poniedziałek, 30 maja 2016

02. Chapter 29

    Minął miesiąc, podczas którego Harry wydawał się najsmutniejszą osobą na całym świecie. Czułam, jakbym mu coś odbierała. Załamał się zwłaszcza wtedy, kiedy powtórne wyniki znów wykazały chorobę. Ja już wcześniej przekonałam się o swoim HIV’ie, on wydawał się cierpieć za każdym razem, kiedy ten krótki zbiór liter wypadał z czyichś ust.
Tego popołudnia siedziałam w jego mieszkaniu. On przeglądał coś na laptopie, a ja pusto wpatrywałam się w telewizję. Nie słuchałam kompletnie tego, co mówili bohaterowie serialu, słyszałam tylko kołatanie w swojej głowie. Myśli odbijały się echem w mojej głowie, ale kompletnie je ignorowałam. Słyszałam szum, ale nie rozumiałam tego, co dzieje się tak naprawdę wewnątrz mnie.
      -Mogłabyś mieć dzieci – oznajmił nagle. – Nawet moje. Potrzebne by było In vitro, ale byłoby to możliwe.
Spojrzałam na niego martwym wzrokiem. Byłam smutna, bo życie mi się zwaliło, bo Harry był smutny, a teraz zamierzał mnie jeszcze dobijać. Często coś mówił o różnych rozwiązaniach naszych problemów związanych z HIV’em, ale jeszcze nigdy wcześniej nie poruszył tematu dzieci.
-Przestań – powiedziałam, czując wzbierające się pod powiekami łzy.
-Tylko mówię – bronił się.
-To nie mów. Nie mam siły teraz myśleć o dzieciach – odparłam.
-Ostatnio nie masz siły na nic – zarzucił mi.
-Super, bo ty jesteś bardzo optymistyczny – syknęłam sarkastycznie.
-Ja przynajmniej szukam rozwiązania na część naszych problemów – wybielał się.
-Jesteśmy ze sobą miesiąc, a ty mówisz o dzieciach, ślubie i tego typu rzeczach… obecnie potrzebuję spokoju, a nie rozdrapywania ran – burknęłam. – Jak wiesz, niedługo umrę i na razie ciężko mi się tym pogodzić.
-Mamy mało czasu. Czy to źle, że chcę, żebyś miała wszystko nim… - zaciął się w pewnym momencie, przypominając sobie, o jak poważnej rzeczy rozmawiamy.
-Nim umrę? – dokończyłam. – Spoko, nie muszę być żoną pod ziemią. Mam wrażenie, że chodzi bardziej o ciebie. Zostanie ci jeszcze wiele życia, kiedy odejdę. Zdążysz mieć dzieci i żonę.
-Przestań – jęknął niezadowolony.
-Chodzi o stabilizację. Chcesz mieć wszystko poukładane tak jak kiedyś. Wiedziałeś, że tak nie będzie, jeśli będziesz ze mną – przypomniałam mu.
-Lil, proszę cię, wiesz, że nie chodzi o mnie. W każdym razie nie tylko o mnie – poprawił się.
-Daj mi spokój – jęknęłam i poszłam do jego sypialni, aby ścianą odgrodzić siebie od niego.
-Lillian – zawołał za mną.
Słyszałam jak odkłada laptopa i idzie za mną do sypialni. Wkrótce potem drzwi się otworzyły, a chłopak wparował do środka. Usiadłam na łóżku, a on uklęknął tuż przede mną. Oparł dłonie na moich udach i popatrzył mi w oczy.
-Bardzo cię kocham, ale nie dam rady, jeśli będziesz mi wszystko utrudniać – powiedział.
-Więc mnie zostaw – zaproponowałam.
-Wiesz, że nie o to chodzi – jęknął sfrustrowany. – Kocham cię. Może masz racje, że chciałbym znaleźć stabilizację, ale to tylko dlatego, że dalej nie wiem, co do mnie czujesz. Chyba się łudzę, że jak odpowiesz na coś z tego pozytywnie, to tak jakbyś w końcu oznajmiła „ja ciebie też”.
-Jestem zmęczona – oświadczyłam, tym samym ucinając naszą rozmowę.
Położyłam się na łóżku Harry’ego i zamknęłam oczy, starając się zasnąć, chociaż wcale nie chciało mi się spać. Łóżku ugięło się pod czyimś ciężarem, a ja już wiedziałam, że to chłopak kładzie się koło mnie. Przyciągnął mnie do siebie, a ja przytuliłam go. Pod wpływem jego ciepła i zapachu, znów zaczęłam szlochać. Emocje za bardzo mnie przytłaczały.
Kolejny miesiąc był spokojny. Harry przestał na mnie naciskać w kwestii naszej przyszłości, a zamiast tego zaczął mnie zabierać na różne wycieczki, żebym się trochę odstresowała. Trochę to pomagało, ale i tak byłam przygnębiona. Ta cała choroba uderzyła we mnie bardziej niż sądziłam, że to się wydarzy. Wydawało mi się, że przeszłam przez to, kiedy padło pierwsze podejrzenie, tymczasem był marzec, wiedziałam już o chorobie pół roku, a od dwóch miesięcy chodziłam coraz bardziej przygnębiona.
Tego dnia znów miałam gorszy dzień. Siedziałam przy stołe w małej kuchni Harry’ego i płakałam. Chłopak w tym czasie brał prysznic, więc miałam trochę czasu dla siebie. Nie chciałam, aby chłopak zobaczył moje łzy. W ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyliśmy i jego rany bolały mnie bardziej niż moje własne. Nie wiem, jakie uczucie rodziło się wewnątrz mnie, ale byłam pewna, że przeważało to, co czułam na początku i to w znacznym stopniu. Gdyby nie HIV, który ciągle kładł cień na naszą relację, pewnie łatwiej by było mi odkryć to, co czułam.
-Znów płaczesz? – usłyszałam nagle jego głos nad sobą. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się obok.
-Przepraszam – chlipnęłam.
Westchnął jedynie, a potem usiadł obok mnie i przyciągnął do siebie. Pozwolił mi płakać na swoim ramieniu w kompletnej ciszy. Dopiero po chwili się odezwał.
-Ja tak nie dam rady długo. Musisz w końcu wrócić do siebie, bo nie mogę ciągle patrzeć na to, jak zmarnowana chodzisz – wyszeptał wprost do mojego ucha.
-Jestem beznadziejna. Myślałam, że się z tym już pogodziłam, ale po prostu nie potrafię… Miałam studiować, miałam stawać na czerwonym dywanie jako znana aktorka, a tymczasem… Po prostu sobie umieram, powoli, ale skutecznie… Każdy kontakt z człowiekiem tak naprawdę jest zagrożeniem albo dla mnie, albo dla tego kogoś – wyrzuciłam z siebie, trzymając rękę po lewej stronie klatki piersiowej, jakby właśnie bolało mnie serce.
-Będziesz to wszystko jeszcze miała, obiecuję – przysiągł.
-Wiesz co? – zapytałam retorycznie, ocierając łzy i odsuwając się trochę od chłopaka. – Możemy wziąć ten ślub. Może to doprowadzi mnie do porządku. W końcu… która dziewczyna nie marzy o tym, żeby pójść do ołtarza w białej sukni? To powinien być najpiękniejszy dzień w życiu każdej kobiety. Może szczęście pochodzące od tego dnia pomoże mi dojść do ładu.
-Mówisz serio? – chciał się upewnić, a ja pokiwałam głową.
Pocałował mnie gwałtownie w usta, a poddałam się tej chwili. Chłopak zaniósł mnie do sypialni, gdzie całowaliśmy się aż do utarty sił. Aż do uświadomienia sobie, że dalej nie możemy zajść. Gdyby wyrzucić z głowy ten nieistotny szczegół, było naprawdę idealnie. Czułam się jak normalna dziewczyna – bez zmartwień, z czułym chłopakiem u swojego boku.
Prawda była taka, że Harry był naprawdę idealny. Czułam do niego znaczenie więcej, niże byłam skłonna się do tego przyznać. Kochałam go i byłam tego pewna – bez żadnych wątpliwości. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nieprzyznawanie się do tego i tłumaczenie się cieniem rzucanym na naszą relacje nie umniejszy tych słów. Kochałam Harry’ego, chłopaka o kręconych włosach, który leżał u mojego boku.
Wiem, że nasza relacja nigdy nie była idealna. Nie wybraliśmy siebie, kiedy był nasz czas na wybór. Zdecydowaliśmy się oboje pójść w inną stronę, ale nasze ścieżki… chyba i tak się spotkały. Chyba było niemożliwe, abyśmy się ominęli.
W ostatnim czasie wiele się zdarzyło. Bardzo wiele. Ale przede wszystkim ja dorosłam do tego, aby prawdziwie kochać i chyba Logan był w pewnym sensie moim mostem, aby móc dotrzeć do tego celu. Pojawił się w moim życiu nagle i tak samo nagle zniknął – bez żadnych wyjaśnień. Jednak teraz miałam przy sobie mężczyznę, który dawał mi to samo, a nawet więcej i także zamierzał zostać, tym razem tak naprawdę.
Nie spodziewałam się jednak tego, co miało nastąpić następnego dnia.
Zasnęłam, szepcząc do ucha Harry’ego, że go kocham. Wiedziałam, że już spał, ale jakimś cudem miałam nadzieję, że to usłyszy. Poruszył się delikatnie i pewnym momencie się wystraszyłam, że się obudził i usłyszał. Nie to, że zamierzałam to dalej przed nim ukrywać, ale po prostu… To dwa słowa, które mają naprawdę ogromną wagę i… jeszcze chyba bałam się je wypowiedzieć tak bez przygotowania zupełnie znienacka. Zresztą, mimo wszystko wolałam, aby był bardziej przytomny, kiedy będę mu to mówić. Na szczęście, chłopak spał jak zabity i nie otworzył oczy zbudzony moim głosem.
Zamiast dalej szeptać, wtuliłam się w chłopaka i zasnęłam w jego ramionach. Dziadkowie się już przyzwyczaili, że nie zawsze wracałam na noc do domu, więc nawet nie musiałam się nimi przejmować.
Następnego ranka obudziłam się zdecydowanie zbyt wcześnie. Słońce świeciło mi prosto w oczy. Zerknęłam na zegarek i z trudem zaakceptowałam, że była dziesiąta – nie mogłam w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, jak niewyspana się obudziłam. Zdawało mi się, że jest znacznie wcześniejsza godzina.
Rozejrzałam się, jednak Harry’ego nie było w łóżku. Kiedy wygrzebałam się spod kołdry, zdałam sobie sprawę, że jestem w samej koszulce. Chłopak musiał w nocy zdjąć moje jeansy, abym czuła się swobodniej podczas snu. Chwilę potem dostrzegłam je na krześle oddalonym o metr od łóżka. Były złożone w idealną kosteczkę. Sięgnęłam po nie, po czym się ubrałam.
Wyłoniłam się z sypialni i od razu dostrzegłam Harry’ego w salonie. Oglądał telewizję z miną, która właściwie bardziej przypominała kamienną maskę. Usiadłam koło niego i chciałam go pocałować w policzek, ale się odsunął. Lekki prąd odrzucenia przeszył moje ciało.
-Coś się stało? – zapytałam szeptem, jakbym się bała, że usłyszy i odpowie, chociaż właściwie tego oczekiwałam.
-Nie, właściwie to nie, ale…
-Nienawidzę słowa „ale” – stwierdziłam nagle.
-Nie możemy tego zrobić – powiedział.
-Ale czego? – spytałam, zupełnie nie rozumiejąc.
-Wziąć ślubu. Nie chcę, żebyś to traktowała tylko jako lek na swój smutek. Chciałbym, żebyś naprawdę tego chciała. Obawiam się też, że to całe „szczęście” przejdzie ci, kiedy tylko cała ceremonia i wesele się skończy – oświadczył, cały czas gapiąc się w telewizor, jakby nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
-Więc się wycofujesz? – spytałam, czując jak moje serce powoli się zatrzymuje.
-Tak, chyba tak – odparł, wzdychając.
Nastała chwila ciszy. Nie trwała ona zbyt długo, ale dla mnie wydawała się być wiecznością, której żadne z nas nie miało odwagi przerwać. Harry bezmyślnie wgapiał się w telewizor, podczas gdy ja patrzyłam na swoje splecione dłonie. Oboje wiedzieliśmy, że któreś z nas w końcu musi coś jeszcze powiedzieć, ale ja nie zamierzałam być pierwsza. Dlatego czekałam, czekałam i czekałam, aż w końcu z ust Harry’ego wydobyły się słowa. Słowa, które miały mnie tak bardzo zranić – zwłaszcza teraz, kiedy byłam pewna, że kochałam Harry’ego.
-Chyba nie potrafię być z kobietą chorą na HIV – wyznał w końcu szeptem.
Zabrakło mi tchu, choć przez ostatnie sekundy jedyna czynność jaką wykonywałam to właśnie oddychanie. To, co powiedział, nie całkiem do mnie docierało, albo nie chciałam, żeby dotarło. Czułam rwący ból w klatce piersiowej – jedyny znak, że jeszcze żyłam.
-Co to znaczy? – zapytałam, czując suchość w ustach, jakbym co najmniej od kilku dni nie miała wody w ustach.
-Że nie dam rady, Lilly. Przepraszam – powiedział. Czułam na sobie jego wzrok, jednak sama nie miałam odwagi spojrzeć w oczy chłopaka. – Bardzo cię kocham, ale to nie na moje nerwy. Chyba jednak nie jesteśmy sobie pisani.
Nagle poczułam pulsującą w każdym skrawku mojego ciała złość. Złość za to, że tyle mi obiecał, ale skłamał. Złość za to, że błagał mnie o szansę, choć wiedział, że to nie w zgodzie ze mną. Złość za to, że zostawiał mnie właśnie z tego powodu.
Zaczęłam krzyczeć. Nieprzerywanie wrzeszczeć, jakby to miało mi w czymś pomóc. Harry patrzył na mnie oszołomiony. Próbował mnie dotknąć, ale ja zerwałam się z kanapy i zmierzyłam chłopaka wściekłym spojrzeniem.
-Nienawidzę cię! – wrzasnęłam. – Nienawidzę cię za to, że w momencie, w którym zaczęłam cię kochać, robisz mi to! – krzyczałam dalej. – Nienawidzę cię, jesteś pierdolonym dupkiem! Jesteś jak każdy pieprzony facet na tym świecie! Jak nie ma gdzie wepchnąć rurki to się wycofują! Jesteś żałosną kreaturą, Harry i żałuję, że cię poznałam!
Chyba chciał coś powiedzieć, ale zagłuszyłam jego słowa swoim krzykiem. Czułam rwący ból w klatce piersiowej, na który pomagał tylko głośny wrzask.
Pobiegłam do przedpokoju, gdzie chwyciłam swoją skórzaną kurtkę i buty. Nie zakładałam ich, bo wiedziałam, że Harry już rusza za mną, więc liczyła się każda sekunda. Wskoczyłam do windy i wybrałam najwyższe piętro, czując, że Harry pobiegnie za mną po schodach. Zamierzałam wjechać na górę i tam zaczekać.
Znalazłszy się na górze, podeszłam do okna i przez chwilę patrzyłam w dół, na wyjście z klatki. Rzeczywiście chwilę później dostrzegłam tam chłopaka. Ubrałam buty, a potem obserwowałam każdy ruch chłopaka. Kiedy dostrzegłam, że zmierza na parking zjechałam windą na piętro, na którym znajdowało się mieszkanie Harry’ego. Z tego pośpiechu nie wzięłam ze sobą telefonu, więc miałam nadzieję, że chłopak zapomniał zamknąć drzwi. Miałam szczęście. Wtargnęłam do środka, i zabrałam wszystkie swoje rzeczy, które jakimś cudem znalazły się tu, kiedy czasem tu pomieszkiwałam. Potem wyszłam z mieszkania jak gdyby nigdy nic, robiąc chłopakowi przysługę i zatrzaskując je na zamek.
Zjechałam na dół, a następnie wezwałam taksówkę. Kazałam się wysadzić przecznicę wcześniej w razie gdyby Harry szukał mnie właśnie tutaj. Rzeczywiście dostrzegłam w oddali jego auto, jednak nigdzie nie widziałam jego sylwetki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że czeka na mnie w samochodzie. Obserwował, ale ja nie zamierzałam mu się pokazać.
Wkradłam się po cichu do ogródka sąsiadów i przemknęłam na tyły domu. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy, ale wolałam zaryzykować, niżeli spotkać Harry’ego. Na szczęście miałam farta, bo nikt mnie nie zauważył. Nawet wtedy gdy zaczęłam przedzierać się przez płot, a potem z hukiem wylądowałam na ziemi. Strasznie bolał mnie tyłek, ale zignorowałam ból. Podeszłam do drzwi na tarasie i zapukałam w szybę. Babcia akurat siedziała w salonie, więc natychmiast mi otworzyła.
-Co się dzieje? – spytała, skanując mnie. Od pasa w dół byłam cała w błocie i do tego wchodziłam w pewnym sensie przez balkon. Nic dziwnego, że pytała.
-Ja… Po prostu szukam wrażeń – powiedziałam.
Babcia zeskanowała mnie ponownie wzrokiem, ale nie skomentowała.
-Idź się umyć – poleciła. – Bo naniesiesz błota.
Posłuchałam jej. Prysznic był mi potrzebny – i dla czystości, i dla relaksu.

Kiedy godzinę później wyszłam z łazienki, Harry’ego już nie było pod domem. Za to z dołu dochodziły mnie znane głosy. Poprawiłam ręcznik na głowie i dyskretnie zeszłam po schodach na dół. W progu dostrzegłam babcię i Mayę. Obok czaiła się jeszcze jedna postać, ale była kompletnie zagłuszona przez wrzaski mojej przyjaciółki, która usilnie próbowała się wedrzeć do środka. Ich wypowiedzi były plątaniną słów. Nie mogłam wyłapać, o czym mówią.
-Dosyć! – wrzasnęła w końcu babcia. – Jak mam was wpuścić, skoro nie mam pojęcia, o co wam chodzi?!
-Nie może go pani wpuścić – błagała Maya.
-Młoda damo, jeszcze raz pytam, o co chodzi – ponowiła babcia.
-Chodzi o to, że Maya namieszała, a chce obwinić za wszystko mnie – powiedział dobrze znany mi głos. Logan. Poznałam go od razu, bez żadnej chwili zastanowienia. Jego głos zmroził mi krew w żyłach.
-Nieprawda! – wrzasnęła Maya.
-Dosyć! – powtórzyła babcia. – Logan, wydajesz się tutaj bardziej rozsądny, o co chodzi?
-Po prostu musimy porozmawiać z Lillian. Zwłaszcza ja, chciałbym nas naprawić – powiedział, wzdychając.
Wycofałam się. Uciekłam na górę jak ostatni tchórz, licząc, że tu mnie nie znajdą, ale na próżne. Chwilę potem oboje zjawili się w progu mojego pokoju.

1 komentarz

  1. Tego komentarza miało nie być, bo sądzę, że mogę tu napisać coś czego potem będę żałować, ale YOLO...
    Więc UWAGA! Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale... JESTEM WŚCIEKŁA NA HARRY'EGO. Naprawdę, W Ś C I E K Ł A.
    Nie oczekiwałam, że Harry, będzie jakoś szczególnie radosny po wiadomości o chorobie Lilly. Rozumiem, że on też cierpi, bo ją kocha i pewnie niełatwo jest mu myśleć, o śmierci ukochanej. Rozumiem też, że próbuję sobie jakoś z tym poradzić i nie zawsze musi mu wychodzić, bo jest tylko człowiekiem i ma prawo mieć chwile zwątpienia, ale jednego nie rozumiem... DLACZEGO NAJPIERW DAJE JEJ NADZIEJĘ, A POTEM UCIEKA? Jak może sam proponować jej ślub, a potem się wycofywać? Jak może bawić się jej uczuciami, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Wiem, że pewnie możesz pomyśleć, że przecież Harry próbował, ale mu nie wyszło, ALE TU NIE CHODZI O NIEGO. Chodzi o Lilly, może jestem jestem teraz niesprawiedliwa, ale to Lilly umiera! A on mówi, że ją kocha, więc coś mi tu nie pasuje... Jeśli się kogoś kogo, to jego szczęście jest ważniejsze, niż twoje, tak? Więc czy aby na pewno Harry ją kocha? Skoro zachował się jak skończony egoista i zostawił ją wtedy gdy najbardziej go potrzebowała. Najpierw narobił jej nadziei na to, że może im się udać, a potem stwierdził, że "Jednak nie, sorry. Żyj sobie dalej, /a właściwie umieraj/ ale ja nie chcę z tobą być, pa!"
    Sama nie wierzę, że to napisałam. Ja= największa fanka Harry'ego... Pewnie jutro gdy przeczytam ten rozdział jeszcze raz, zacznę go usprawiedliwiać, ale teraz jestem nim zwyczajnie zawiedziona.

    No i na koniec ostatnie pytanie: JAK TY MOŻESZ KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE? Akapit wcześniej i wszyscy byliby szczęśliwi (no dobra nikt nie jest szczęśliwy to tym rozdziale, ale przynajmniej jakoś bym to przeżyła). Kończenie w momencie, na który tak długo czekałam?? To już się chyba zalicza jako znęcanie. Mam nadzieję, że tym razem dodasz coś szybciej, bo ja tu U M I E R A M [*]

    OdpowiedzUsuń