Zima w stanie
Nowy Jork nie jest najprzyjemniejszą rzeczą, na jaką zostałam w życiu narażona.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę mój stan zdrowia. Lekarz powiedział, że mam początki
zapalenia płuc. Dla kogoś z HIV’em to niemal pewny wyrok śmierci. Starałam się
jednak tym zbytnio nie przejmować. Siedziałam w domu, w cieple, brałam
wszystkie przepisane mi leki, łudząc się, że moja choroba nie rozwinie się
jeszcze bardziej.
-Lilly,
przyniosłam ci gorące kakao – powiedziała mama, która znikąd pojawiła się w
moim pokoju.
Podeszła do mnie, postawiła kubek na stoliku nocnym i usiadła na skraju łóżka. Przyglądała mi się uważnie, jakby chciała dokładnie mnie zapamiętać. Jakby bała się, że to ostatni raz, kiedy mnie widzi. To smutne, że najprawdopodobniej niedługo rzeczywiście spojrzy na mnie po raz ostatni. Odkąd zachorowałam, co nastąpiło już siedem lat temu… przeszłam wiele „małych” przeziębień, które dla mnie były prawdziwą udręką. Lekarze już dawno temu rokowali moją śmierć. Każdej zimy. Tej nie liczyłam już na przetrwanie. Zbyt dużo razy już miałam szczęście w tej sprawie. Z nadchodzącym zapaleniem płuc to nie miało być już takie proste. Miałam umrzeć mając zaledwie dwadzieścia sześć lat.
Podeszła do mnie, postawiła kubek na stoliku nocnym i usiadła na skraju łóżka. Przyglądała mi się uważnie, jakby chciała dokładnie mnie zapamiętać. Jakby bała się, że to ostatni raz, kiedy mnie widzi. To smutne, że najprawdopodobniej niedługo rzeczywiście spojrzy na mnie po raz ostatni. Odkąd zachorowałam, co nastąpiło już siedem lat temu… przeszłam wiele „małych” przeziębień, które dla mnie były prawdziwą udręką. Lekarze już dawno temu rokowali moją śmierć. Każdej zimy. Tej nie liczyłam już na przetrwanie. Zbyt dużo razy już miałam szczęście w tej sprawie. Z nadchodzącym zapaleniem płuc to nie miało być już takie proste. Miałam umrzeć mając zaledwie dwadzieścia sześć lat.
-Nie jest ci
zimno? – zapytała, chociaż siedziałam już pod dwoma kocami, a w domu było
gorąco od załączonego ogrzewania.
-Nie, jest w
porządku – odarłam. Było mi przykro, że siedziała przy mnie, a w jej oczach z
mojej winy ciągle malowała się troska i zmartwienie.
-Dobrze…
czegoś ci jeszcze potrzeba?
-Nie,
chciałabym się tylko przespać – skłamałam, nie mogąc dłużej znieść patrzenia na
jej smutny wyraz twarzy.
-Okej,
dobranoc – powiedziała i wyszła, oglądając się na mnie kilkakrotnie.
Wcisnęłam się
bardziej pod koc, ukrywając się pod nim aż po sam nos.
Więc… Jak
upłynęło moje życie w ciągu ostatnich siedmiu lat?
W pierwszych
dwóch od zarażenia było naprawdę w porządku. Nie chorowałam i czułam się
całkiem nieźle. Potem jednak zaczęłam mdleć i niesamowicie chudnąć, chociaż
jadłam normalnie. Z czasem byłam zmuszona coraz częściej zgłaszać się do
lekarza. Mimo wszystko – kolejne dwa lata były dosyć dobre. Chorowałam, ale
udawało mi się wracać do zdrowia. Jednak przez następne trzy… prawie nigdy nie
byłam całkiem zdrowa. Ciągle miałam katar, kasłałam, jakbym była chora co
najmniej na gruźlicę i… słabłam.
Po roku tego
strasznego stanu zdecydowałam się w końcu porzucić Londyn. Mieszkanie
samodzielnie nie wchodziło już w grę, a nie mogłam zarażać dziadków, dla
których małe przeziębienie również mogło być wyrokiem śmierci, dlatego
zdecydowałam się przyjechać do mamy.
Wtedy Maya już
tu nie mieszkała. Jakoś po roku od mojej kłótni z nią mama dowiedziała się o
wszystkim. Zdziwiła się, dlaczego nigdy nie chcę z nią rozmawiać i w końcu jej
opowiedziałam. Zaraz po tym mama powiedziała Mayi, że musi się wyprowadzić, bo
nie może na nią patrzeć. Howard, który również został poinformowany o
wydarzeniach z mojego życia, nie przeciwstawiał się tej decyzji. Maya ponoć
była załamana, ale wyniosła się bez słowa protestu. Na dobre zniknęła z mojego
życia. W ciągu siedmiu lat widziałam ją tylko raz, kiedy przyjechała z
rodzicami odwiedzić Howarda. Wówczas nie rozmawiałyśmy w ogóle. Zamknęłam się w
swoim pokoju i przespałam całe to spotkanie. Maya nigdy więcej do nas nie
przyjechała – to Howard jeździł, aby spotykać się z nią i jej rodzicami. Na
całe szczęścia. Nie chciałam, aby jej wizyty zmiękczyły przypadkiem moje serce.
Nie chciałam jej wybaczyć, nawet jeśli i tak miałybyśmy się nie przyjaźnić
dłużej. Z tego, co wiedziałam o jej życiu, skończyła studia i związała się z
Louisem, kiedy zaczęli razem pracować. To mnie najbardziej rozbawiło. Przed
laty próbowała mnie z nim w pewnym sensie zeswatać. Zapłaciła mu za to, a po
latach sama się z nim związała. Pomyśleć, że gdyby już osiem lat temu się nim
zainteresowała, a ja jakimś cudem zaczęłabym kręcić z Harrym… wszystko miałoby
szansę potoczyć się inaczej. Jednak nie miałam o to żalu. Już dawno obumarły we
mnie wszystkie uczucia. Albo prawie wszystkie, bo jedno cały czas drzemało
wewnątrz mnie, ale starałam się o nim nie myśleć. Tłamsiłam je w sobie.
Ilekroć Harry
pokazywał się w telewizji przedstawiając coraz to nowe projekty swojego leku na
HIV, wyłączałam telewizor. Tylko raz tego nie zrobiłam. Był wtedy w jakimś tok
show. Występował wraz ze swoją dziewczyną, która… była w ciąży. Ułożył sobie
życie. Cieszyło mnie to, aczkolwiek nie rozumiałam, dlaczego cały czas próbował
wynaleźć ten głupi lek. Przecież już miał kogo kochać.
Te jego
wynalazki tylko mnie raniły. Rozbudzał tym we mnie niejaką nadzieję na to, że
uda mu się zdobyć tę głupią szczepionkę, jednak wszystko na próżne. Do tej pory
nie udało mu się to, a ja byłam już bardzo chora. Miałam nie przetrwać tej
zimy. Nie było szans, aby wynalazł lek przed moją śmiercią. Zresztą, mnie
pewnie i tak już by nie pomógł…
Miesiąc później
Siedziałam
kolejny dzień w domu. Zapalenie płuc coraz bardziej się rozwijało, a ja
izolowałam się od ludzi. Nie mogłam patrzeć na płaczącą mamę, która rozpaczała
nad rychłą utratą jedynego dziecka. Nie mogłam patrzeć na Howarda, który ze zmartwieniem
przypatrywał się żonie. Nie mogłam także patrzeć w lustro na wrak człowieka,
którym się stałam.
Tego dnia
zostałam w domu sama, więc pierwszy raz od kilku dni wyszłam z pokoju gdzieś
indziej niż do łazienki. Przechadzałam się po domu, ignorują ogromne zmęczenie,
które czułam. Chciałam poczuć się zdrowa, ale marnie mi to wychodziło.
Ostatecznie zdecydowałam się usiąść i napisać coś ciekawego na swój fanpage. Co
do filmów… w ostatnich czasach rzadko je dodawałam. Przygotowałam swoich widzów
na moje odejście. Już od trzech lat, odkąd zaczęłam poważnie chorować, wszyscy
fani wiedzieli o tym, że niedługo odejdę. Wspierali mnie, byli mili… przynosili
mi pociechę w tym smutnym świecie.
Wysłałam
jakiegoś posta i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podniosłam się z trudem i
poszłam otworzyć. To był listonosz. Przyniósł jakąś paczkę zaadresowaną na moje
nazwisko. Byłam lekko zaskoczona, jednak przyjęłam ją i poszłam z powrotem do
salonu, aby tam ją rozpakować.
Na przedniej
części kartonu wielkimi literami zostało napisane „Ostrożnie! Zawartość
delikatna!”. Otworzyłam pudło i zobaczyłam w środku kolejne, na którym była
przyklejona kartka z wydrukowanym napisem: „Kanał pierwszy, piętnasty stycznia,
godzina 16:00. Potem otwórz pudełko, chyba że czas zmusi cię, abyś zrobiła to
wcześniej.”. To dzisiaj. Jednak godzina się nie zgadzała. Szesnasta miała wybić
dopiero za dwie godziny. Nic z tego nie rozumiałam, jednak zdecydowałam się
zaczekać z otworem paczki.
W końcu wybiła
godzina szesnasta. Włączyłam telewizor i zobaczyłam czołówkę wiadomości. Chwilę
później na ekranie pojawiła się prezenterka, na której twarzy jawiło się
podekscytowanie.
-Dzień dobry,
państwu! – powiedziała wesoło. – Dzisiaj mamy dla was naprawdę pozytywne
wieści, które zdecydowanie odmienią los wielu ludzi na tym świecie. Powstała
szczepionka, prawdziwy lek na problemy. Od dziś HIV przestanie być dla nas utrapieniem, ale zanim powiem cokolwiek więcej, oddajmy głos wynalazcy, Harry
Styles.
Serce waliło
mi jak oszalałe i z niecierpliwością oczekiwałam tego, co będzie działo się
dalej. Nagle na ekranie pojawił się Harry. Wyglądał zupełnie inaczej niż siedem
lat temu. Włosy miał znacznie krótsze, kręciły się od samej skóry głowy, jednak
sięgały tylko do uszu. Do tego miał lekki zarost, co dodawało kilku lat
chłopakowi. Podobnie jak rysy twarzy, które uwypukliły się od naszego
ostatniego spotkania.
-Czy to
prawda, że wynalazł pan lek na HIV? – zapytał ktoś sprzed kamery.
-Tak, to
prawda. Poświęciłem na to lata pracy, zacząłem już podczas studiów i po siedmiu
latach monotonnych badań byłem prawie gotów się poddać. Jednak coś wewnątrz
mnie nie pozwalało mi na to – powiedział. – W końcu się udało, jednak… nie mam
przepisu na ten lek – oświadczył nagle. Zapadła martwa cisza.
Jak to nie
miał przepisu? Co to znaczyło? Wynalazł lek, ale nie wiedział, jak go ponownie
przyrządzić? Co się stało z recepturą? Radość i nadzieja, które czułam, nagle
mnie opuściły. To wszystko spełzło na niczym.
-Jak to? Co
się stało z recepturą? – zapytał prowadzący.
-Recepta
ruszyła w świat. Wysłałem ją w paczce mojej… przyjaciółce, która jest chora na
HIV. Obiecałem jej, że dla niej wynajdę lek i to ona ma pierwszeństwo, aby
wyleczyć się z tej choroby – oświadczył, a do mnie nagle zaczynało docierać
wszystko to, o czym chłopak mówił. Dalej jednak w to do końca nie wierzyłam,
więc słuchałam go z zapartym tchem. – Razem z receptą wysłałem jej w ampułce
odpowiednią dawkę lekarstwa, które musi wstrzyknąć w ramię, aby jej system
odpornościowy rozpoczął regenerację, a następnie zaczął usuwać wirusa z
krwiobiegu. Cały proces ma trwać trzy dni, będzie bolesny, prawdopodobnie
pojawi się gorączka, napady zimna i halucynacje, ale… to na pewno zadziała.
Niezależnie od tego w jakim stanie się znajduje. Dobrze by było, żeby ktoś przy
niej był oczywiście – mówił, ale nie rozmawiał z prezenterem. Dotarło do mnie,
że nie chodziło o niego. On przekazywał mi informacje, co mam zrobić, aby
wszystko poszło dobrze. Dlatego kazał mi obejrzeć program. – Po tym czasie…
Jeśli zdecyduje się wyleczyć, na pewno się odezwie. Na pewno zwróci mi receptę,
jeśli jednak już jej nie ma wśród nas… Nie chcę mieć z tym lekiem nic
wspólnego.
I tak
zakończył się wywiad z Harrym. Byłam oniemiała. On naprawdę to zrobił. Wynalazł
dla mnie lek i naraził się na gniew całego świata tylko po to, abym to ja
została wyleczona pierwsza.
Natychmiast
rozpakowałam drugie pudełko. Znalazłam w nim ampułkę, krótką instrukcję użycia
leku oraz receptę. Zdecydowałam wrócić do pokoju. Tam zeskanowałam receptę i
zapisałam ją na komputerze. Odkopałam na swoim starym fejsie konto Harry’ego i
natychmiast wysłałam mu receptę.
Ja: Nigdy
nie poświęcaj całego świata dla jednej osoby. Za cztery dni w Nowym Jorku, dasz
radę?
Nie doczekałam
się jednak odpowiedzi. Nic dziwnego, skoro chłopak przed chwilą leciał na żywo
w TV. Wtedy usłyszałam drzwi na dole. Mama wróciła do domu. Zbiegłam do niej,
jakbym nagle odzyskała werwę do życia. Potem wszystko działo się tak szybko.
Sama nie pamiętam, co dokładnie się wydarzyło… Moja mama nie dowierzała,
płakała ze szczęścia. Potem pomogła mi z lekarstwem… Położyłam się w łóżku w
swoim pokoju. Było mi gorąco, cała się pociłam… Pragnęłam tylko trochę chłodu,
jednak odkrycie się powodowało nieprzyjemne dreszcze, zalewało mnie zimno, choć
z mojego czoła płynął pot. Widziałam wszędzie twarze… Wszystko było niewyraźne…
W końcu zasnęłam… Na przemiennie pamiętam tylko, jak mama mnie karmiła niczym
małe dziecko, jak trzęsłam się z zimna lub pociłam od gorąca. Pamiętam też
twarz, która migała mi ciągle przed oczami. Twarz Harry’ego. I szalone króliki,
które skakały wokół mnie. Miały najróżniejsze kolory, niebieskie, czerwone… I
sen. Ciągle spałam.
Któregoś razu
w końcu się obudziłam i nie było mi ani zimno, ani gorąco. Czułam się jakby
normalnie. Byłam osłabiona, drapało mnie w płucach, ale zdecydowanie miałam
więcej siły niż przez ostatnie miesiące. Rozejrzałam się po pokoju, a tuż obok
mnie siedział lekarz.
-Przepisałem
pani leki na zapalenie płuc – powiedział
-Mam HIV, to
nie zadziała – odparłam zmordowanym głosem, a lekarz tylko się roześmiał.
-Przeprowadziliśmy
badania na pani krwi – oznajmił. – Jest czysta, nie ma w niej wirusa.
-Jak to? –
spytałam i nagle zaczęłam sobie przypominać.
Lek.
Szczepionka. Recepta. Harry.
Jak na
zawołanie chłopak pojawił się w pokoju. Uchylił delikatnie drzwi i wszedł do
środka. W rękach trzymał talerz wypełniony po brzegi zupą. Przyjrzałam mu się i
dostrzegłam, że ogolił brodę, którą kilka dni temu widziałam w telewizji.
-Ile dni mnie
nie było? – spytałam.
-To trwało
dłużej niż powinno – odpowiedział Harry. – Zjawiłem się w Nowym Jorku, ale
ciebie nigdzie nie było. Próbowałem się skontaktować, ale na próżne. Dlatego tu
przyjechałem. Twoja mama powiedziała mi, że lek dalej na ciebie działa.
Musiałaś być naprawdę w kiepskim stanie, bo dopiero teraz, czyli po pięciu
dniach obudziłaś się ze zdolnością rozmowy z nami.
-Zostawię was
– powiedział lekarz.
Wstał z
krzesła, które było ustawione obok mojego łóżka i wyszedł. Harry natychmiast
zajął jego miejsce. Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, a ja nie mogłam
oderwać wzroku od jego zielonych oczu, które skanowały mnie od stóp do głów.
-Dlaczego? –
spytałam w końcu.
-Obiecałem, że
to zrobię – odpowiedział, nie odrywając swojego spojrzenia ode mnie.
-Ale czemu nie
chciałeś rozpowszechnić leku?
-Nie czułbym
żadnego szczęścia, jeśli skorzystali by wszyscy, oprócz osoby, która
najbardziej na niego zasługiwała, bo zraniłem ją najbardziej na świecie –
odparł najszczerzej jak potrafił.
-To
nierozsądne – oznajmiłam.
-Z miłości
ludzie robią różne rzeczy – powiedział.
-Czekaj, cooo…
– chyba nie dotarło do mnie to, co chłopak powiedział Wydawało mi się, że się
przesłyszałam.
-Lilly, nie
zapomniałem o tobie. Tylko dzięki temu nigdy się nie poddałem – odparł. Był
taki szczery, że aż to do mnie nie docierało.
-Masz…
dziewczynę, narzeczoną… macie dziecko – przypomniałam mu.
-Miałem
narzeczoną… Lisa skończyła ze mną, kiedy wyznałem jej prawdę o tobie –
zdecydowanie miał dzień szczerości. I to nadmiernej. A ja byłam zbyt osłabiona
i to wszystko strasznie ciężko do mnie dochodziło. Ledwo łapałam to, że HIV już
mnie nie dotyczył.
-A co z
dzieckiem? – padło kolejne pytanie.
-Lisa była w
ciąży, kiedy się poznaliśmy – wyjaśnił.
-Nic z tego
nie rozumiem – przyznałam, łapiąc się za głowę, która zaczynała mnie boleć. Z
wycieńczenia położyłam się z powrotem.
-Powiedziałaś
kiedyś, że jedyna szansa dla nas zaistnieje wtedy, gdy wyzdrowiejesz –
przypomniał mi, a ja popatrzyłam na niego kątem oka. – Lillian… dalej nie
rozumiesz, co próbuję ci przekazać? Zrobiłem to, byśmy mogli być razem.
Pokręciłam z
niedowierzaniem głową.
-To było
siedem lat temu – zauważyłam. – Co my o sobie teraz wiemy?
-Mogę nie
wiedzieć o tobie nic, ale znam twoje serce i to mi wystarcza – odparł sięgając
po moją dłoń, która leżała na kocu.
-Nie wiem,
Harry – oznajmiłam, choć serce mi biło jak oszalałe.
Czy naprawdę
nie wiedziałam? Skąd w takim razie to bijące serce? Dlaczego przez tyle czasu
nie chciałam oglądać chłopaka w telewizji? Odpowiedź jest oczywista – żeby nie rozdrapywać ran, żeby zapomnieć o swoich uczuciach. Lata temu zakochałam się w
tym chłopaku, a ponoć miłość nigdy nie mija. Poza tym… zrobił dla mnie coś
niesamowitego. Uratował moje życie, mimo że odtrąciłam jego miłość. Kochał mnie,
chociaż nie byliśmy ze sobą od lat. Chociaż nie widzieliśmy się dokładnie przez
dwa tysiące czterysta osiemdziesiąt trzy dni. Niesamowite.
Zakochałam się
w chłopaku…
-Kocham cię,
Lil – powiedział szeptem, a ja spojrzałam w jego oczy, które były takie
szczere.
Uśmiechnęłam
się do niego delikatnie.
-Ja też cię
kocham – odparłam.
…kochałam
mężczyznę.
_________________________________________
Zakończenie nie jest idealne, wiem. Nie przemawia do mnie w pełni, ale potrzebowałam trochę lukru na tę historię. Poza tym, czas nie pozwolił mi wykreować nic lepszego. Uciekała ze mnie wena z powodu dwóch projektów, nad którymi pracuję. O jednym z nich napiszę wkrótce na blogu, a tymczasem... komentujcie :)
Ponieważ to koniec EMPTY - mam prośbę. Czy mógłby skomentować każdy, kto dotrwał do końca tej historii? Wystarczy uśmieszek lub kropka, żebym wiedziała, że tu byłaś/łeś. Oczywiście dłuższe komentarze są jeszcze bardziej mile widziane :)
_________________________________________
Zakończenie nie jest idealne, wiem. Nie przemawia do mnie w pełni, ale potrzebowałam trochę lukru na tę historię. Poza tym, czas nie pozwolił mi wykreować nic lepszego. Uciekała ze mnie wena z powodu dwóch projektów, nad którymi pracuję. O jednym z nich napiszę wkrótce na blogu, a tymczasem... komentujcie :)
Ponieważ to koniec EMPTY - mam prośbę. Czy mógłby skomentować każdy, kto dotrwał do końca tej historii? Wystarczy uśmieszek lub kropka, żebym wiedziała, że tu byłaś/łeś. Oczywiście dłuższe komentarze są jeszcze bardziej mile widziane :)
.
OdpowiedzUsuńMówiłaś mi, że oni nie będą razem! Tyle razy to powtarzałaś! Tyle razy mi mąciłaś w głowie, że oni nie będą razem, ale ja wierzyłam! Mówiłam Ci, że ja wiem lepiej! I co? Miałam rację. Są razem!
UsuńJuż naprawdę byłam przygotowana na różne wersje, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że on sobie robi jaja z tym lekarstwem. Gdyby to było inne ff albo inna książka to pewnie bym ją zhejtowała za takie zakończenie, bo mówiąc szczerze, jest strasznie przesłodzone. Sama jesteś tego świadoma, że jest trochę nieprawdopodobne i wg, ale to jest kurde, Empty! To musiało się dobrze skończyć.
Dziękuję za ten rok z Empty.
Dziękuję za mój fangirling gdy Harry był z Lilly.
Dziękuję nawet za to, że się wkurzałam gdy nie byli razem.
Dziękuję za to zakończenie.
I dziękuję za to co dopiero będzie z Empty (wiesz o czym mówię).
Nie wierzę, że to już koniec... Będę tęsknić za Harrym i za męczeniem Ciebie o nowy rozdział.
Może ten komentarz znowu jest nieogarnięty, ale wszystkie takie były, więc po co zmieniać stare przyzwyczajenia?
Do zobaczenia w mojej recenzji (Zgadnij czego?) Mam nadzieję, ze będę mogła napisać ją już niedługo.
szkoda że empty się kończy,ale zakończenie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTak szczerze to do końca wierzyłam, że będzie z Loganem... Ale to zakończenie nie jest takie złe :) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowy projekt, który szykujesz :D
OdpowiedzUsuńCoś pięknego.. 😉
OdpowiedzUsuńRzeczywiście lekko to podkoloryzowałaś ale nie jest źle :) Cieszę się że mogłam czytać to ff ♡
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuńKocham to
Zawaliłam trzy noce, żeby przeczytać całe...
OdpowiedzUsuńAle warto było :-D
Gratuluję pomysłu i świetnej roboty :-);-):-D
Rzeczywiście opowiadanie daje do myślenia. Uroczo, że wynalazł lek na HIV. I że po 2 częściach mogą być że sobą. Takie idealne zakończenie dla tych wszystkich trosk. Pokazałaś jak wierzysz w miłość mimo wszystko. Chciałabym też takiej. Chciałabym w to wierzyć, dlatego tak miło czytało mi się to całe opowiadanie. Bo w ten sposób chyba we wszystkich pobudziłaś takie pragnienie. Że trzeba dążyć do celu po mimo wszystko. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńSłodko *.*
OdpowiedzUsuńJuż się tak cholernie bałam, że jednak nie będą razem...
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff jakie kiedykolwiek czytałam c:
OdpowiedzUsuń