czwartek, 11 lutego 2016

02. Chapter 16



-Nie zamykaj tego czatu tak szybko – Niall wyśmiał moją panikę. – Co to?
-Moje nowe konto na fejsie – powiedziałem zgodnie z prawdą.
-Po co ci to? Zapomniałeś hasła do starego? – dociekał.
-Nie, po prostu… Em… piszę z Lilly z fikcyjnego konta – przyznałem. Niall był takim człowiekiem, że oszukiwanie go w ogóle nie wchodziło w grę. Zaraz by odkrył kłamstwo i byłoby mu przykro. Wiem, że to brzmi babsko, ale naprawdę nikt nigdy nie chciałby widzieć Nialla, kiedy jest mu przykro.
-Po co? – zapytał znów, siadając obok mnie na kanapie. – Sam sobie komplikujesz życie.
-Niall, nie potrafię przestać, serio – powiedziałem.
-Czemu? Co w niej jest takiego, że nie potrafisz odpuścić? – zapytał, zabierając laptopa z moich kolan.
Niall włączył ponownie facebooka i odnalazł jej profil. Ten prawdziwy, nie fanowski. Przejrzał kilka jej zdjęć, po czym oświadczył:
-Jest ładna, ale nigdy nie byłeś kolesiem patrzącym na wygląd, więc co?
-No wiesz… Mam straszne wyrzuty sumienia, że wtedy, rok temu, spróbowałem z Mayą zamiast niej. Miała takie smutne oczy, że przestraszyłem się wyzwania – powiedziałem szczerze. – Chyba nie umiem sobie odpuścić, dopóki przynajmniej nie będę miał szansy poczuć, jak to jest być z nią.
-Chodzi tylko o to? – zapytał, a ja czułem, że jeśli powiem „tak”, rozczaruję go. Na szczęście to nie było wszystko.
-Nigdy nie mieliśmy okazji poznać się bliżej, ale wydawała się taka podobna do mnie. Kiedyś napisałem własne opowiadanie. Ona… zachowywała się tak podobnie do Megan, która była bohaterką tego opowiadania. Mam przez to wrażenie, że dla mnie… byłaby idealna. Chcę mieć chociaż szansę ją poznać – powiedziałem. – Dlatego z nią piszę. Ale nie ukrywam, że chciałbym, aby wynikło z tego coś więcej, kiedy tylko rozejdzie się z tym całym Leonem.
-Loganem – poprawił mnie.
-Nieistotne. Jestem beznadziejny?
-Trochę tak, bo startujesz do dziewczyny, która kocha kogoś innego – powiedział szczerze. – Ale nie do końca. Poznałeś ją zanim z kimś była, nie licząc oczywiście Louisa. Miałeś prawo się zadurzyć. Ogólnie to wydaje mi się, że za bardzo zajarałeś się na punkcie, że jest podobna do tej całej Megan. Jedynym sposobem, żebyś się dowiedział, czy to prawda, faktycznie jest poznanie tej dziewczyny. Dlatego może dobrze, że sobie z nią popiszesz. Jeśli okaże się, że nie jest, będę pierwszy w kolejce, aby cię pocieszyć, a jeśli jest… będę w pierwszym rzędzie, aby kibicować ci w walce o jej serce.
-Czyli nie sądzisz, że to żałosne? – zapytałem zaskoczony.
-Nie. Poza tym wiesz, jak to mówią. Na wojnie i w miłości nie ma żadnych zasad – powiedział.
-Ona ma zasady. Nie chce ze mną być przez Mayę – zauważyłem trochę podłamany.
-Widocznie nie zawróciłeś jej jeszcze odpowiednio w głowie. Uwierz, jeśli się zakocha, przestanie być nadmiernie lojalna przyjaciółce. W końcu zrozumie, że nie może się poświęcać dla czegoś, co tak naprawdę nie ma większego znaczenia – oświadczył.
-Jak mam jej zawrócić w głowie?
-Na razie z nią pisz. A potem musisz jej udowodnić, że będziesz dla niej lepszy niż ktokolwiek. Lepszy niż jej tata dla jej mamy – powiedział.
-Zły przykład, bo o to akurat nietrudno – odparłem, ale uśmiechnąłem się lekko. Niall naprawdę podniósł mnie na duchu.
-Rozwód?
-Taaa… tata ją zostawił cztery lata temu. Ją i jej matkę. Z tego co wiem, niedawno się rozwiedli, a jej mama ma nowego faceta – powiedziałem.
-Okej, więc może lepiej niż ten nowy facet jej mamę – udoskonalił swoją wersję.
-Gdyby tylko była ze mną… traktowałbym ją najlepiej na świecie, serio. Jestem takim pojebanym kretynem, że się wtedy wystraszyłem – stwierdziłem, wzdychając.
-Jesteś – przyznał. – Ale nawet kretyni zasługują na drugą szansę w miłości.
-Okej, więc co robimy? – zapytałem.
***
23 grudnia
Wyniki moich badań jakoś od dwóch tygodni czekały na to, abym je odebrała, ale… brakowało mi odwagi. Od tych wyników tak wiele zależało. Logan widział, jaka spięta chodziłam przez cały ten czas i starał się mnie jakoś pocieszyć, sprawić, abym wyluzowała, ale to nie łatwe. Mogłam być śmiertelnie chora i tą chorobą zarażać innych. W końcu zgodził się też pojechać ze mną na święta do Ameryki. Długo się wymawiał, ale widząc, jak każdego dnia coraz bardziej się snułam, zgodził się. Liczył chyba, że to mnie jakoś rozweseli, ale to nie zadziałało. Jasne, cieszyłam się, że ze mną jechał, ale stres skutecznie tłumił szczęście. Zwłaszcza, że już od miesiąca musiałam się męczyć z ojcem.
-Odbierzesz po świętach. Teraz staraj się o tym nie myśleć – powiedział. – Będę cię kochał niezależnie od tego, co będzie tam napisane, okej?
-Wiem, dziękuję, ale to i tak straszne – odparłam. – Jeśli to prawda… zostało mi tak mało czasu…
-Nam zostało mało czasu – poprawił mnie. – Nie jesteś w tym sama. Te wyniki będą ciążyć tak samo nade mną, jak i nad tobą.
-Nie będę cię więzić, Logan. Jeśli będziesz chciał iść… pozwolę ci odejść – powiedziałam, wpatrując się w basenowe płytki.
Logan nic nie powiedział, tylko chwycił moje policzki w obie dłonie, a potem pocałował – krótko, lecz nie mniej namiętnie. I to wystarczyło. Najlepsze zapewnienie tego, że mnie nie zostawi. Przynajmniej jeszcze nie. Dopiero czas pokaże, jaką decyzję podejmie. Teraz, kiedy wszystko było niepewne, miał nadzieję, kiedy ją straci… nic już nie będzie takie same. Wiem, na początku myślał, że już jestem tego pewna i to trochę tak, jakby jego reakcja już nastąpiła, ale nie do końca. Teraz będzie musiał przejść to jeszcze raz, a podwójne cierpienie skłania nas do różnych posunięć.
-Jutro Ameryka – powiedziałam, chcąc zmienić temat.
-Noo… W życiu nie byłem nigdzie poza Wielką Brytanią i Australią – oświadczył.
-Ja byłam tylko tu – przyznałam.
-Zawsze chciałem zobaczyć Statuę Wolności. Ciekawiło mnie, czy jest taka wielka jak na zdjęciach – zdradził.
-Teraz będziemy mieli szansę zobaczyć na żywo – powiedziałam i wymusiłam delikatny uśmiech. Logan złożył całusa na moich ustach, a potem zaczęliśmy dla rozluźnienia gadać o jakichś pierdołach.
Wieczorem nagrałam filmik. Obiecałam też vlog z mojej podróży do Ameryki. Zaraz po dodaniu świeżego nagrania, Peter odezwał się.
Peter: Nowy Jork. Duża sprawa.
Moon: Noo :)
Peter: Nie mówiłaś o jakimś innym mieście?
Moon: To nie daleko Nowego Jorku. Strasznie się cieszę, chociaż ostatnio mam gorszy czas.
Pisanie z Peterem stało się moim porządkiem dziennym. Mimo że gadaliśmy tylko przez Internet, łączyła nas naprawdę dobra relacja. Gdybyśmy znali się w prawdziwym życiu, zapewne bylibyśmy przyjaciółmi. I o dziwo – Logan nie miał nic przeciwko, że czasem z nim pisałam. Może dlatego, że wiedział, jaka spięta ostatnio chodziłam, a Peter pomagał mi się wyluzować.
Peter: Opowiesz?
Moon: To za ciężkie. Może kiedyś.
Peter: Oki :) Więc co z Nowym Jorkiem? Spakowana?
Moon: Jeszcze nie do końca. Mój chłopak zgodził się pojechać ze mną :)
Peter: Ale przecież to święta. Nie jedzie do swojej rodziny?
Moon: Nie może.
Peter: Okej. Musze iść, paa.
I zniknął. Nie wiedzieć czemu, wydało mi się to dziwne. Peter już parę razy zareagował dziwnie, kiedy mówiłam coś o Loganie, ale jeszcze nigdy sobie nie poszedł. Możliwe, że miałam zwidy. Przecież co mógł mieć do mojego chłopaka? Tak, na pewno coś sobie ubzdurałam.
Wyłączyłam komputer i zdecydowałam się dokończyć pakowanie. W końcu lot miałam o dziesiątej rano, więc ten wieczór był ostatnim gwizdkiem, jeżeli chodzi o pakowanie. Poszłam do sypialni i złapałam swoją torbę bagażową. Zaczęłam upychać do niej różne ciuchy i przybory kosmetyczne.
Moja praca trwała w najlepsze, kiedy przyszedł tata. Przepraszam, ojciec. W ręku trzymał pudełko zapakowane w pudroworóżowy papier, owiązane błękitną wstążką. Było oklejone wręcz idealnie, więc wiedziałam od razu, że to nie dzieło mojego ojca.
-O której wyjeżdżasz na lotnisko? – zapytał.
-Logan przyjeżdża o ósmej – powiedziałam oschle. Nie było sensu totalnie go ignorować. Poszedłby zapytać babcię, a wtedy narobiłabym szumu.
-Pewnie nie wstanę do tej pory, dlatego przyniosłem ci prezent już – oświadczył i położył ślicznie zapakowane pudełko na łóżku obok mnie. Nawet na nie nie spojrzałam.
-Okej – powiedziałam, nie przestając się pakować.
-Nie rozpakujesz? – zapytał.
-Nie mam teraz czasu – odparłam, wrzucając suszarkę do torby. Mama na pewno miała jakąś u siebie, ale wolałam bardziej zaufaną technologię.
-Dlaczego taka jesteś?
-Jaka? – zapytałam i spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Oschła. Zachowuję się przecież przyzwoicie. Nawet nie syczę na tego twojego Logana – powiedział.
-Był tu pięć razy, odkąd przyjechałeś i właściwie tylko raz na niego „nie nasyczałeś” – oświadczyłam, używając jednocześnie tego samego terminu na jego krzyk, co on. – Jak tylko się pojawiłeś, nazwałeś mnie dziwką, chociaż nie masz pojęcia o moim życiu. Co rusz, zwracasz mi na coś uwagę, wszystko robię źle i nie dobrze. I do tego pijesz. Niemal codziennie cię z czymś widzę. Po prostu uważam, że się nie zmieniłeś.
-Przesadzasz – powiedział ostro.
-Skoro tak twierdzisz – wzruszyłam ramionami. – Otworzę to w samolocie. W końcu to jutro jest czas na prezenty – oświadczyłam i wrzuciłam paczkę do torby, żeby udowodnić mu, że naprawdę zamierzam tak zrobić.
-Tylko nie wyrzuć tego. Nie było specjalnie tanie – poprosił.
-Okej. Nie jestem aż tak wredna, jak ci się wydaje – powiedziałam.
Westchnął, a potem sobie po prostu poszedł.

Wstałam o siódmej rano i przygotowałam się. Wszystko robiłam w pośpiechu, chociaż miałam naprawdę dużo czasu. W kuchni zastałam babcię i dziadka. Oboje pili herbatę i rozmawiali. Dziadek jeszcze sporadycznie zaglądał do gazety, którą miał przed sobą.
-Przygotowałam ci śniadanie i kanapki na drogę – powiedziała, wskazując na blat, na którym stał talerz z jajecznicą i trzy bułki.
-Dziękuję – powiedziałam i dobrałam się do posiłku.
Jajecznica była tak dobra, że po trzech minutach już zniknęła z mojego talerza. Kanapki były co prawda niepotrzebne, bo w samolocie można kupić jedzenie, ale nie miałam serca tego babci wypomnieć. Po prostu zabrałam bułki i wrzuciłam je do swojej torby podróżnej. Kiedy wróciłam na dół, babcia trzymała w dłoniach dwa prezenty. Jeden wrzucony do torby prezentowej, a drugi owinięty ślicznym bordowym papierem w brokatowe gwiazdki.
Babcia podała mi oba upominki.
-To ode mnie i od dziadka. Mamy nadzieję, że ci się spodoba – powiedziała, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuję – odparłam, przyjmując prezenty. – Sekundę.
Wróciłam do swojego pokoju. Spakowałam oba prezenty, mając w zamiarach odpakować wszystko dopiero w Ameryce. Tymczasem wyjęłam z szafy kopertę i trzy pudełeczka. Dziadkom wykupiłam weekend w Spa oraz długopisy z napisem „Super Babcia” i „Super Dziadek”. Trochę tandetnie, ale nigdy nie byłam dobra w doborze prezentów. Ojcu też coś znalazłam. Zmusiłam się do tego, aby coś mu kupić, bo wiedziałam, że tak wypada. Wybrałam śmieszny czerwony krawat w renifery, którego prawdopodobnie nigdy nie założy, ale chodziło o sam gest, prawda? Zeszłam na dół i podeszłam do babci.
-To jest dla was obojga – oświadczyłam, podając jej różową kopertę. – A to dla ciebie – wręczyłam jej pudełko opakowane w papier kolorystycznie zbliżony do koperty.
-Dziękuję – powiedziała, ściskając mnie.
Potem podeszłam do dziadka i podałam pudełko jemu. On również mnie wyściskał.
-A to… to dla taty, przekażcie mu, proszę – powiedziałam, kładąc na stół pudełko zapakowane w niebieski papier.
Przytaknęli, a potem otworzyli swoje prezenty. Bardzo ucieszyli się z długopisów, ale największą radość sprawił im weekend w Spa. Nigdy nie byli w takim miejscu, więc wiedziałam, że ożywiłam ich ciekawość.
-A ty nie otworzysz? – zapytała babcia.
-Chcę wszystko otworzyć w Ameryce – wyjaśniłam.
Babcia pokiwała głową. Potem przyjechał Logan. Dziadkowie długo przytulali mnie na pożegnanie. Oczywiście życzyli wesołych świąt i kazali przekazać dalej. Potem ostatecznie się pożegnaliśmy, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do samochodu, gdzie cały czas czekał na mnie Logan.
Wsiadłam do auta i przywitałam się z chłopakiem.
Ameryko, nadchodzę, powiedziałam w swojej głowie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo podekscytowana byłam.

7 komentarzy:

  1. Harry, głupi głupku, nie próbuj czasem jechać do tej Ameryki, bo obiecuje, że ci przyjebie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałem, że Peter to Harry. Jakże by inaczej. Ja już nie wiem kto jest lepszy dla Lilly. Chcę Logana, a z drugiej strony żal mi trochę Harry'ego. Niech Lilly będzie po prostu szczęśliwa i zdrowa, to wystarczy. Ale wciąż będę kibicować Loganowi! <3
    Pozdrawiam *.* i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że czas w Ameryce będzie im służył. Rozdział super ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Niall jest taki kochany, ale Harrusia nikt nie przebije! Dalej skarbie, walcz o nią!
    Nie obraziłabym się gdyby Harry nagle pojawił się u Lilly na święta, może wtedy przyjęłaby go jako "zbłąkanego wędrowca" i pocałowała pod jemiołą?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakimś cudem przegapiłam ten rozdział :( Ale już nadrobiłam zaległości i czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział cudowny 😙 czekam na następny 😘😘

    OdpowiedzUsuń
  7. rozdział cudowny 😙 czekam na następny 😘😘

    OdpowiedzUsuń