niedziela, 20 września 2015

Chapter 17

Specjalnie dla Aggie :)

Okrążyliśmy galerię już kilka razy. Ja nie mówiłam praktycznie nic, podczas gdy Louis zapełniał ciszę bezsensowną paplaniną. Naprawdę starałam się go słuchać, ale kiedy człowiek mówi o błahostkach, podczas gdy w Twojej głowie rozgrywa się gonitwa myśli, to naprawdę ciężko się skupić.
W pewnym momencie się zatrzymaliśmy. Louis podszedł do budki z lodami, aby kupić nam pod dwie gałki. Czekałam na niego w spokoju, podczas gdy jakieś dwie dziewczyny w oddali zaczęły mi się przyglądać. Jedna nawet wskazała na mnie palcem, a potem zaczęła coś wymachiwać do drugiej. Ta otworzyła szerzej oczy i już kilka sekund później obie zmierzały w moim kierunku, jedna wykonując szybki telefon.
-Lilly? – chciała się upewnić dziewczyna. Ta, która nie dzwoniła chwilę temu do kogoś.
-Tak, o co chodzi? – zapytałam, kompletnie nie rozumiejąc.
-O boże! Lilly! Oglądam cię już od ponad roku! – oznajmiła, będąc realnie podekscytowana.
-Ja trochę krócej, ale uwielbiam cię! Jesteś taka prawdziwa w tych filmikach i poruszasz takie ważne tematy! – stwierdziła druga.
Wtedy mimowolnie się uśmiechnęłam. W Watford nigdy nie zdarzyło mi się, żeby widzowie do mnie podchodzili i jeszcze do tego byli tak podekscytowani moją obecnością.
-Dzięki, miło mi to słyszeć – odparłam.
-Kiedy będzie nowy filmik? W wakacje jest ich tak mało – mówiła jedna z nich. Nie miała pretensji, wydawała się bardziej zawiedziona.
-Mam mały zamęt, kryzys rodzinny i te sprawy – wyjaśniłam w skrócie. – Ale specjalnie dla was postaram się coś nagrać jeszcze w tym tygodniu – obiecałam.
I wtedy u mojego boku pojawił się Louis.
-Kto to? – zapytał, podając mi wafelek z lodami.
-Ee… - zaczęłam się nagle jąkać. Nie chciałam, żeby Louis już wiedział o mojej działalności na you tube.
-Jej fanki! – wykrzyczały chóralnie.
-Fanki? – zdziwił się i spojrzał na mnie. – Śpiewasz czy coś takiego?
-Nie, ja… eee…
-Lilly jest youtuberką – wyjaśniła skrupulatnie jedna z nich. Niższa blondynka, ta która nie gadała przez telefon.
I wtedy podeszły do nas jeszcze trzy dziewczyny. Zrozumiałam, że znają się z tymi, które tutaj stały, bo wymieniały się porozumiewawczymi spojrzeniami. To do nich dzwoniła ta wyższa!
Zaczęły lekko piszczeć i przekrzykiwać się nawzajem, zadając mi różnego rodzaju pytania, na które nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Louis stał z boku zdezorientowany.
-Zrobisz sobie z nami zdjęcie? – zapytała w końcu jedna z nich.
-Okej…
-Osobno z każdą i jedno wspólne, dobrze? – poprosiła inna.
-Nie ma sprawy – odrzekłam, starając się nie myśleć o tym, że za chwilę będę musiała to wszystko wytłumaczyć Louisowi. – Mógłbyś? – spytałam chłopaka, jednocześnie wyciągając do niego rękę z aparatem jednej z nich.
-Jasne – odrzekł tylko, po czym wziął telefon i zrobił wszystkie sześć zdjęć.
Dziewczyny jeszcze poprosiły o autografy. Nie miały kartek, ani markera, ale na szczęście dla nich, ja miałam długopis, a jedna z nich wpadła na to, abym podpisała się na ich rachunkach. Potem pożegnały mnie czułymi uściskami i odeszły, spoglądając jeszcze na mnie w drodze do wyjścia.
-Co. To. Było? – zapytał. – Nie mówiłaś, że masz jakąś działalność w Internecie!
-Bo nie ma się czym chwalić – odparłam po prostu.
-Proszę cię! One były tobą oszołomione! – zaoponował. – Jesteś… youtuberką?
-Ta… chyba można tak powiedzieć.
-Od jak dawna? – zapytał. – Opowiedz mi o tym!
-Robię to od trzech lat. Od kiedy tata odszedł. Po prostu gadałam o swoich przeżyciach. Z czasem udoskonalałam jakość i treść filmików, a wtedy widzów zaczęło przybywać. I to się po prostu stało częścią mojego świata, mojego życia. Dodaję zazwyczaj kilka filmików w tygodniu, a gdzieś około miliona ludzi zawsze ogląda te bzdury i pisze w komentarzu, że im się podobało, albo co by zmienili, żeby było lepiej – opowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Miliona?! – wykrzyczał zaskoczony.
-Plus minus – potwierdziłam.
-I uważasz, że nie ma się czym chwalić? Gdyby nasz zespół lubiło milion osób, skakałbym z radości i mówił o tym każdemu, kogo bym spotkał na ulicy! – oświadczył.
-Ale ja nie. Wolę, żeby ludzie nie wiedzieli. Nie chcę być traktowana inaczej, bo robię coś w Internecie i ludzie mnie za to znają – odparłam.
-Okej… a hajs? Zarabiasz na tym? – zapytał.
-Mogłabym, ale odmawiam wszystkim. Nie chcę, żeby wyglądało, że robię to dla pieniędzy, kiedy to po prostu hobby – wyjaśniłam.
-Jesteś kompletnie szalona! Ale i tak dużo wow! – mówił. Był tak podekscytowany jak te dziewczyny. Zupełnie nie zachowywał się jak mój Louis. – Nagrywasz pod Nickiem?
-Jak większość youtuberów – odparłam.
-To jak na ciebie mówią widzowie?
-Ja jestem Moon, a kanał nazywa się Sunshine – odparłam.
-To trochę… kontrowersyjne… księżyc i blask słońca?
-Myślę, że o to mi chodziło, kiedy miałam 14 lat i zakładałam kanał. Wiesz… Księżyc sam z siebie nie świeci. Jego poświata to po prostu odbite promienie słoneczne. To trochę tak, jakbym była spowita w mroku, ale mimo wszystko łapała te blaski światła, które zostały mi podarowane. Wiele osób też się mnie pytało, dlaczego ja jestem księżycem, skoro kanał jest blaskiem. Nagrałam nawet o tym osobny filmik – opowiedziałam.
-Nie sądzisz, że to może też wyglądać tak, jakbyś kąpała się czyimś blasku? – zapytał.
-Może, ale mnie to nie obchodzi. To ja wymyślam, jakie to ma znaczenie, nikt nie może mi tego narzucić, bo ja jestem autorką tego pomysłu. I dla mnie promienie są jakby ratunkiem od swojej sfery mroku, takie promyki nadziei – oznajmiłam. - Bez nich nic nie znaczę.
-Okej, okej, to była tylko sugestia – powiedział.
-Spoko. Nikt nie rozumie tej nazwy – odparłam. – Tylko Maya wiedziała od początku. Sama załapała. I kiedyś, kiedy sama zaczęła swoją krótką przygodę z you tubem, nazwała kanał Moonlight, a sama przybrała imię Sun. To było takie zabawne. Nazwała się jakby moja nadzieją. Nazwała się słońcem, osobą, która daje mi światło. A Moonlight… W sensie właśnie, że ta poświata… że to dzięki niej, że potrafię świecić i cieszyć się tylko dlatego, że ona daje mi radość. Potem jednak usunęła kanał, ale to i tak było zabawne i do dziś dobrze to wspominam.
Uśmiechnęłam się do siebie nieświadomie, zagłębiając się w dawne wspomnienia. Moje oczy nasiąkły wilgocią, jakby ze wzruszenia, ale nie płakałam. Po prostu te dni wywoływały u mnie takie emocje. Zwłaszcza, że nie tylko kanał należy do przeszłości, ale także nasza przyjaźń.
Louis chyba spojrzał na mnie i dostrzegł uczucia, które się w mnie kołatały, bo chwycił mnie za rękę i zapytał:
-Tęsknisz za nią?
-Bardzo, ale nie mogę nic zrobić, żeby to wszystko jakoś naprawić – odparłam.
-Gdyby przeprosiła… wybaczyłabyś jej?
-Nie wiem. Znając życie, pewnie tak. Boję się tylko, że to wszystko zabrnęło już za daleko i jest za późno na ratunek – opowiedziałam o swoich obawach. - Wiesz? Był czas, kiedy myślałam, że latam za nią, bo mam tylko ją. Ale teraz jesteś ty. Dzięki tobie zaczynam rozumieć, że naprawdę ją kocham, że jest moją najlepszą przyjaciółką niezależnie od tego, czy w moim życiu jest ktoś więcej niż tylko ona. I z każdym dniem tęsknię za nią coraz bardziej. A jednocześnie wiem, że nie mogę nawet próbować naprawić naszej relacji. Bo sama tego nie zrobię, a po tym… po tym co powiedziała mi dziś przez telefon… boje się po prostu, że ona już by nie chciała, przez co ja tylko jeszcze bardziej bym podupadła.
-Co ci powiedziała? – zapytał. Nie wspominałam mu wcześniej o tej rozmowie.
-Pomyślała, że mogłabym coś próbować z Harrym – odparłam.
Pokiwał tylko głową, jakby w zamyśleniu. Nie zapytał mnie, czy bym mogła lub czy już to zrobiłam. To był chyba wyraz zaufania. Nie musiał pytać. Wiedział, że nie. I zabolało, bo on o tym nawet nie pomyślał, a Maya, którą znam 11 lat, tak.
-Lilly, a gdybyś mogła, jak za machnięciem magicznej różdżki zmienić jedną rzecz w swoim życiu, na przykład naprawić relację swoich rodziców, co byś wybrała?
Przez głowę przebiegło mi milion myśli. Rodzice byli kuszącą propozycją, ale mama była szczęśliwa już z kimś innym, więc czemu miałabym to zmieniać? Mogłabym też wybrać studia, za które nie płaciłby ojciec. Albo jakoś naprawić z nim relację, żeby nie było tak, że olewał mnie przez ostatnie trzy lata. Mogłabym również zrobić tak, aby być z Harrym, ale… To wszystko wydawało się takie ważne, jednak… mimo wszystko myślałam głównie o mojej relacji z Mayą. Znałyśmy się 11 lat. Nigdy nie czułabym się dobrze, gdybym wybrała Harry’ego zamiast niej. Poza tym byłam w związku z Louisem i to był dobry związek, bezpieczny. Czułam się przy nim swobodnie i wiedziałam, że mogłabym go pokochać, gdyby Harry zniknął w końcu z mojej głowy. A Maya… wtedy w głowie błysnęło mi wspomnienie…

Retrospekcja
Bujamy się na huśtawkach. Trochę kręci mi się głowie. Maya mówi, że to przez chorobę lokomocyjną. Wierzę jej, jednak za bardzo kocham bujaczki, żeby je sobie odpuścić przez lekkie zawroty głowy i ból brzucha.
Nagle Maya śmieje się donośnie obok mnie. Spoglądam na nią i posyłam jej swój delikatny uśmiech. Ona odpowiada tym samym. Błyszczyk, który podkradła mamie, świeci się na jej ustach w kontakcie z promieniami słońca. Sama wygląda jak słońce. Jest moją najlepszą przyjaciółką, dlatego zawsze wydaje się taka olśniewająca. Chciałabym być taka jak ona.
-Czemu się śmiejesz? – pytam w końcu.
-Bo jesteś taka blada. Jak księżyc. Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zasłabnąć, a mimo to bujasz się dalej – odpowiada.
Wzruszam ramionami, po czym zatrzymuję bujaczkę, czując, że wszystko we mnie się przewraca. Nie mogę się dłużej bujać. Muszę zrobić krótką przerwę, aby wszystko we mnie poukładało się z powrotem.
Maya również się zatrzymuje. Zawsze pauzuje w tym samym momencie, co ja. To taki jej sposób na wsparcie mnie.
-Pójdę po nasz koszyk piknikowy, posiedzimy teraz trochę – mówi i wchodzi do klatki, aby dostać się do swojego mieszkania i przynieść nasze rzeczy.
Po chwili wraca z niewielkim wiklinowym koszykiem w ręku. Ledwo go dźwiga, ale nie poddaje się. Stawia go dopiero na trawniku pod sosną, tam gdzie zawsze urzędujemy. Wyciąga koc i razem rozkładamy go na ziemi. Potem wyciągamy nasze ulubione soczki, żelki, truskawki, winogrono i czekoladę. W środku są jeszcze lalki, ale je zostawiamy na razie w środku. Kładziemy się na brzuchach na kocu i wpatrujemy się w ludzi przechodzących się chodnikiem przed nami. Przed nami przechodzi jakaś para, trzymając się za ręce.
-Za rok będziemy miały jedenaście lat. Będziemy już nastolatkami – oznajmia nagle Maya.
-Nooo… Myślisz, że bardzo się zmienimy? – pytam, sięgając po żelki.
-Pewnie tak. Będziemy musiały się zacząć interesować chłopcami – mówi.
-Chłopcy są fuj i dłubią w nosie – skarżę się. – Na pewno musimy ich kochać?
-Tak, mama mówi, że tak – argumentuje w niepodważalny sposób. Mamy zawsze mają rację.
-A co jak mój chłopiec będzie jak tata? – pytam. – Nie chcę być z takim jak tata.
-Nie będziesz. Jesteś za fajna na takiego chłopaka – odpowiada.
-A co, jak będziemy lubiły jednego chłopca? – zadaję strasznie dużo pytań, bo wiem, że Maya zna na nie wszystkie odpowiedzi. Czyta dużo książek, więc wie to wszystko.
-Chłopcami nie wolno się dzielić, więc wtedy weźmie go ta, która spodoba się jemu – wyjaśnia.
-Dobrze – zgadzam się.
-I nie możemy się nigdy pokłócić o żadnego chłopca – dodaje.
-Powinnyśmy napisać kodeks, podpisać się krwią i zakopać, żeby nikt tego nie znalazł tego, nawet my. Żebyśmy nie mogły go zniszczyć i zerwać umowy – mówię.
Maya kiwa zgodnie głową.

I tak potem zrobiłyśmy. Tylko krew zastąpiłyśmy sokiem porzeczkowym. Podpisałyśmy się, a obok zostawiłyśmy porzeczkowy odcisk naszego palca. Nikt jednak nie chciał zakopać słoika z naszą umową za nas, więc musiałyśmy znać miejsce. Wykopałyśmy metrowy dół obok naszej sosny. Tam wrzuciłyśmy słoik i zakopałyśmy go.

-Wybrałabym Mayę – odparłam po chwili zastanowienia. – Definitywnie.

6 komentarzy

  1. Jeju! Ta retrospekcja była taka urocza, a jednocześnie taka smutna, przez to co się teraz dzieje między Mayą a Lilly.
    Maya trochę sobie nagrzebała, ale może jeszcze jakoś się pogodną? Chociaż wątpię żeby Lilly wybaczyła jej Louisa... A poza tym wysyłasz ją na drugi koniec świata, więc..
    Dobra, odpuszczę sobie moje teorię, bo i tak żadna nigdy się nie spełni.

    Rozdział jak zwykle cud, miód i orzeszki, ale to oczywista oczywistość.
    Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam czasu w tym roku szkolnym na czytanie blogów ale tego nie mogę sobie jakoś odpuścić. Czekam na następny rozdział ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie mogłam przeczytać tego rozdziału wczoraj, no, ale cóż... brak internetu nie wybiera. Ale super, że pojawił się w niedzielę, jeszcze tylko czekam aż dojdzie moja petycja o rozdziały pisane perspektywą Harrego i będę szczęśliwa :'D
    Rozdział fajny, fajny, ale ni będę się rozpisywać zbytnio, gdyż jestem leniwa i zwyczajnie mi się nie chce.
    Do następnego x

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę to pisać od nowa, bo mi usunęło. ;__;

    Daruję sobie te urocze serduszka, które tutaj stały, bo mogę, ott co.

    Dzisiaj po raz pierwszy wpadłam na tę stronę i ojejkujezuchnuomgomgloff. Zdobyłaś nową czytelniczkę, ciesz się (albo i nie...).
    Ogólnie rzecz biorąc, opowiadanie jest fajne. Bardzo fajne. Może trochę pokręcone i nie jakoś specjalnie na wysokim poziome, ale czyta się przyjemnie i szybko. Ach, mam dla ciebie sugestię. Jak piszesz dialog to dawaj spację po pierwszym myślniku, np:
    - Wybrałabym Mayę -
    Tak byłoby schludniej i nieco przejrzyściej. Ale to tylko drobna porada/sugestia, więc nie musisz mnie słuchać. ^^

    No i cóż... Wymagam kolejnego rozdziału. Olej szkołę, chociaż może lepiej nie, bo edukacja ważną rzeczą. Ale resztę dupereli (np. spotkania) zawal (zobacz, twoje życie jest duperelem, masz miłą czytelniczkę). PISZ, PISZ i jeszcze raz PISZ. Ja będę tupała nóżkami i biła rączkami z niecierpliwości.

    Pozdrawiam,
    Twoja nowa czytelniczka
    Anani.

    OdpowiedzUsuń