchał mojego urywanego oddechu, a potem chwycił swoją kurtkę i wyszedł bez pożegnania. Wiem, dlaczego tak zrobił. Po prostu nie umiałby powiedzieć „żegnaj”. I ja chyba też nie. Oboje nie chcieliśmy zakończyć tej historii, ale wiedzieliśmy, że jest to nieuniknione.

Dwa miesiące później.
Babcia zaczęła wygłaszać mowę. Wiedziałam, że teraz się zacznie. Ta kobieta potrafiła mówić bez końca. Ale nie powiem, że mi to nie odpowiadało. Jej słowa zajmowały moje myśli. W tym czasie nie musiałam się skupiać na obecności Mayi, która siedziała raptem cztery krzesła dalej. Obie brałyśmy udział w uroczystości zaślubin mojej mamy. W końcu, jakby nie patrzeć, teraz byłyśmy rodziną. Nawet dosyć bliską. Gdyby Howard był moim tatą, Maya byłaby moją najbliższą siostrą cioteczną. Kto wie, może czekały nas nawet wspólne święta.
Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się w bok i dostrzegłam przeciągłe spojrzenie Mayi. Patrzyła na mnie, ale nie potrafiłam rozszyfrować, o czym myśli. Kiwnęła ledwo zauważalnie głową w kierunku wyjścia, a potem znów spojrzała na moją babcię. Kiedy ta skończyła mówić, Maya podniosła się i zmierzyła w kierunku drzwi prowadzących na dwór. Odczekałam dwie minuty i dopiero wtedy wstałam i ruszyłam za nią. Nie wiem, co chciała mi powiedzieć, ale czas był na rozmowę. Minęło już kilka miesięcy. Sprawa była stara, nawet ja już ostygłam ze zbędnych emocji.
Kiedy wyszłam, rozejrzałam się w poszukiwaniu Mayi. Siedziała kawałek dalej na bujanej ławce. Kołysała się lekko, a jej wzrok skupiony był na pierścionku, którym się bawiła. Wyglądała anielsko, niemal bezbronnie. Zawsze wydawała mi się zbyt delikatna na zadawanie bólu i to strasznie kontrowersyjne, jeśli zważyć na to, co zrobiła.
Podeszłam do niej, ale nie zamierzałam usiąść obok. To by znaczyło, że dalej darzę ją zaufaniem, a musiałam zachować dystans. Zarówno psychiczny, jak i fizyczny.
-Zachowałam się jak skończona idiotka – oznajmiła w końcu.
-No, wreszcie mówisz prawdę. Zapowiada się ciekawie – rzuciłam może lekko opryskliwie, ale to przecież i tak było niczym przy tym, co ona mi zrobiła. Miałam prawo być zła.
-Wiem, że się wściekasz, ale daj mi szansę chociaż się wytłumaczyć – prosiła.
-Tylko szybko, na dworze jest strasznie zimno – dodałam sucho i w końcu zdecydowałam się usiąść na ławce obok niej.
-Nie zrobiłam tego po złości, nie chciałam, cię zranić, poważnie. Byłaś smutna. Szczerze, na początku myślałam, że wystartujesz do Harry’ego, ale ty się szybko wycofałaś… Skorzystałam z okazji, zwłaszcza, że potrzebowałam szybkiego leku przeciwbólowego po Matt’cie. W każdym razie… Po prostu chciałam cię uczynić szczęśliwą. Zapomniałam, że na koniec możesz mieć złamane serce – wyjaśniła, nie odrywając wzroku od pierścionka na jej palcu. – Chciałam cię uszczęśliwić, z marnym skutkiem. Odgrodziłam cię od Harry’ego, zagarnęłam go dla siebie i zupełnie bez sensu, bo jego ciągnęło do ciebie przez cały czas. A ja głupia się w nim zakochałam. Przynajmniej tak myślałam… Żałuję tylko, że podarowałam mu dziewictwo – ostatnie zdanie, ledwo słyszalne, jednak wstrząsnęło mną najbardziej. Nie spodziewałam się takich słów… i takiego bólu, jaki poczułam.
-Co zrobiłaś?! – zapytałam. Mój głos jednak nie był głośny ani zdenerwowany. Po prostu poczułam się… wstrząśnięta i chyba lekko zraniona. Harry karmił mnie tymi bajeczkami tuż przed swoim odjazdem, a wcześniej po prostu przespał się z Mayą.
-I zerwał ze mną trzy dni później. Poleciał do ciebie. Totalne upokorzenie – powiedziała. – Także wiem, jak się czujesz. Też zostałam zraniona. Dlatego teraz tak bardzo mi wstyd.
-Oczekujesz, że co? Że jak zostałaś zraniona, to jesteśmy kwita? – zapytałam, starając się nie okazać tego, że moimi myślami zawładnęły wizje jak Harry… jak ona i Harrry… robią… TO.
-Nie, nie twierdzę tak. Ale miałam nadzieję, że… że może uda nam się dojść do porozumienia – oznajmiła cicho, a ja zobaczyłam, jak pojedyncza łza spływa po jej policzku.
-Nawet mnie nie przeprosiłaś – powiedziałam i z trudem zaakceptowałam, że chyba również zaczęłam płakać.
-A co właśnie robię? – lekka agresja w jej głosie. Efekt obronny, chociaż nikt jej jeszcze nie zaatakował. Tak radzi sobie z cierpieniem, bądź trudnymi sytuacjami.
-Jeszcze nie usłyszałam od ciebie słowa „przepraszam” – oświadczyłam i otarłam pojedyncze łezki, które zebrały mi się na granicy powiek.
-Powiedziałam już to! – oburzyła się, ale zaczynała coraz mocniej płakać. Obie wiedziałyśmy, że nie, a ona po prostu broniła się przed upokarzającym słowem „przepraszam”.
-Nie.
-No dobra! – warknęła i zapadła cisza. Czekałam. Czekałam na to słowo i w końcu mogłam je usłyszeć. – Przepraszam cię, Lilly. Przysięgam, że nigdy nie chciałam nic złego. Naprawdę. Przepraszam – je głos był słaby i delikatny, ledwo słyszalny, jednak nie dało się zaprzeczyć faktowi, iż mnie przeprosiła.
Tęskniłam za nią. I może to głupota i może krzywdziłyśmy się zawsze najbardziej na świecie, ale zawsze byłyśmy przyjaciółkami i tak miało pozostać, niezależnie od tego, czy byśmy się odzywały do siebie, czy nie. Kochałam ją jak siostrę i chyba… chyba nie umiałam jej nie wybaczyć. Chciałam ją potrzymać w niepewności, wziąć na dystans, dać sobie czas na przemyślenie, ale kiedy tak kompletnie się przy mnie rozszlochała… Po prostu musiałam ja objąć i powiedzieć „wybaczam ci”. Teraz byłyśmy rodziną, a rodzinie wybacza się wszystkie błędy. Niezależnie od ich siły, mocy i powagi. Zawsze.
To zabawne. Musiałyśmy cztery miesiące żyć  niezgodzie, aby pogodzić się podczas jednej piętnastominutowej rozmowy. To była nasza najdłuższa kłótnia. Wcześniej rekordowym czasem był miesiąc. Nigdy nie było tak długo jak teraz i aż tak poważnie. Ale trzeba też zwrócić uwagę na to, że wcześniej żadna z nas nigdy tak bardzo nie skrzywdziła drugie.
Więc to wszystko to... Życie. A życie to historia, w której wszyscy popełniamy błędy, ale grunt to umieć je wybaczać. Grunt to chcieć naprawiać to, do czego rozpadu się przyczyniliśmy, chociażby w najmniejszym stopniu... No i tak właśnie ta historia się kończy. Przebaczeniem. 
No, albo prawie kończy. Nie wiedziałam, co los jeszcze dla mnie szykuje.





KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Chapter 1, part 2


Czuć już nadchodzącą jesień. I choć chłopcy jeszcze wychodzą na krótki rękaw i grają w nogę, tak jak ten, któremu przed chwilą opatrzyłam ranę, nie można zaprzeczyć, że pora roku się zmienia. Można to poznać po zapachu powietrza i liściach, które powoli tracą swą zieleń i stają się żółte i ociężałe.
Jesień przypomina mi jego. W ciemnozielonej trawie odnajduję jego oczy, a w szumie wiatru słyszę jego śmiech. Staram się o tym nie myśleć, ale to nie łatwa sprawa, kiedy zbliża się rocznica jego odejścia. Zbliża się też dzień, w którym obiecałam nagrać ostatni filmik o utracie kogoś bliskiego. Szczerze, myślałam, że sobie radzę do dnia, w którym zdałam sobie sprawę, że niedługo minie rok od jego odejścia. Od tamtej pory jestem bardziej smętna, ale staram się. I będę się starać dalej. Może mi to minie, kiedy jesień odejdzie. [...]

Rozdziału pierwszego możecie się spodziewać jakoś w weekend :P 
PS: Spójrzcie w postacie, jest nowy bohater :P

1 komentarz

  1. O mój boże, naprawdę to zrobiłaś...
    JAK TY MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?
    Jak mogłaś to zrobić Lilly?
    Nie wierzę, że Harry mógł się tak zachować.
    Miał być długi komentarz, ale nie zasłużyłaś... Znaczy, rozdział jest mega! Jak zwykle, ale złamałaś moje serduszko. Nie wiem czy ci to wybaczę.
    Idę sobie popłakać w kącie.pa.

    OdpowiedzUsuń