poniedziałek, 13 lipca 2015

Chapter 7

 Wszystkiego najlepszego, Julia! Wybacz, że nie mam lepszego prezentu.

Louis właściwie okazał się beznadziejnym kucharzem. Przygotował dla nas naleśniki, ale ciasto było grudkowate i przypalone. Oczywiście dla żartu mu to wypomniałam, przez co w ciągu całego posiłku udawał obrażonego, jednocześnie śmiesznie przełykając jedzenie, jakby mu bardzo nie smakowało, ale nie chciał tego pokazać. Oczywiście w bardzo teatralny sposób. Wiedziałam, że żartuje, dlatego ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
W trakcie posiłku zadzwonił mój telefon. Kiedy tylko usłyszałam jego dźwięk, miałam nadzieję, że może Maya sobie w końcu o mnie przypomniała, jednak to była mama. Odebrałam i przytknęłam sobie telefon do ucha.
-Hej, gdzie jesteś? - chciała wiedzieć.
-Jestem z kolegą - odparłam, wywijając się od poprawnej odpowiedzi. Chyba by mnie zabiła, jakbym jej powiedziała, że jestem w Londynie. Czasami bywała przewrażliwiona.
-A o której zamierzasz wrócić do domu?
-Nie wiem, wieczorem? A co?
-Po prostu pytam. I dostałaś jakiś list - poinformowała mnie.
-Okej, sprawdzę to, kiedy wrócę do domu. To pa - pożegnałam się.
-No cześć - odparła, a ja odłożyłam telefon na stół.
-W porządku? - zapytał.
-To tylko mama - odparłam.
-Chyba nie miała nic przeciwko mojemu małemu uprowadzeniu cię? - dopytał.
-Nie, właściwie ona... nie wie, gdzie jestem.
-Myślisz, że miałaby coś przeciwko? - zapytał i o dziwo nie nabijał się, a był naprawdę poważny. Takim zachowaniem udowadniał, że za fasadą żartownisia i narcyza kryje się prawdziwa osoba, którą miałam nadzieję poznać. Już miałam okazję spotkać kilka jego oblicz.
-Pewnie tak, nie lubi, kiedy jeżdżę tak daleko bez jej zezwolenia, ale to nic takiego - zapewniłam go, po czym dodałam pokrzepiający uśmiech.
-Skoro tak mówisz... ale jeśli by były jakieś problemy to mów. Wyjaśnię wtedy twojej mamie, że nie wiedziałaś, dokąd cię zabieram - obiecał.
-Nie będzie żadnych problemów. Lepiej jedz, bo już nie mogę się doczekać kolejnej niespodzianki - powiedziałam, nie tracąc rezonu. Nie mogłam się teraz przejmować, że mama będzie zła. Przecież nie mogła mnie winić za to, że po prostu dobrze się bawiłam.

Na koniec Louis zabrał mnie na oprowadzanie po Big Benie. W sumie, podziwiałam zawsze z daleka ten zabytek i powierzchownie znałam jego historię, ale nudziło mnie słuchanie o nim. Zazwyczaj lubiłam dodatkową wiedzę, tę pozaprogramową, ale trafił nam się naprawdę beznadziejny przewodnik, mówił dużo, często nie na temat i za bardzo zagłębiał się w szczegóły. Louis chyba też był znudzony, bo ziewnął kilkakrotnie podczas naszej wycieczki, jednak nie powiedział ani słowa, aby wyrazić swoje niezadowolenie.
Potem wróciliśmy na stację metro. Louis cały czas trzymał mnie za rękę i czułam się przez to dziwnie przyjemnie. Jeszcze nigdy nie zaznałam tak wielu pozytywnych emocji z żadnym chłopakiem. Och, Louis mógł być głupkowaty i starszy o siedem lat, ale jeżeli los nie był po naszej stronie, to nie wiem, co było!
Jestem za to pewna, co stało przeciwko nam.
Kiedy dotarliśmy do Watford, Louis odprowadził mnie pod same drzwi mieszkania. Zrobiłam krok do przodu i odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, aby spojrzeć chłopakowi w twarz. Światło żarówki na klatce schodowej delikatnie odbijało się od jego pięknych oczu w kolorze morza. Jego wygląd zdecydowanie zapierał dech w piersiach. To niesamowite, że taki chłopak zainteresował się właśnie mną.
-Jak ci się dziś podobało? - zapytał.
-Było cudownie - odparłam.
-No ja mam nadzieję - orzekł żartobliwym głosem.
-A ja mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojedziemy razem do Londynu, ale tym razem ja gotuję!
-Dobrze - zgodził się i obdarzył szerokim uśmiechem.
Myślałam, że rzuci jakimś zabawnym tekstem, ale o dziwo nie. Ogólnie wydawał się lekko spięty, ale byłam zbyt zachwycona dzisiejszym dniem, aby zwrócić na to większą uwagę. Gdybym tylko wtedy wiedziała, co jest grane...
-Muszę już iść, ale mam nadzieję, że do zobaczenia niebawem - powiedział.
-Tak, ja też. Więc... do zobaczenia?
-Tak - odparł, a potem nachylił się i lekko musnął ustami mój prawy policzek.
Cała ta sytuacja trwała tylko chwilę, a potem chłopak zbiegł schodami na dół, zostawiając mnie samą przed drzwiami. Sama nie wiem, kiedy moja dłoń powędrowała do mojego policzka, gdzie Louis zostawił po sobie mokry ślad. Byłam tak oczarowana, że stałam kilka minut przed mieszkaniem, zapominając, że powinnam wejść do środka. Ruszyłam się dopiero wtedy, kiedy usłyszałam, że ktoś w sąsiednim mieszkaniu otwiera drzwi. Wtedy szybko weszłam do środka, aby nie musieć się witać. Po prostu nie miałam pewności, czy byłabym w stanie wykrztusić z siebie chociaż jedno słowo.
Moja mama drzemała, kiedy weszłam do domu, więc od razu ruszyłam do swojego pokoju. Podłączyłam telefon do internetu i zabrałam się za odczytywanie powiadomień, żeby trochę ochłonąć po tych magicznych chwilach z Louisem.
Na dobry początek otworzyłam snapa. Kilka pierwszych zdjęć było dla mnie nic nieznaczące, dopiero po chwili zobaczyłam filmik od Mayi. Otworzyłam go i zobaczyłam moją przyjaciółkę, która chichotała w najlepsze. Próbowała odebrać swój telefon, ale "kamerzysta" nie chciał go oddać.
-Masz taki piękny śmiech, niech wszyscy usłyszą - powiedział znany mi głos.
To był Harry.
Harry znów był z Mayą.
Sami.
Czy oni...? Nie, to niemożliwe. Powiedziałaby mi! ...prawda? Nie wiedziałam, czy się oszukuję, ale chciałam wierzyć, że nie. Poza tym... co mnie to obchodziło? Czy historia o jego "igraszkach" z czasów studiów i spotkanie z Louisem nie powinny sprawić, że przestało mi zależeć na Harrym? Tak, zdecydowanie powinny. I musiałam się tego trzymać.
Moje rozmyślenia przerwał sms, który właśnie przyszedł.
Louis: Już tęsknię.
Ja: Ja też. Robisz coś jutro?
Musiałam jakoś zabić myśli, które właśnie napłynęły do mojej głowy, a ekscytacja kolejnym spotkaniem z Louisem była do tego wprost idealna. W końcu ja chyba też zasługiwałam na szczęście, nie mogłam się tak wszystkim przejmować. Bo i niby po co? Przecież i tak nie miałam na to wpływu. Na dodatek przecież uznałam, że moje zauroczenie Harrym to już zamknięta historia.
Po raz kolejny moje rozmyślenia przerwał sms. Była to odpowiedź od Louisa na moją poprzednią wiadomość.
Louis: Właściwie widzę się z Mayą i Harrym, może dołączysz? xx
Nie do końca pasowało mi to towarzystwo. Jak miałam kompletnie oczyścić się z wdzięku Harry'ego, jeśli Louis chciał, abyśmy spotykali się we czwórkę? Ale przecież nie mogłam odmówić. Oficjalnie przecież nie powinnam mieć nic przeciwko towarzystwu chłopaka o brązowych, kręconych włosach. Przecież nic pomiędzy nami się nie wydarzyło.
I właśnie o to chodzi, podpowiadała mi podświadomość.
Ja: Okej, o której i gdzie?
Musiałam mu odpisać, zanim zaczęłabym za bardzo analizować. Przecież nie mogłam odmawiać spotkań z naprawdę fajnym chłopakiem z powodu lekkiego "urazu" do jego przyjaciela, prawda?
Louis: W parku o 12. Spotkajmy się na miejscu.
Szczerze, to liczyłam, że chłopak po mnie przyjdzie. Tego dnia był taki romantyczny, że liczyłam, iż tak już pozostanie na zawsze, ale nie można mieć wszystkiego. No i nie mogłam przecież tego wymagać od chłopaka. Może robił coś rano i nie miał po drodze? Może wydłużyłby sobie trasę? Usiłowałam ogarnąć sama siebie. Nigdy nie próbowałam nic z żadnym chłopakiem, więc nie miałam tak naprawdę pojęcia, jak powinna wyglądać taka relacja. Na pewno nie tak, jak w książkach, więc musiałam się naprawdę uspokoić.

Następnego ranka nie wystroiłam się aż tak bardzo, jak dzień wcześniej. Założyłam swoje najładniejsze jeansy, biały t-shirt z siateczką u góry, a na to zarzuciłam skórzaną kurtkę. Dzień był dziś chłodniejszy i w dodatku padało, jak to często bywa w Anglii, więc sukienka zdecydowanie odpadała.
Zdecydowałam się zrobić lekki makijaż, czyli pokreślić oczy błyszczącą, fioletową kredką i pomalować rzęsy tuszem o podobnym odcieniu, jednak pozbawionym brokatu. Do tego przesunęłam błyszczkiem po ustach, a przedtem wyszczotkowałam z dziesięć razy zęby, gdyby coś... Nigdy z nikim się nie "spotykałam", nie wiedziałam na którym "spotkaniu" mnie pocałuje, jeśli mu się podobam.
Byłam już gotowa, więc chwyciłam swoje małe, białe słuchawki oraz telefon, a potem założyłam buty i wyszłam z domu. Pierwsze, co zrobiłam, to podłączyłam małe głośniczki do komórki i włączyłam muzykę. Zatopiłam się w świat wyimaginowanych bohaterów tekstów piosenek. Czasami wyobrażałam sobie w ich roli siebie, ale na ogół byłam tą, która patrzyła na szczęście innych z boku. Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie tak naprawdę szczęśliwej, nawet po tym, co wydarzyło się dzień wcześniej z Louisem.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się w parku, tak bardzo zasłuchałam się w słowa przeróżnych piosenek. I oczywiście byłam w umówionym miejscu przed czasem, więc zostałam zmuszona czekać. Otarłam pobliską ławkę rękawem kurtki i usiadłam na jej skraju. I tak sprawiała, że materiał spodni przesiąkał, ale nie chciało mi się stać, więc po prostu to ignorowałam. Miałam ciemne jeansy, więc liczyłam, że nie będzie się dało tego zauważyć.
W końcu zobaczyłam nieopodal Louisa, idącego ramię w ramię z Harrym i Mayą. A więc zagadka rozwiązana. Umówił się z nimi, dlatego nie przyszedł po mnie. Ja byłam po prostu na dokładkę. Robili razem coś rano, a mnie zaprosili już po najlepszej zabawie, ponieważ w sumie sama się wepchałam. Zepsułam ich plany, a przynajmniej częściowo, bo na całkowite ich unicestwienie mi nie pozwolili.
Wstałam z ławki i obciągnęłam kurtkę, żeby zasłonić mokrą plamę na spodniach. Teraz byłam na siebie zła, że jednak nie zdecydowałam się postać.
-Hej - przywitałam wszystkich, kiedy zbliżyli się do mnie na tyle, że nie musiałam krzyczeć.
-Cześć - odparł Louis.
-Hej - rzekła Maya.
Harry natomiast się nie odezwał. Czegóż innego mogłam się spodziewać?
Maya przywitała mnie uściskiem, natomiast Louis tylko promiennie się uśmiechnął. Odwzajemniłam gesty obojga, a potem chwilę staliśmy w milczeniu. Wyglądało to tak, jakby żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Tylko dlaczego? Co się takiego wydarzyło, że nawet Maya nie odzywała się do mnie ani słowem? A Louis? Czyżbym mu się odwidziała po wczorajszym? Może przemyślał wszystko w nocy i uznał, że jednak mu się nie podobam. 
Targały mną wątpliwości i złe przeczucia.
-Byliście gdzieś rano? - zapytałam nagle. Sama nie wiem, czemu z tym wypaliłam, ale po prostu czułam, że tak czy inaczej, nie powstrzymałabym tego. Po prostu musiałam wiedzieć.
-Nie - odparł Louis. 
Nie Maya, Louis.
Moja przyjaciółka miała martwe oczy, co na ogół znaczyło, że ustawia wokół siebie mur i nie będzie ze mną rozmawiała. Oczywiście tylko ze mną. Już kilkakrotnie bywała w takim stanie, kiedy odcinała się ode mnie. Często gęsto chodziło wtedy o to, że coś przeskrobała, ale bywało i tak, że po prostu ktoś ją zranił i nie chciała mi tego mówić, nawet jeśli byłam jej najlepszą przyjaciółką. Wiedziałam jednak, że jeszcze tego samego dnia będę musiała spróbować ja o to zapytać.
-Wpadliśmy na siebie przed parkiem - wyjaśnił chłopak, a ja tylko kiwnęłam głową. Nawet jeśli to nie była prawda, nie miałam ochoty tego analizować. Puste oczy Mayi i zimny wzrok Harry'ego i tak już pozbawiały mnie dobrego nastroju.
-Okej, a dokąd teraz idziemy? - chciałam jakoś podtrzymać tę rozmowę, ponieważ miałam przeczucie, że nie zniosłabym tego martwego milczenia.
Louis wzruszył ramionami, a więc spojrzałam na Mayę, mając nadzieję, że może ona udzieli odpowiedzi na moje pytanie. Ona jednak tylko odwróciła wzrok i zaczęła bawić się pierścionkiem, który zawsze nosiła na palcu. To był chyba prezent od jej rodziców na 10 urodziny, dlatego wiązała z nim duży sentyment. Ja nigdy czegoś takiego nie dostałam. Cóż, nigdy też nie miałam szczęśliwej rodzinki. Oto jedna z różnic między mną, a Mayą - ona ma to, czego ja też tak bardzo bym chciała, a jednocześnie nie umiem jej tego zazdrościć. Nie wyobrażam sobie mojego ojca w roli czułego tatusia, dlatego po prostu nie zależy mi na tym, żeby go mieć przy sobie.
-Maya, okej? - zapytałam, nie mogąc znieść jej ponurej miny. Po prostu chciałam wiedzieć, czy wszystko gra.
-Tak - odparła.
Westchnęłam zrezygnowana i wtedy ruszyliśmy. Zmierzaliśmy przed siebie, a żadne z nas nie wypowiadało ani słowa. Miałam już dosyć zaczynania tematu, zwłaszcza, że w tym gronie to ja chwilowo byłam najmniej lubiana, bo a) Maya miała na mnie focha, b) Harry już mnie nie lubił. Miałam nadzieję, że może Louis coś powie, ale on też był dziwnie milczący. Wydawał się tak odległy, zupełnie inaczej niż dnia poprzedniego, kiedy był otwarty i zabawny przez cały czas.
I wtedy oczywiście coś musiało się stać! A komu? A mnie!
Przechodziliśmy akurat między dosyć rozłożystymi krzakami i wszyscy naraz spróbowaliśmy się przez nie przecisnąć, zamiast pomyśleć i przejść gęsiego. Ja, jako że byłam najbliżej rośliny, zahaczyłam się. Gałąź, która zaczepiła się o moje jeansy, gwałtownie pociągnęła mnie do tyłu, przez co wylądowałam na ziemi. Podczas upadku usłyszałam tylko trzask materiału i mogłam sie jedynie domyśleć, że poszły moje spodnie.
Maya i Louis natychmiast do mnie podbiegli, a Harry został na swoim miejscu i cicho się zaśmiał. Może to nie było nic wielkiego, ale zraniło mnie. Nawet po tym wszystkim nie myślałam, że Harry będzie zachowywał się względem mnie chamsko. Starałam się go jednak zignorować. Nie był godzien mojej uwagi, jeśli zamierzał zachowywać się w taki sposób.
-W porządku? - zapytał Louis.
-Tak - odparłam, lekko masując swoje obolałe uda, kiedy zaczynałam wstawać. I wtedy zobaczyłam ogromną dziurę, jaka zrobiła mi się z boku na linii krocza. Nie było opcji, żebym mogła dalej iść w takim ubraniu. - Cholera! - przeklęłam pod nosem, starając się jakoś "skleić" nową niedoskonałość spodni, jakby to było w ogóle możliwe.
-Nie wiem, czy wiesz, ale to nie jest czas na rozbieranie się - rzucił nagle Harry.
-Zamknij się - warknęła Maya i byłam w szoku. Nie myślałam, że coś mu powie.
Mina Harry'ego była bezcenna - jakby właśnie dostał z liścia w twarz. No i w sumie słusznie. Jeśli miał się zachowywać bezczelnie i chamsko, to karać go powinna za to właśnie dziewczyna, która mu się podobała. No, przynajmniej myślałam, że mu się podobała.
-Te spodnie ci się rozedrą do końca - stwierdziła moja przyjaciółka, kiedy dokładnie przyjrzała się dziurze. - Będziesz niestety musiała iść do domu, chyba, że chcesz chodzić w jednej nogawce po mieście.
-Wrócisz ze mną? Potrzebuję osłony - zapytałam i spojrzałam na nią błagalnie.
-Nie mogę, ja... umówiłam się z chłopakami - powiedziała, gestem wskazując na Harry'ego i Louisa, który cały czas był przy moim boku.
-Okej - odparłam tylko i odwróciłam wzrok, żeby nie mogła zobaczyć, jak bardzo zraniło mnie to, że wolała ich ode mnie.
-Ja z tobą pójdę - zaoferował się Louis.
-Dziękuję - odparłam od razu, uśmiechając się do chłopaka. Chociaż on nie zamierzał mnie zostawić z moim problem. W przeciwieństwie do Mayi.
Kątem oka dostrzegłam, jak moja przyjaciółka zwiesiła głowę, jakby było jej z jakiegoś powodu głupio lub przykro, ale nic nie powiedziała. Odsunęła się ode mnie i stanęła bardzo blisko Harry'ego, może nawet zbyt blisko. Wtedy jednak byłam zbyt rozczarowana jej decyzją, że nie zwróciłam na to uwagi. Mogłam tylko mierzyć jej twarz wzrokiem, starając się zrozumieć, dlaczego nagle znalazłyśmy się nad przepaścią, która oddaliła nas od siebie w ułamku sekundy.
-Proszę - powiedział Louis, szturchając mnie w ramię, tym samym zwracając moją uwagę na niego, a odwracając ją od Mayi.
Zerknęłam na to, co mi podawał. Okazała się to bluza. Zanim zdążyłam zapytać, po co mi ona, chłopak już zaczął obwiązywać mnie nią wokół tali, tym samym ukrywając olbrzymie rozdarcie na udzie.
Tekst odgrywa ważną rolę.
-Dziękuję - powiedziałam, zerkając chłopakowi w oczy. Posłał mi mały uśmiech, jednak nie wydawał mi się on szczery. Zupełnie, jakby on również znajdował się daleko stąd, nie przy mnie.
W końcu odwróciłam wzrok od chłopaka i spojrzałam ponownie na Mayę oraz Harry'ego, który stał zaledwie pół kroku za nią. Moja przyjaciółka przypatrywała mi się obolałym wzrokiem. Jej oczy wyglądały jak małe błyszczące szkiełka, które za chwilę pękną, a ich drobne kawałki wydostaną się na zewnątrz w postaci łez.
-Maya? - zapytałam niemo, jednak ona tylko pokręciła przecząco głową. - W porządku?
-Tak - odparła ponownie. - Idź już do domu, zanim spodnie rozlecą ci się do końca - poleciła, jednak nie patrzyła mi w oczy. Jej wzrok skupiony był na szarych trampkach, które miała na nogach.
-Nie wiem, co ci jest, ale zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. Przecież wiesz, że zawsze dla ciebie jestem - powiedziałam bez żadnego zastanowienia.
Nie musiałam myśleć nad tymi słowami, byłyśmy przyjaciółkami, ale czasami miałam wrażenie, że o tym zapominała, dlatego w takich momentach powtarzałam jej, że przecież mnie ma. Myślę, że gdybym wtedy wiedziała, co los dla mnie zgotuje... i tak powiedziałabym te słowa. Bo najważniejsze jest bycie w porządku ze samą sobą, a pomaganie innym leżało w moim interesie. Po to stworzył nas Bóg - abyśmy kochali bliźniego, mimo błędów.
-Jest okej - odparła. - Idź już - ponagliła mnie.
Nie odpowiedziałam. Po prostu obróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną. Louis stał chwilę zawieszony między nami, potem jednak poszedł za mną. 
przesłuchajcie piosenki do końca

3 komentarze:

  1. To i tak jest świetny prezent :-*
    O matko, to na razie najbardziej depresyjny rozdział jaki napisałaś...
    Gdyby nie to co wiem, powiedziałabym, że Louis jest ASDFGHFDS, ale wiem, więc...
    Chociaż od razu czuć, że jest tu coś mocno nie tak. To jak zachowuje się Maya, boi się spojrzeć Lilly w oczy, chociaż trudno się jej dziwić, po tym co zrobiła, a właściwie robi przez cały czas...
    Teraz chyba jeszcze bardziej jestem #TeamHarry on przynajmniej jest szczery (chyba, że tak naprawdę jest zakochany w Lilly i tylko udaje?)
    Piosenka zdecydowanie jest mega i idealnie pasuje <3
    Dobra, jak już mówiłam nie umiem nic sensownego napisać, chociaż powinnaś się cieszyć, że napisałaś coś co mnie zatkało.

    P.S. Gratuluję pierwszego tysiąca wyświetleń!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ugh denerwuje mnie to opowiadanie, ale mimo wszystko w pozytywnym znaczeniu :) Głównie dlatego, że nie wiem o co tam tak na prawdę chodzi z tym Louisem i Mayą i Harrymi w ogóle... Ale dzięki temu zawsze strasznie niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rozdziału na rozdział mam wrażenie, że jest coś raz więcej niewiadomych. Coraz bardziej ciekawi mnie, o co w tym wszystkich chodzi (w zachowaniu Mayi, Louisa), zwłaszcza, że Lilly sama często wspomina, że Louis nie ma takich szczerych intencji.
    Nie wiem, czy Louis specjalnie zaprosił Lilly na spotkanie w towarzystwie Mayi i Harry'ego, czy nie, ale kolejny raz zrobili z niej kompletną idiotkę. Chyba Lilly ma rację i była tylko na doczepkę, ale po co zapraszać gdzieś dziewczynę, a potem cały czas ją ignorować? Harry chyba też trochę przesadza. Może nie lubić Lilly, mieć jej za złe, że go wystawiła, ale tak otwarcie okazywać jej swoją niechęć? Prezcież nie zabiła jego ciotki ani nie ukradła mu samochodu :P
    Maya też była jakaś skryta i zachowywała się dziwnie (może coś ukrywa? ;). Dobrze, że wreszcie zareagowała na komentarze Harry'ego, ale po tej ostatniej akcji, kiedy nie miała zamiaru nawet pomóc Lilly… no tak w każdym razie przyjaciółkę się nie zachowuje. Tylko, czy można nazwać przyjaźnią relację, w której Lilly cały czas zabiega o Mayę (nawet na spacerze zapewnia ją, że może na nią liczyć), a Maya po prostu ma ją w dupie? Przynajmniej tak to wygląda z boku ;)
    Ta sprawa staje się coraz bardziej zagmatwana, ale mam nadzieję, że wkrótce coś się wyjaśni :)
    Pozdrawiam,
    Niekonkretna

    OdpowiedzUsuń