piątek, 23 października 2015

Chapter 22

      Poniedziałek. Wtorek. Środa. Czwartek i znów piątek. Dni płynęły mi niespodziewanie szybko. Codziennie nagrywałam masę filmików. Miałam już nagrań na dobre dwa miesiące. Może nawet ponad. W piątek jednak wyczerpały mi się pomysły. Stwierdziłam więc, że zrobię sobie przerwę i poszukam natchnienia.
Na weekend miałam też zaplanowane odpowiedzi na wszystkie listy od widzów. Dawno nie zaglądałam do skrytki pocztowej, więc kiedy się tam zjawiłam… Wyszłam dosłownie z workami paczek i wszelakich listów. Moje pokruszone serce wręcz topiło się ze szczęścia. Ten gest, wysyłania sobie listów, wydał mi się aż nazbyt miły. Byłam tak pogrążona we własnej rozpaczy, że chyba nawet nie przypuszczałam, że ktoś może o mnie pamiętać.
      Gdy tylko wróciłam do domu, zabrałam się za czytanie i odpowiadanie na listy. Wszystko zajęło mi masę czasu, ale dobrze się bawiłam. Przeglądałam niektóre paczki i były naprawdę urocze. Prezenty sięgały od koszulek aż po piękne rysunki mojej osoby. Dostawałam masę rzeczy, zazwyczaj przydatnych, ale niedrogich. Zawsze powtarzałam widzom, aby nie wysyłali mi zbyt drogich upominków, ale czasami się nie stosowali. W każdym razie zawsze cieszyłam się z tego, że pamiętali o mnie i że wysyłali mi te wszystkie zlepki własnych myśli.
-Lilly? – zawołała mama, kiedy ja dalej siedziałam nad listami.
Mama weszła do pokoju i zastała mnie usadzoną na sofie, okrytą kaskadami papieru. Nie zdziwił jej ten widok, przed wakacjami patrzyła na to średnio dwa razy w miesiącu. Może wcześniej listów nie było, aż tyle, jednak nigdy też nie mało.
-Ktoś puka – powiedziała.
-To otwórz – poleciłam.
-Obawiam się, kochanie, że to ktoś do ciebie – odparła i wtedy na nią spojrzałam.
-Mamo, proszę cię, po prostu otwórz i powiedz, że mnie nie ma – oznajmiłam i wróciłam do wertowania kartek. Szukałam listu, który przed chwilą czytałam, aby móc się do niego odnieść lepiej w odpowiedzi.
-Nie, Lilly. Wiem, że bardzo cierpisz, ale nie możesz się ciągle ukrywać w swoim pokoju. Kochanie, minęło już 13 dni, musisz zacząć się zbierać – powiedziałam, a ja momentalnie zaniemówiłam.
Chyba nigdy nie spodziewałam się, że powie mi coś w tym stylu. Liczyłam na wsparcie, zrozumienie, a ona kazała mi po prostu zebrać się do kupy. Nie to, żeby powiedziała mi coś nie tak. Fakt, zabolało, ale ten ból w pewnym sensie zdeterminował mnie, aby rzeczywiście zacząć coś ze sobą robić. Zwłaszcza, że kazała mi się ogarnąć jedyna osoba, jaka mi jeszcze została.
Tylko, że ja jeszcze nie miałam siły. Potrzebowałam jeszcze trochę czasu dla siebie. Chociażby ten weekend.
-Nie bądź na mnie zła. Chcę dla ciebie dobrze. Po prostu nie mogę patrzeć, jak cały czas siedzisz taka przytłoczona – wyjaśniła.
-Wiem, mamo, przepraszam… To minie – obiecałam. – Ogarnę się, ale teraz powiedz Mayi, że mnie nie ma, proszę. A od przyszłego tygodnia będę już wesołą córeczką, jak kiedyś.
-To nie Maya. To chłopak. Kręcone włosy. Wydaje mi się, że widziałam go parę razy z Mayą – objaśniła.
-Harry? Ale co on tu robi? Przecież wyjechał w zeszłym tygodniu! – zdziwiłam się.
-Mam go odesłać? – zapytała.
I wtedy zawahałam się nad odpowiedzią. Dlaczego tu był? Dlaczego po prostu nie wrócił do domu? Czy może mu jednak zależało? Chciałam w to wierzyć, ale już po prostu nie umiałam. Ta nadzieja, nadzieja, którą kiedyś żyłam, nadzieja, którą sama byłam, która była centrum mojego jestestwa, teraz po prostu zgasła. Jedyne wytłumaczenie, jakie przychodziło mi do głowy, aby wyjaśnić jego przybycie to to, że to dalej jest żart, że jeszcze mu się nie znudziło. Że chce dalej ze mnie kpić. Nie umiałam uwierzyć, że może chce mnie przeprosić i usprawiedliwić się, że tak naprawdę jest niewinny. Po prostu nie potrafiłam.
-Tak, odeślij go – odparłam, a mama pokiwała zgodnie głową.
Wyszła, a ja założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam zbierać listy. Chyba miałam dosyć odpisywania, jak na jeden dzień. Byłam tak zaabsorbowana czynnością, którą wykonywałam, że kiedy w końcu się wyprostowałam i spojrzałam na drzwi wejściowe, doznałam po prostu szoku, gdy ujrzałam przed sobą Harry’ego, wspartego o ścianę. Przez chwilę nawet pomyślałam, że może mam halucynacje… Tylko dlaczego były tak realne?
Natychmiast zdjęłam słuchawki i odłożyłam listy na łóżko.
-Co ty tu robisz? – zapytałam. – Kto cię wpuścił?
-Twoja mama – odparł. – Nie bądź zła, ubłagałem ją.
-Jesteś żałosny – powiedziałam po prostu.
-Nie, to nie jest żałosność. To zupełnie coś innego, determinacja, upartość, ale nie żałosność. Aczkolwiek powinnaś się wzruszyć, że ktoś chce wyglądać dla ciebie nawet żałośnie, byleby z tobą porozmawiać – odparł. Zabrzmiało trochę cynicznie.
-Pogrążasz się. Chcę, abyś wyszedł – oznajmiłam.
-Ale nie wyjdę, póki nie porozmawiasz ze mną. Nie poddam się, Lilly, nie widzisz tego? Siedzę tu o tydzień za długo, ale nie narzucam się. Chciałem dać ci trochę czasu, a jednocześnie być blisko, ale dłużej nie wytrzymałem, przepraszam – powiedział.
-Nie mąć mi znowu w głowie, Harry, proszę. Nie chcę kolejnych kłamstw, kolejnych scen. Obrzydziłeś mi przedstawienia – odparłam uparcie. – Wyjdziesz już, czy mam poprosić Howarda, aby cię stąd zabrał?
-Nie wyjdę. Możesz iść po kogokolwiek, ale nigdzie się nie ruszę, dopóki nie porozmawiamy – upierał się dalej.
-Co ty do mnie masz, co?
-Nic złego, Lilly – oznajmił.
-Daj mi po prostu spokój, zanim tu przyszedłeś, mogłam myśleć. Samo twoje pojawienie sprawiło, że nie mogę teraz nawet kontynuować tego, co robiłam – burknęłam.
-Po prostu mnie posłuchaj, Lil. Wiem, że winisz mnie za to wszystko, co się stało, ale to nie jest do końca tak. Fakt, faktem, zrobiłem wiele złego, ale naprawdę mi na tobie zależy. Teraz możesz mi nie wierzyć, ale tak jest… Zaproponowałem latte, bo mi się podobałaś. Wściekałem się tak bardzo, że mnie wystawiłaś, bo mi zależało, a myślałem, że tobie nie. Byłem wredny, bo chciałem ukryć swoje uczucia. Zbliżałem się do ciebie, bo tego chciałem. To wszystko to nie był żaden pieprzony żart – starał się usprawiedliwić.
Szło mu marnie.
Bo mu nie wierzyłam.
Już nie.
-Wyjdź, Harry, proszę – nawet mimo tego ostatniego słowa był to bardziej rozkaz, niżeli prośba.
-Lilly, proszę cię, wiem przecież, że mi wierzysz – powiedział, naruszając bezpieczną odległość między nami. Sama nie wiem, kiedy znalazł się tak blisko mnie. Oddzielała nas jedynie moja sofa. – Ty jako jedyna zawsze starasz się odnaleźć w ludziach dobro, wiem, że teraz też. I musisz mi uwierzyć, że nie jestem przeciwko tobie, przysięgam.
-Problem w tym, Harry, że już tak nie potrafię – odparłam. – Złamaliście we mnie nadzieję, przykro mi.
-Nie mów tak, proszę – błagał mnie, ale ja niewzruszona tylko pokręciłam głową.
Harry okrążył sofę i ustał naprzeciwko mnie. Nie dzieliła nas żadna barykada, jedynie powietrze. Zbliżył się do mnie jeszcze trochę. Za bardzo. Odsunęłam się od niego. Moje plecy zetknęły się ze ścianą, ale na szczęście między nami było już półtorej metra odległości. Nie zmienił tego faktu. Wydawał się jakby smutniejszy, ale nie ruszył się z miejsca.
Klęknął przede mną na oba kolana, a ja popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Zabrakło mi słów, aby jakoś skomentować zaistniałą sytuację.
-Wybacz mi, Lilly, błagam. Przysięgam, że nigdy cię nie oszukałem, może poza tymi razami, kiedy wypierałem się uczuć do ciebie. Lilly, proszę… zależy mi na tobie, zawsze tak było, tylko bałem się, że okażesz się dla mnie zbyt trudna – mówił.
-Nie chcę tego słuchać – odparłam, będąc cały czas nieubłagana.
-Lilly…
-Nie! – wrzasnęłam. – Masz stąd wyjść, rozumiesz?! – łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, a szloch znów postanowił rwać moje gardło. Może przesadzałam, nie twierdzę, że nie, nie sądzę też, że nie zachowywałam się dziecinnie, ale to wszystko było jeszcze dla mnie nazbyt świeże. Zostałam okrutnie zraniona i potrzebowałam czasu, aby wyleczyć rany. Zwykłe „przepraszam”… po prostu nie naprawi od razu szkody. – Wstań i wynoś się.
Posłuchał tylko części mojego polecenia. Podniósł się z ziemi, ale nie zmierzył w kierunku wyjścia. Stał cały czas naprzeciwko mnie i skanował mnie swoim nieprzeniknionym wzrokiem. Ja również na niego patrzyłam, chociaż łzy wypływały spod moich powiek i trochę zasłaniały mi widok. Byłam tak zaabsorbowana swoim bólem, że nie obchodziło mnie, że widział mnie w chwili takiej słabości. W sumie dobrze, że mógł to zobaczyć. Przynajmniej wiedział, co zrobił mi on, Louis i Maya.
-Wiem, że myślisz, że jesteś zniszczona, ale nie jesteś. Jesteś bardzo silna, widzę, że jeszcze walczysz, a to znaczy, że nie przegrałaś, więc przestań wmawiać sobie, że jest inaczej – powiedział.
-Przestań – łkałam. – Po prostu przestań. Nie chcę już, nie mogę… tego słuchać – wychlipałam.
Harry zbliżył się do mnie. Jego duże dłonie znalazły się na moich policzkach. Byłam zbyt słaba i zbyt rozbita, aby należycie zareagować. Po prostu patrzyłam w jego oczy, cichutko płacząc, podczas gdy on zbliżał swoje usta do moich. Czekał chyba na pozwolenie, ale kiedy nie dałam mu żadnego znaku, po prostu mnie pocałował. Jego usta były miękkie i czule muskały moje. To było dobre, przyjemne, ale nazwane „zakazanym owocem”. On zawsze smakuje najlepiej, ale trzeba mu się opierać, zanim cię zniszczy. Tak postanowiłam zrobić.
Nawet nie wiem, kiedy moja pięść ponownie spotkała się ze szczęką Harry’ego. Nie, przepraszam, pięść jeszcze nie miała tego zaszczytu. Była tylko płaska dłoń.
-Kurwa – zaklął, kiedy jego głowa obróciła się w bok. Wiem, że się tego nie spodziewał.
Odsunął się ode mnie, trzymając tym razem dłoń na swojej twarzy. Cały czas się cofał, patrząc na mnie z przestrachem.
Nie potrafiłam nic powiedzieć. Po prostu patrzyłam na niego wsparta o ścianę, a łzy cichutko wpływały po moich policzków. Nie miałam już nawet siły, aby szlochać. Po prostu się wypalałam.
Harry zaczął kasłać. Sięgnął po chusteczki, które leżały na moim biurku i wyjął z opakowania jedną, po czym splunął w nią krwią.
-Przepraszam – powiedziałam szczerze. Nie chciałam go aż tak zranić. Przynajmniej fizycznie.
-Jest okej, po prostu przygryzłem sobie język – odparł.
-Nie mogę ci wybaczyć, Harry. Muszę przestać to robić, bo to właśnie mnie niszczy. To, że ciągle daję drugą szansę i zawsze się zawodzę – oznajmiłam. – Dzisiaj cierpię sama przez siebie. Pozwoliłam sobie to zrobić.
-Niestety nie potrafię zaakceptować twojej decyzji, Lilly, to jeszcze nie koniec. Nie odpuszczę, dopóki nie powiesz, że mi wybaczasz – oświadczył, a potem po prostu wyszedł.
Zniknął i zostawił mnie samą. Nie wiedziałam, co zrobić, więc po prostu usiadłam na podłodze i zaczęłam ryczeć jak kretynka, którą zresztą byłam.

4 komentarze:

  1. Chcesz żebym ci pisała jakieś kreatywne komentarze, ale już powoli kończą mi się pomysły, bo ile razy mogę pisać jakie to jest cudowne?
    Gdybyś napisała coś beznadziejnego mogłabym cię hejtować, a ty nie. Musisz być taka dobra!! xd
    Pewnie cię nie zdziwi gdy powiem: OMG! OMG! OMG! Harry <3 <3 <3 <3 <3 NIE ODPUSZCZAJ!!!! WALCZ O NIĄ!!!
    A ty Lilly! Przestań go bić!!

    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim ulubionym momentem jest to jak Harry przygryzł sobie język :D Tego się nie spodziewałam xD

    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe ! Czekam na next �� ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha! XD Przegryzł sobie język, no ja cię pierdzielę. To był komiczny moment. Ale jednocześnie smutny. Lilly weź się w garść albo zamilcz na wieki.

    I kurde, chciałabym, aby Lou wrócił. Bo on jest fajny. No nie wiem czemu. Gdyby tylko coś do niej poczuł, ugh.

    OdpowiedzUsuń