niedziela, 14 czerwca 2015

Chapter 2

Szykowanie się na imprezę nie zajęłoby mi szczególnie dużo czasu, gdyby nie fakt, że kompletnie nie miałam w co się ubrać. Tak na serio. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które ciągle kupują nowe ciuchy, więc mogłam mieć ten problem. A Maya zapomniała mi powiedzieć, jaki charakter będzie miała ta impreza, więc byłam skazana na wybranie czegoś odpowiedniego na każdą okazję. Ostatecznie zdecydowałam się na zwiewną sukienkę. Przypominała ona połączenie spódnicy z bluzką. Do pasa była biała i wyglądała trochę jak zwykła koszulka polo, a od pasa w dół miała kolor jeansu, natomiast materiał przypominał trochę ten, z którego robione są eleganckie spodnie prasowane na kant. Do tego założyłam czarne baletki i dobrałam torbę w tej samej barwie. Mogłam jeszcze założyć biżuterię, ale zrezygnowałam. Gdybym musiała tańczyć, naszyjniki i inne pierdoły tylko by mi przeszkadzały.

Około 18 zadzwoniłam do Mayi, żeby zapytać, czy przyjadą po mnie, czy mam podejść pod jej dom. Czekałam chyba 5 sygnałów, ale nie odebrała. Pomyślałam, że może Matt już przyjechał i są zajęci sobą, więc napisałam smsa. Dostałam odpowiedź jakiś czas później, że mam czekać u siebie, więc przysiadłam na krześle przed komputerem, żeby popracować trochę nad nagranym materiałem. Zdążyłam zrobić tylko parę cięć, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Sięgnęłam po komórkę, na której wyświetliło się imię mojej przyjaciółki. Odebrałam, a ona od razu powiedziała, że mam już schodzić, więc tylko chwyciłam torbę i czarny żakiet, potem przyodziałam buty i zeszłam na dół, gdzie już stał zaparkowany samochód Matta. Chłopaka nie było za kierownicą, ale Maya siedziała z przodu na miejscu pasażera. Podeszłam do auta i zapakowałam się na tylne siedzenie.
-Gdzie Matt? - zapytałam, nie bawiąc się w powitanie.
-Poszedł do sklepu po gumy do żucia. Zaraz będzie - zapewniła mnie.
-Co to w ogóle za impreza? - chciałam się dowiedzieć.
-Matt mówił, że to pewnie coś w stylu grila, bo jego kolega robi to u siebie na działce. To trochę pocieszające, bo przynajmniej nie będzie dużo pijanych ludzi - opowiedziała.
-Właśnie, a dużo ma być ludzi?
-W okolicach dwudziestu, trzydziestu - odparła.
Szczerze, spodziewałam się czegoś innego. Znaczy, zdawałam sobie sprawę, że to organizuje jakiś kolega Matta, ale myślałam, że zaprosił wszystkich do klubu czy coś takiego. Nawet wyposażyłam się w kasę na bilet. A teraz, kiedy dowiedziałam się, że to będzie u tego kolesia na działce poczułam się jeszcze bardziej jak piąte koło u wozu. Wprosiłam się do kogoś na posiadłość. Lepiej być nie może.
Jednak nie powiedziałam Mayi o swoich odczuciach odnośnie tego tematu. Tylko by się na mnie zdenerwowała, że tak myślę, albo coś w tym stylu. Na pewno nie miałam co liczyć na to, że pozwoli mi wrócić do domu. Jakby wieczór w samotności przy filmie był czymś złym.
I wtedy wrócił Matt. Przywitał mnie krótkim "cześć", a potem ruszyliśmy. Wyjęłam z torbki telefon, żeby czymś się zająć, podczas gdy ta dwójka ciągle rzucała do siebie jakimiś "słodkimi" tekstami.
Kilkanaście minut później dotarliśmy na działkę. Z daleka było widać dym pochodzący z tyłu domu, co znaczyło, że impreza już się zaczynała.
Matt wysiadł z samochodu pierwszy tylko po to, żeby pójść otworzyć Mayi drzwi. Ja natomiast zrobiłam to sama. Wysiadłam jeszcze przed przyjaciółką, następnie zaczęłam przyglądać się skromnemu domkowi, który miałam przed sobą. W sumie przypominał trochę ten, w którym mieszkała Maya, tylko ten nie był bliźniakiem. Sąsiedni budynek znajdował się parę metrów dalej.
We trójkę poszliśmy za dom, gdzie odbywało się, jak się okazało, ognisko, nie grill. Kilkanaście osób już siedziało wkoło ognia. Ktoś grał na gitarze, a parę osób śpiewało, jednak na ich tle wyróżniał się jeden, mocniejszy i niski głos.
Zanim jednak zdążyłam zauważyć, kto tak ładnie śpiewa, podszedł do nas jakiś koleś. Był wysoki na dwa metry, zbyt szczupły i wyglądał, jakby się czegoś naćpał. Nie wydawał się groźny, ale nie był też przystojny. Posiadał niebieskie oczy, które ciągle patrzyły maślanym wzrokiem. Rudawe, lekko kręcone włosy spadały mu na twarz, dodając więcej niesforności jego wyglądowi.
-Hej, jestem Adam - powiedział do Mayi, podając jej rękę.
Ona podała swoje imię, a następnie uścisnęła jego dłoń. Potem wyciągnął ją do mnie. Również się przestawiłam i podałam mu dłoń. Szybko tego pożałowałam, kiedy poczułam wilgoć jego skóry. Fuj! Na szczęście szybko zabrał rękę, więc nie musiałam jej trzymać zbyt długo.
Adam nic nie powiedział na temat dodatkowego gościa, tylko kazał nam siadać w kręgu, wokół ogniska. Zajęłam miejsce obok Mayi, a Matt postąpił podobnie.
Zaczęłam się rozglądać po ludziach w celu znalezienia kogoś znajomego i wtedy dostrzegłam jego. Tego konserwatora. Siedział na jednym z pieńków, grał na gitarze i śpiewał w rytm muzyki, którą tworzył. Kiedy mnie zobaczył, zamilkł na chwilę i uśmiechnął się delikatnie, następnie jednak jego wzrok przeniósł się na Mayę, która była zbyt zaabsorbowana Mattem, aby zauważyć naszego znajomego.
Cały czas przyglądałam się konserwatorowi, szukając jakiegoś znaku zawodu, ale nic takiego nie dostrzegłam. Harry, bo chyba tak miał na imię ten chłopak, patrzył na nich obojętnie, cały czas grając na gitarze. Po chwili znów zaczął śpiewać. I miał naprawdę bardzo ładny, czysty głos. Niski, ale nie mniej piękny od tych wysokich.
-Okej, zarządzam przerwę od tych fałszy - ogłosił Adam, który stał teraz w środku kręgu przy ognisku. - Czas się poznać, bo ja sam widzę pierwszy raz parę twarzy. Zaczynając ode mnie, zgodnie z ruchem wskazówek zegara każdy się przedstawi, poda swój wiek i powie coś o sobie. Więc ja jestem Adam, mam 20 lat i mógłbym jeździć na nartach przez całe życie.
Potem przedstawiła się dziewczyna imieniem Rose, następnie kolejny Adam, Smith, Lewis, Anna, Kate, Monic i Mike. Dopiero po chłopaku, który na bank miał jakieś azjatyckie korzenie, bo jego oczy były skośne, przyszła kolej na konserwatora. Wcześniej nie słuchałam, co ludzie mówią o sobie, ale zaczęłam to robić, kiedy przedstawić miał się Harry.
-Mam na imię Harry, rocznik 94, więc skończyłem już 21 lat. Lubię i chyba umiem śpiewać. Gram w garażowym zespole z przyjaciółmi - powiedział, a potem znów spojrzał na mnie i uśmiechnął się dziwacznie.
Kolejka ruszyła. Przedstawiło się jeszcze parę osób, zanim przyszła kolej na Matta. On powiedział, że interesuje się geografią, a Maya, która była zaraz po nim, że chce zostać lekarzem i wtedy przyszła kolej na mnie. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
-Mam na imię Lilly, mam 17 lat i... - powiedziałam, przesuwając wzrokiem po twarzach, aż dotarłam do Harry'ego.
-Lilly świetnie gra na keyboardzie - dokończyła za mnie Maya, wiedząc, że nie mam pojęcia jak dokończyć zdanie. Oczywiście nie wspomniała o vlogach, wiedziała, że nie mówię tego znajomym. Było naprawdę niewiele osób, które wiedziały, że nagrywam.
Kolejka poszła dalej. Po mnie było jeszcze kilka osób, więc przedstawianie się zaraz dobiegło końca. Adam podszedł do wierzy, aby włączyć muzykę, a potem część osób wstała od ogniska. Niektórzy tańczyli (na przykład Maya i Matt), część zajadała się przekąskami lub piła napoje, a inni po prostu rozmawiali przy ognisku. Ja zdecydowałam się podejść do stolika z napojami, aby nalać sobie trochę ponczu.
Kiedy napełniłam szklankę czerwoną cieczą, ktoś poklepał mnie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego.
-Jednak przyszłaś - powiedział.
-Maya mnie wyciągnęła na swoją imprezę. Nie wiedziałam, że to ta sama - wyjaśniłam. Czułam potrzebę wytłumaczenia mu, że nie przyszłam tu dlatego, że on mnie zaprosił. Sama nie wiem, dlaczego nie chciałam, aby myślał, że to dzięki niemu tu jestem.
Wywrócił tylko oczami, jakby spodziewał się, że powiem właśnie coś w tym stylu. Zdecydowałam się nic więcej nie mówić, jednak o n postanowił kontynuować rozmowę.
-Długo się znacie z Mayą?
-Jedenaście lat stuknie nam we wrześniu - powiedziałam.
-Jak się poznałyście?
-Chodziłyśmy razem do zerówki, no i mieszkałyśmy dosyć blisko, więc to w sumie kumpela z osiedla. Potem utrzymywałyśmy kontakt nawet, gdy się przeprowadziła - wyjaśniłam. - I tak już zostało.
-Musicie być nieźle dobrane, skoro tyle czasu się razem trzymacie - powiedział.
-Wcale nie! Non stop się kłócimy, ale i tak w sumie zawsze się godzimy. Przeciwieństwa ponoć się przyciągają i tak chyba jest w naszym przypadku - odparłam. - A ty? Masz jakiegoś super przyjaciela? - zapytałam, nie chcąc ciągle mówić o sobie.
-Kilku. Jesteśmy razem w zespole, ale znamy się w sumie krótko - powiedział. - Poznaliśmy się na jakiejś imprezie i jakoś się zgadaliśmy później, a potem wyszedł z tego zespół.
-A Adam? - zapytałam, mając na myśli organizatora imprezy.
-Zwykły znajomy. W sumie to daleki kuzyn, a że akurat jestem teraz w okolicy, to mnie zaprosił na to ognisko - wyjaśnił.
-Nie mieszkasz w Watford? - dopytałam.
-Nie. Od trzech lat jestem Londyńczykiem - odparł. - Do Watford trafiłem tylko dlatego, że mama zdecydowała się tu spędzić wakacje z jej nowym mężem u jego rodziny, a ja cóż... Też chcę z nią trochę pobyć - wyjaśnił.
-Ale pracujesz tu - zauważyłam.
-Tylko na okres wakacji. Potem wracam do Londynu - odpowiedział.
-Więc twoja mama nie jest z twoim tatą? - nawiązałam do innej części jego wypowiedzi.
-Nie, miałem 7 lat, kiedy się rozeszli. To była koszmarna sprawa, ale teraz jest okej - powiedział, posyłając mi szeroki uśmiech, jakby na udowodnienie tych słów.
-A co z tatą? - zapytałam.
-Mieszka w Londynie. Właściwie to przez wzgląd na niego zdecydowałem się na właśnie to miasto. Mamy dobry kontakt, często go odwiedzam - opowiedział. - A co z twoją rodziną?
-Em... Cóż, jestem jedynaczką, mieszkam z mamą. Ona nie jest z tatą, ale nie mają rozwodu. Jeszcze. Z tatą mam słaby kontakt, on pracuje za granicą - wyjaśniłam najbardziej wymijająco, jak potrafiłam. Moja rodzina to nie jest temat, o którym chciałabym rozmawiać. - A ty masz rodzeństwo?
-Starszą siostrę - powiedział.
I nagle temat jakby się urwał. Wszystko przez to, że atmosfera zrobiła się gęsta, odkąd zapytał o moją rodzinę, ale to nie jego wina. Nie mógł przecież wiedzieć, że to dla mnie drażliwy temat. Przecież większość ludzi ma w miarę normalną rodzinę, tylko ja nie dogaduje się z ojcem wśród swoich znajomych.
Wtedy podeszła do nas Maya. Była sama, bez Matta. Dostrzegłam go jednak kawałek dalej, gadającego z tym śmiesznym chińczykiem. Miał chyba na imię Mike.
-Miło cię widzieć, Harry. Nie myślałam, że cię tu spotkam - odezwała się do chłopaka, jednocześnie posyłając mi dziwne spojrzenie, które miało znaczyć, że musi ze mną pogadać na osobności.
-Też się was tutaj nie spodziewałem - powiedział, nie chcąc przeciągać. Chyba zrozumiał, że wzywają nas babskie sprawy i nie mamy czasu na pogaduchy.
Odeszłyśmy od chłopaka bez pożegnania, bo Mayi się spieszyło, żeby powiedzieć mi, o co chodzi. Odciągnęła mnie od towarzystwa dobre kilkanaście metrów, aż znalazłyśmy się w pobliżu lasku, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi.
Moja przyjaciółka miała zmartwioną minę, aż bałam się, co takiego mogło się wydarzyć w ciągu ostatnich piętnastu minut, kiedy się rozdzieliłyśmy. Musiało to być coś strasznego, bo Maya była cala blada.
-Co się stało? - zapytałam, nie mogąc dłużej wytrzymać milczenia z jej strony.
-Była Matta tu jest - powiedziała.
-No i? - nie rozumiałam, o co chodzi. Maya była już na wielu imprezach, na których ta dziewczyna też się pojawiała i nigdy nie miała z tym większego problemu, dlaczego teraz jej to przeszkadzało?
-Nie rozumiesz. Słyszałam, jak rozmawiała ze swoją koleżanką - oznajmiła.
-Ale to co takiego powiedziała, że tak zbladłaś? - zapytałam, obawiając się najgorszego.
-Ona powiedziała, że dalej coś czuje do Matta i zamierza zrobić coś, aby znów byli razem - wyjaśniła moja przyjaciółka, a kolor całkowicie zszedł z jej twarzy. Jej dłoń trzęsła się, kiedy odgarniała z twarzy niesforne pasmo włosów.
-Przecież Matt cię kocha, dlaczego się tym tak przejmujesz? Chyba nie sądzisz, że on... - nie dane mi było dokończyć, bo mi przerwała.
-Wiem, że mnie kocha. Ale... Ona była dla niego kimś ważnym. Nie chcę, żeby wywoływała u niego wspomnienia - wyjaśniła. Wiem, że nie mówiła mi wszystkiego, ale to był widocznie dla niej ciężki temat, dlatego nie nalegałam na szczegóły.
-Teraz ty jesteś dla niego kimś ważnym. Nie przejmuj się jakąś dziewuchą. Skoro z nią zerwał, to znaczy, że nie byli dla siebie. A teraz rozkazuję ci się dobrze bawić i pomiziać z Mattem na oczach tej jego byłej, żeby była zazdrosna - chciałam ją rozbawić i chyba nawet trochę mi się udało, bo na jej twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech, a skóra przestała być chorobliwie biała.
-A co z Harrym? O czym gadaliście? - spróbowała zmienić temat, aby nie myśleć o tym, czym tak bardzo się zmartwiła.
-O niczym ważnym. Powiedział mi trochę o swojej rodzinie i takie pierdoły - odparłam.
-Jaaasne - powiedziała z sarkazmem. Wiem, że mi wierzyła, ale jej odpowiedź, to był po prostu sposób, żebyśmy mogły się na żarty na siebie powkurzać.
-Mówię poważnie - oznajmiłam, dając jej delikatnego kuksańca w ramię.
Wróciłyśmy do towarzystwa, cały czas się przekomarzając na temat mojej rozmowy z konserwatorem. Ona twierdziła, że był ostry flirt, a ja, że niezobowiązująca pogawędka o zwyczajnych tematach. Oczywiście obie wiedziałyśmy, że ja mam rację. Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się rano w drogerii, kiedy to Harry tak naprawdę zainteresował się Mayą.
Maya zgodnie z moją radą zamierzała spędzać czas z Mattem. Wiedziałam, że nie będą sobie żałowali czułości, bo nigdy tego nie robią, chyba, że przy rodzicach, ale tym razem cieszyłam się, że tak będzie. Niech ta zołza ma za swoje za to, że próbowała skrzywdzić moją przyjaciółkę. Jeśli tylko spróbowałaby się dobrać do Matta, to zdecydowanie by mnie popamiętała. A jeśli chłopak by na to odpowiedział w jakikolwiek pozytywny sposób... Zginąłby gorszą śmiercią, niż ta dziewucha.

Około północy większość towarzystwa była już porządnie podpita. Nawet Matt i Maya. Znaczy... Matt to kompletnie, a Maya była tylko lekko wstawiona. Ja zachowywałam trzeźwość, bo przecież ktoś musiał poprowadzić samochód. Zaczynałam rozumieć, czemu Matt nie buntował się, żebym z nimi pojechała. Oprócz niego, tylko ja z naszej trójki miałam prawo jazdy.
Część narąbanych osób usiadła przy ognisku i zaczęła grać w butelkę. Nie rozumiem, dlaczego ta gra jest takim fenomenem, że wszyscy się w nią zabawiają na imprezach. W każdym razie ja zamierzałam się od niej trzymać z daleka. Podobnie Maya i Matt. Choć chłopak pewnie po prostu fizycznie się już do tego nie nadawał, a moja przyjaciółka... Nie była głupia, nigdy nie zabawiała się w takie idiotyzmy, jak gra w butelkę z pijakami.
Harry jednak siedział w okręgu, mimo że wydawał się trzeźwy. Rozumiem, że po pijaku ta gra może się wydawać fajna, ale żeby zgodzić się grać w to na trzeźwo? Nigdy w życiu. Chyba, że nikt nie piłby alkoholu. Tylko wtedy ta gra jest normalna, ale za to drętwa.
Ponieważ nie miałam, co robić, bo Maya cały czas była z Mattem, który chyba zaczął wymiotować, obserwowałam grę grupki pijanych ludzi. Akurat butelka zakęciła się tak, że padło na Harry'ego. Ten tylko głupio się uśmiechnął i wybrał wyzwanie.
Zadanie dla chłopaka o kręconych włosach miała wymyślić dziewczyna z różowymi pasemkami. Była drobna, ale piercing dodawał jej poważnego wyglądu. No dobra, nie tyle poważnego, co odważnego.
-Wyzywam cię abyś... Pocałował najładniejszą dziewczynę z tej imprezy - rozkazała, uśmiechając się z zadowolenia, jakby jej pomysł był tak genialny, że powinni jej za to przyznać nagrodę Nobla.
Wywróciłam oczami, choć tak naprawdę poczułam się dziwnie. Pragnęłam w pewnym sensie, żeby chłopak podszedł do mnie i to mnie spróbował pocałować (do czego by nie doszło, bo przecież nie mogłabym mu na to pozwolić! ledwo się znamy!), ale wiedziałam też, że na imprezie jest wiele ładniejszych dziewczyn. Wyglądających dojrzalej i będących dojrzalszymi. Jednak nie potrafiłam nie mieć nadziei. Trochę też się bałam, że podejdzie do Mayi. I choć wiedziałam, że wtedy do pocłunku i tak by nie doszło, bo to moja Maya, to i tak nie chciałam, żeby to była ona. Już wolałam jakąś obcą laskę, którą tu poznałam.
Na szczęście chłopak nie podszedł do mojej przyjaciółki, ale też nie wybrał się w moim kierunku. Zamiast tego zbliżył się dziewczyny z okręgu. Była chorobliwie chuda i ogólnie drobna, ślicznie opalona o niemal czarnych włosach. Emily, czyli była Matta.
Musiałam się odwrócić.
Nie mogłam patrzeć, kiedy ją całował.
Nie wiem, dlaczego.

4 komentarze:

  1. Już się bałam,że on zaraz podejdzie i ją pocałuję,a to by było romantyczne do porzygu. Chociaż ty być nie mogła tego napisać,co ja sobie myślałam? Idiotka.

    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie sądziłam, że rozdział pojawi się tak szybko, ale to jak najbardziej na plus :)
    Najbardziej chyba podobała mi się końcówka. Wydaje mi się, że wyszła taka… realistyczna i to było świetne, bo akcja nie gna aż tak szybko do przodu.
    Z każdym rozdziałem coraz bardziej lubię Lilly i chyba trochę się z nią utożsamiam. Sama nigdy nie byłam fanką gry w butelkę i do dzisiaj nikt mnie do niej nie nakłoni (ale to może dlatego, że jestem zachowawcza i mało spontaniczna :). Z wyborem ubrań też zawsze mam ogromny problem (a któż by nie miał?). Podoba mi się też to, jak opisujesz odczucia i myśli Lily. Proporcja między dialogami a opisami świetnie Ci wychodzi, więc opowiadanie bardzo szybko i przyjemnie się czyta :)
    Żeby nie słodzić aż tak bardzo, znalazłam kilka błędów :P "[…] i zeszłam na dół, gdzie już stał zapa(R)kowany samochód Matta" - nie obraź się, ale próbowałam wyobrazić sobie ten "zapakowany" samochód i zaczęłam się śmiać. Chyba coś ze mną nie tak, więc się nie przejmuj :D A i jeszcze to: "Adam podszedł do wieRZy, aby włączyć muzykę" - czy wieży nie pisze się przez "ż" z kropką?
    Trochę się rozpisałam ;) Z niecierpliwością czekam na trójkę i powoli zabieram się za Change Destiny.
    Pozdrawiam,
    Niekonkretna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz uwielbiam Twoje komentarze! Dlaczego? Bo sa dlugie i widac, ze szczere. Poza tym, lubie jak ktos zwraca mi uwage na bledy - wtedy sie ucze :) Wieza akurat pisze sie przez ż, a "zaparkowany" poprawie, kiedy wroce do domu :p
      Ps: wybacz brak polskich znakow - troche mi sie spieszy, a telefon nie ma wlaczonej autokorekty :p

      Usuń