poniedziałek, 29 czerwca 2015

Chapter 5

Spędziłam na wsi pełne dwa tygodnie i dopiero wtedy zdecydowałam się na powrót do domu. W końcu musiałam się ogarnąć, bo kończył się lipiec, a ja przecież miałam mnóstwo planów na wakacje. Harry nie był ich częścią, więc nie mógł też ich psuć.
W domu od razu zadzwoniłam do Mayi. Miałyśmy słaby kontakt, kiedy byłam na wsi, więc czas najwyższy był się odezwać. Zwłaszcza, że nie miałam przecież prawa gniewać się na nią za to, że spotkała się z Harrym. To wolny kraj, a ten chłopak ewidentnie nic do mnie nie ma.
Muszę przestać o nim myśleć. Odkąd go poznałam, bezczelnie wkrada mi się do głowy i zatruwa moje spokojne myśli. Od dawna nie czułam prawdziwego pociągu do żadnego chłopaka i tak miało pozostać. Przecież już nauczyłam się, że zakochanie to tylko problemy. Że zawsze wiąże się z bólem.
Maya nie odbierała ode mnie telefonów, więc zdecydowałam się wyjść na spacer sama. Nie mogłam
przecież ciągle bezczynnie siedzieć przed komputerem, zwłaszcza, że nie montowałam chwilowo żadnego filmiku.
Ubrałam czerwone spodenki i założyłam koszulkę z krótkim rękawem o cielistym kolorze, a potem poszłam do kuchni się napić. Chwilę jeszcze mi zajęło zgarnięcie się do wyjścia, ale w końcu się udało. Wzięłam ze sobą tylko telefon i poszłam do pobliskiego parku.
Pogoda była wyjątkowo ładna. Słońce świeciło wysoko na niebie, które nie było przysłonięte żadną chmurką. Powietrze nie było ani zbyt gęste, ani wilgotne, a delikatny wietrzyk muskał moją skórę. Idealna pogoda. Ciepło, ale nie gorąco. Słonecznie, ale z wiatrem.
Idąc parkiem, zrywałam sobie liście z mniejszych drzew i układałam z nich piękny zielony bukiet. Z czasem zrobił się tak duży, że musiałam zostawić w spokoju okoliczną florę, bo zabrakłoby mi rąk. Nie pozbyłam się jednak tego, co już uzbierałam.
Kiedy upadł mi jeden z liści, schyliłam się, aby go podnieść, ale kiedy tylko wstałam, zostałam potrącona i wszystko to, co uzbierałam, wylądowało na betonowym chodniku. Spojrzałam na chłopaka, który był sprawcą mojego małego nieszczęścia, ale on tylko powiedział "sorry" i poszedł dalej. Nie zdążyłam mu się nawet dobrze przyjrzeć. Zauważyłam tylko, że miał brązowe włosy, był dosyć wysoki i posiadał piorunująco niebieskie oczy.
Nie chciało mi się ponownie zbierać liści. Stwierdziłam, że i tak mi je ktoś wytrąci albo będę musiała sama je wyrzucić, wracając.
Szłam jeszcze kawałek przed siebie, a potem zdecydowałam zawrócić do domu. Znudziło mi się spacerowanie. Może, gdybym wyszła z kimś, byłoby inaczej, ale w tamtej chwili nie miałam już ochoty na bezsensowną podróż przed siebie.
Szłam z powrotem w kierunku, z którego przyszłam, kiedy zobaczyłam Mayę i to w towarzystwie Harry'ego i tego kolesia, który wytrącił mi pęk liści.
Na chwilę się zatrzymałam, tracąc zdolność poruszania się na przód. Dlaczego Maya nie powiedziała mi, że zaprzyjaźniła się z Harrym? Dlaczego nie poinformowała mnie, że się spotykają? I czy to przez niego nie odbierała moich telefonów? Gdzie podział się Matt, kiedy jego dziewczyna spacerowała po parku z dwojgiem przystojnych chłopaków?
Maya pomachała mi, kiedy mnie zauważyła. Nie wydawała się zdenerwowana faktem, iż zastaję ją w dosyć dziwnej sytuacji. Jakby nie było nic dziwnego, że spaceruje z dwoma kolasami, a w tym z jednym, który wpadł mi w oko.
Cała trójka zaczęła iść w moim kierunku. Nie miałam odwagi, żeby się wycofać i uciec. Nie, na to miałam odwagę. Nie miałabym potem odwagi wytłumaczyć się z mojego zachowania Mayi. To by było żenujące, jeśli musiałabym jej powiedzieć, że po prostu nie mogłam patrzeć na nią i Harry'ego razem, zwłaszcza, że ona ma chłopaka, a znowu on nie jest mną w ogóle zainteresowany.
-Hej - przywitała mnie przyjaciółka, jednocześnie delikatnie przytulając.
-Hej - odparłam.
-Co tu robisz sama? - zapytała.
-Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałaś, więc wyszłam sama - wyjaśniłam pokrótce.
-Zostawiłam telefon w domu - powiedziała, a ja nie miałam pojęcia, czy to tylko wymówka, bo wypowiedziała zdanie zbyt szybko, abym mogła wyłapać gesty i emocje. - W ogóle, poznajcie się. Louis to jest Lilly, Lilly to Louis - przedstawiła mnie i bruneta sobie, a my podaliśmy sobie dłonie.
-Miło cię poznać - oznajmił.
-Ciebie również - odparłam, kątem oka skanując twarz Harry'ego, jednak jego mina nie wyrażała żadnych emocji. Miał dosłownie pokerową twarz. Nie wiedziałam, jak to interpretować.
-Louis to kolega Harry'ego. Przyjechał tutaj na resztę wakacji, bo piszą z Harrym jakieś piosenki dla ich zespołu - wyjaśniła mi szybko.
-A na czym grasz? - zapytałam. Nie byłam specjalnie zaciekawiona, próbowałam po prostu wydłużyć rozmowę z chłopakiem, żeby nie zacząć wrzeszczeć na Mayę jak opętana wariatka.
-Właściwie to jestem na wokalu - odparł. - Dzielimy się z chłopakami śpiewem, aczkolwiek każdy na czymś gra. Mnie sporadycznie zdarza się grywać na gitarze, jednak od tego jest Niall.
Harry odkaszlnął, jakby się czymś zadławił, ale ja zrozumiałam, o co mu chodzi. Chciał, żebym sobie poszła, bo moja obecność go irytowała, a przeciąganie rozmowy z jego kumplem chyba było wobec niego nie na miejscu. Poczułam się strasznie. Zażenowanie zjadało mnie od środka, więc zdecydowałam się zrobić to, o co niemo „poprosił” mnie chłopak o kręconych włosach.
-Rozumiem. To ja... ja już będę szła - powiedziałam i wyminęłam grupkę, nie dając im możliwości zatrzymania mnie lub chociażby pożegnania.
Przeszłam zaledwie kilka kroków pośpiesznym tempem, a potem zaczęłam biec. Nie zatrzymywałam się, dopóki nie znalazłam się za zakrętem, gdzie nie mogli mnie już widzieć. Wiem, jak idiotycznie musiało to wyglądać, ale nie potrafiłam się zachować inaczej. Nie chciałam już czuć na sobie jego wzroku - pozbawionego reszty sympatyczności względem mnie.
Usiadłam kawałek dalej na ławce, starając się powstrzymać łzy. Nie lubiłam nie być lubiana. Fakt faktem, w szkole nie byłam miss popularności i nawet niejednokrotnie ze mnie żartowano, ale odkąd zaczęłam nagrywać vlogi to mniej zwracałam na to uwagę. Od bardzo dawna nie poczułam się tak źle z tak błahego powodu.
Po czasie uspokoiłam się trochę i byłam nawet z siebie dumna, bo nie uroniłam ani jednej łzy.  Wróciłam wolnym krokiem do domu i zajęłam się czytaniem jakieś książki, którą ostatnio dostałam od mamy. Jednak nie mogłam się skupić. Czułam się dziwnie nieswojo i nie umiałam się po prostu pozbyć tego uczucia.  Musiałam popływać. Tylko woda sprawiała, że czułam się w pełni wolna, wyzwolona. Dryfowałam po jej gładkiej powierzchni, dzięki czemu miałam wrażenie, jakbym znalazła się wysoko w chmurach, gdzie wszystkie marzenia mogą się spełnić jedynie na wyciągnięcie ręki. W wodzie czułam się dobra, pewna siebie i lepsza. I tylko dlatego pływałam. Nie dla żadnych zwycięstw w zawodach, bo to tego się nie nadawałam. Szybkie pływanie nie sprawiało mi przyjemności. Musiałam poruszać się wolno, delikatnie i z gracją, jakby woda wokół mnie była rzeczywiście puszystymi obłokami, które widujemy codziennie na niebie.
Dlatego wstałam z kanapy i spakowałam plecak na basen. Szybko się zebrałam, a zaraz potem wyszłam. Po drodze na przystanek autobusowy wyłączyłam telefon, aby nikt nie mógł się do mnie dodzwonić. I tak by ze mną nie pogadał, skoro miałam pływać.
W drodze na basen zrozumiałam, że nie mogę dłużej udawać przed samą sobą, iż Harry mi się spodobał, jednak nie mogłam pozwolić, aby inni się zorientowali. Zakochanie jest słabością, bo robimy przez nie dziwne i głupie rzeczy, a ja nie mogę sobie pozwolić na szantaże i osłabienie pewności siebie, którą budowałam przez tyle czasu.

Maya
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak dobrze bawiłam - oznajmiłam chłopakowi, który uśmiechał się od ucha do ucha. Wyglądał zabójczo przystojnie i może nawet bym się nim zainteresowała, gdybym nie była tak rozbita psychicznie. Nie mogłam jednak z nikim o tym porozmawiać, po prostu nie mogłam. Musiałam to dusić w sobie. Musiałam zabić swoje nieszczęście dobrą zabawą. Musiałam wyprzeć ze świadomości to, co czułam. Bo tak trzeba. Nie mogłam się przecież nikomu żalić. Nie jestem słaba.
-Cieszę się, że za moją sprawą - powiedział i posłał mi ten swój diabelnie pociągający uśmiech, w którym naprawdę można się zakochać. Na dodatek w jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki, prawy trochę głębszy od lewego.
-To na pewno nie twoja zasługa, tylko moja! - Louis prosił się o chwilę mojej uwagi. Może nawet bym się nim zainteresowała, gdyby Harry nie olśnił mnie pierwszy swoim blaskiem.
W sumie, żaden nie mógł się i tak równać z Mattem, tak samo jak żadne uczucie względem tych chłopaków nigdy nie mogłoby się równać z tym, jakim darzyłam Matta. Niestety, bez wzajemności. Właśnie dlatego musieliśmy się rozstać.
-Was obu - powiedziałam, nie chcąc słuchać ich przedrzeźniania się. Przez przypomnienie sobie o Matt'cie straciłam swój dobry humor.
Nagle zadzwoniła komórka Louisa, więc chłopak odłączył się od nas na chwilę, żeby spokojnie porozmawiać. Ja i Harry cały czas szliśmy tym samym tempem, podczas gdy chłopak zdecydowanie zwolnił, dzięki czemu znalazł się kilkanaście kroków za nami.
-Wyglądasz dziś naprawdę ładnie - oznajmił nagle Harry, skanując mnie wzrokiem od góry do dołu.
Czułam, że lekko się zarumieniłam na ten niespodziewany komplement. Odwróciłam wzrok, aby nie mógł zobaczyć różowych placków na moich policzkach. To dziwne, że dzięki jednemu komplementowi zapomniałam na chwilę o Matt'cie i o tym, o czym myślałam.
-O właśnie, tylko częściej się uśmiechaj tak, jak teraz - powiedział. - Jesteś przygnębiona - czyli zauważył. Aż tak źle wyglądałam? Jasne, ja i Matt  rozstaliśmy się niedawno, ale powinnam być silna. Powinnam się już pozbierać. Miałam na to 6 dni.
-Nie - zaprzeczyłam, nie chcąc się wydać.
-Jesteś, przecież widzę. Coś się stało? - zapytał. - Mnie możesz powiedzieć.
-To nic takiego - zapewniłam go, choć czułam, że w ten sposób chciałam bardziej przekonać siebie, niż jego.
-Coś z Mattem? - perfekcyjnie odgadł.
-Nie ma już nic z Mattem - mruknęłam cicho, ale chłopak to usłyszał.
-Zerwaliście?
-Tak, chyba tak - powiedziałam. - Ale nie mów o tym nikomu. Nie ma z czego robić afery.
-W porządku, ale jednak jesteś smutna. Zrobił coś złego?
-Nie, właściwie nie. Po prostu brałam go mocno na poważnie i jak widać zupełnie niepotrzebnie, bo teraz przez to czuję się dwa razy gorzej - wyjaśniłam.
I wtedy Louis do nas dołączył. Schował telefon do kieszeni, po czym odgarnął swoje włosy do tyłu. Wydawał się lekko spięty, ale wiedziałam, że zamierza nam coś powiedzieć, dlatego nie odzywałam się. Zresztą miałam swoje problemy, nie miałam ochoty na czyjeś, zwłaszcza, że praktycznie nawet nie znałam Lou.
-Muszę się zwijać, problemy z ojcem - wyjaśnił szybko. Nie zrozumiałam, jednak nie musiałam, bo to miał być sygnał do Harry’ego, nie do mnie.
-Okej, trzymaj się i dzwoń w razie problemów - powiedział Harry, który wydał się naprawdę przejęty problemem kumpla. Musiał być zdecydowanie empatycznym człowiekiem.
-Jasne, dzięki. Pa, Maya - pożegnał się, a potem pobiegł przed siebie i zniknął za rogiem.
-Wiec? - zapytał Harry.
-Co? - nie zrozumiałam.
-Masz jakiś sposób, żeby pozbyć się go z głowy? - zadał pytanie.
-Chyba muszę poczekać. Ponoć czas leczy rany - powiedziałam, w duchu modląc się, aby to była prawda, bo w innym wypadku nie wiedziałam, czy będę mogła znieść ten ból. Choć wydawał się mniejszy po rozmowie z Harrym.
-Ja słyszałem, że na starą miłość najlepsza jest nowa - oznajmił.
-Co masz na myśli?
-Podobasz mi się - wypalił nagle.
Lilly miała rację, miała rację przez cały ten czas. Podobałam się Harry’emu, jednak ja tego nie zauważyłam. Wydawało mi się, że zainteresował się właśnie moją przyjaciółką, jednak nie. Byłam w niemałym szoku, choć zawsze byłam, kiedy jakiś chłopak wykazywał mną zainteresowanie. Taka już po prostu byłam. To się chyba nazywa skromność, choć dla mnie moje zaskoczenie ma trochę inne źródło...
-Harry, ja... - zaczęłam, ale nie wiedziałam, jak dokończyć zdanie. Chłopak wykorzystał okazję i pocałował mnie.
I wtedy to wszystko się zaczęło. Moje serce zaczęło bić strasznie szybko, a zieleń stała się moim ulubionym kolorem, gdy spojrzałam w jego szmaragdowe oczy, kiedy odsunęliśmy się od siebie po namiętnym pocałunku. Matt kompletnie wyleciał z mojej głowy, bo teraz był tylko Harry i liczył się właśnie ten moment. W głębi duszy wiedziałam, że, kiedy tylko ja i Harry się rozejdziemy, znów będę myślała o moim byłym, ale nie teraz. Teraz byłam skupiona tylko na tym chłopaku z bujną czupryną na głowie.
I wtedy wiedziałam, że Harry ma rację - na starą miłość najlepsza jest nowa. Gdybym teraz zaczęła być z tym chłopakiem, zapomniałabym o Mattcie, bo skupiłabym się na kimś innym. Nie jestem pewna tylko, czy wtedy mogłabym pokochać Harry’ego.
Nie chciałam wykorzystywać chłopaka do kojenia mojego bólu, ale wtedy on pocałował mnie znowu. Potem mówił mi same komplementy i uległam jego wdziękom.
Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi domu, a potem jeszcze raz pocałował w usta, pieczętując tym samym nasz nowy związek.

Lilly
Siedziałam już trzy dni w domu, ale jeszcze ani razu nie spotkałam się na dłużej z Mayą. Ciągle wymawiała się spotkaniami z chłopakami. Nie mówię, żeby się z nimi nie widywała, ale mogła mnie chociaż zaprosić, żebyśmy wyszli gdzieś we czwórkę. Przecież nie wiedziała, że ja i Harry się nie lubimy. Przynajmniej on mnie nie lubi.
I w sumie to było dziwne, bo potrafiła mnie zaprosić na swoją randkę z Mattem, a nie mogła mnie zabrać na spacer ze swoimi nowymi przyjaciółmi.
Ja niestety nie cieszyłam się zbyt licznym gronem znajomych, dlatego siedziałam w domu lub sporadycznie wychodziłam na spacery, licząc, że może gdzieś po drodze spotkam Mayę. Łudziłam się też, że może zadzwoni i w końcu się spotkamy, ale to nie miało chyba nigdy nastąpić.
Czwartego dnia też siedziałam w domu i wtedy przyszedł do mnie sms. Sięgnęłam po komórkę, aby odczytać wiadomość. Miałam nadzieję, że może w końcu Maya się odezwała, ale to był sms od nieznanego nadawcy. Chciałam go początkowo zignorować, bo pomyślałam, że to od sieci, jednak szereg cyfr wydał mi się zbyt długi jak na numer operatora. Odblokowałam klawiaturę i odczytałam wiadomość.
Nieznany numer: Robisz coś dzisiaj? xLouisx
Ja: Nic, siedzę w domu. Skąd masz mój numer?
Nieznany numer: Od Mayi. Masz może ochotę na spacer w towarzystwie przystojnego mężczyzny o cudownych niebieskich oczach? xoxo
Uśmiechnęłam się, widząc tego sms’a. Był albo bardzo pewny siebie, albo lubił żartować. Obstawiałam to drugie, ponieważ nie wydawał mi się zadufany w sobie, kiedy go poznałam.
Zapisałam numer, zanim zdecydowałam się odpowiedzieć na wiadomość chłopaka. Oczywiście zamierzałam z nim trochę pożartować. Żaden chłopak jeszcze nie pytał mnie, czy chcę się z nim gdzieś przejść, a skoro choć raz jakiś wykazał mną zainteresowanie, to nie mogłam przecież wyjść na sztywną.
Ja: A znasz takiego? :P
Louis: Widzę go codziennie, kiedy spoglądam w lustro. To jak? xx
Chciałam się zgodzić. Był przecież taki miły i zabawny. Poza tym mógł mi pomóc wybić sobie z głowy Harry’ego. Nie to, żebym miała zamiar go wykorzystać. Skąd! Chodziło o to, że... Po prostu chciałam czuć się wyjątkowa i dlatego wpoiłam sobie chłopaka o kręconych włosach. Wiele razy na krótko interesowałam się jakimś chłopakiem, by wydawało mi się, że zwrócił na mnie uwagę. A Louis naprawdę zwrócił na mnie uwagę, więc mogłam też spokojnie zainteresować się nim. Może mogłam być naprawdę szczęśliwa. Dlaczego miałabym rezygnować z takiej okazji? Harry przecież nie był żadnym powodem.
Ja: Kiedy?
Louis: Teraz? Zaraz?
Ja: Muszę się przyszykować.
Louis: Chodź w tym, w czym jesteś. Kobiety się tak długo szykują!
Ja: Aktualnie jestem jeszcze w piżamie i nie należę do tych kobiet. Za pół godziny w...?
Louis: Podaj adres to po ciebie podejdę. xx
Tak też zrobiłam. Wysłałam szybko Louisowi swój adres, a potem poszłam się przyszykować. Mogłam jednak poprosić o więcej czasu! Pierwszy raz spotykałam się z jakimś chłopakiem i wypadało wyglądać dobrze.
Biegiem ruszyłam do łazienki. Ogoliłam nogi oraz pod pachami, a potem poszłam się ubrać. Założyłam śliczną miętową sukienkę. Materiał był gładki i śliski, jednak na wierzch została nałożona cienka koronkowa warstwa w kwiaty. To była najlepsza kiecka, jaką posiadałam. I jedyna w tak dziewczęcym stylu. Zazwyczaj koronka była przeze mnie nazywana firanką, bądź obrusem, a ta... Ta mnie przyciągnęła tak mocno, że ją kupiłam. Bo była ładna i ładnie wyglądała na mnie. A ja musiałam dziś ładnie wyglądać dla Louisa.
Kiedy się ubrałam, skoczyłam do łazienki, aby zrobić delikatne czarne kreski eyelinerem i potraktować rzęsy tuszem. Nie zajęło mi to długo, właściwie wyrobiłam się pięć minut przed czasem. Założyłam swoje buty na wysokim obcasie i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam naprawdę ładnie, ale zawahałam się, czy te buty są dobrym pomysłem. Ostatnio, kiedy je założyłam, wywaliłam się przed kościołem, a zabicie się na nich przy Louisie byłoby strasznym wstydem. W końcu zdjęłam obcasy i zdecydowałam się  na czarne trampki za kostkę. Taki ubiór też dobrze się prezentował i nie groził moją rychłą śmiercią na oczach „przystojnego mężczyzny”.
Wróciłam do pokoju, aby spryskać się malinową mgiełka do ciała, a potem chwyciłam torebkę (w której był tylko portfel i telefon) i zeszłam na dół. Louis już na mnie czekał, opierając się o drzewo na przeciwko mojej klatki. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mnie dostrzegł, a ja odwzajemniłam ten gest.

5 komentarzy:

  1. Jej! Wreszcie przyznała się,że coś do niego czuję-to już jest połowa sukcesu,ale Harry?
    Zupełnie nie rozumiem jago zachowania,to znaczy rozumiem,ale on tak nie może robić! HELOŁŁ On ma być z Lilly! Jednak mówiąc szczerze, nadal nie znielubiłam Mayi. Jest mi za to strasznie jej żal i pewnie będzie z Harrym tylko dlatego by zapomnieć o byłym chłopaku..I może Harry się o tym dowie i pociesz się w ramionach Lily? Jestem za!
    Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się relacja między Lilly i Lou-niby teraz jest wszystko pięknie,ale znając ciebie-NAMIESZASZ jeszcze nie raz.

    Dawaj szybko kolejny rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się robić ciekawie :) Jestem trochę zawiedziona, że z May taka przyjaciółka, że nie zauważyła, ze Harry podoba się Lilly :( Ale cieszę się, że Louis do niej napisał :) Choć mam nadzieję, że nie okaże się, że na przykład Maya go o to poprosiła, żeby mieć więcej czasu dla Harry'ego i mniej wyrzutów sumienia względem Lilly. Niecierpliwie czekam na rozwinięcie wydarzeń <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Lilly jest zdecydowanie mniej denerwująca niż w ostatnim rozdziale, ale to, że uciekła przed Harrym jest… no co najmniej dziwne. Rozumiem, że nie czuła się dobrze w jego towarzystwie, bo chłopak wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie jest mile widziana, ale wmawiać sobie, że czuje na sobie jego nieprzychylne spojrzenie i zwiewać gdzie pieprz rośnie? Owszem, to, że chciała odejść, jest normalne, bo przecież po co się narzucać, ale żeby aż tak spanikować? Chyba nie do końca rozumiem zachowanie Lilly :P

    Z kolei Maya chyba też nie zachowała się całkiem w porządku.Chociaż wydaje mi się, że przy nowych znajomych nawet nie dostrzega, że zaniedbuje przyjaciółkę. Z drugiej strony przy ich przypadkowym spotkaniu, mogła się postarać, żeby Lilly czuła się lepiej w ich towarzystwie. Trochę się też zdziwiłam, że jej nie zatrzymała. Jestem ciekawa, co wyniknie z jej związku z Harrym (Lilly jednak miała rację :), bo skoro Maya nadal myśli o Mattcie, to raczej nic trwałego. Harry chyba też do końca nie wie, czego chce i na kogo się zdecydować, chyba, że Lilly zaprosił na kawę tylko z grzeczności. No i zastanawia mnie to, w jaki sposób Lilly dowie się o nowym chłopaku przyjaciółki.

    Cieszę się, że pojawił się Louis. Ciekawe, dlaczego Maya dała mu numer Lilly. Być może faktycznie zrobiło jej się głupio, że ją zaniedbuje? No i akcja się rozkręca, to świetnie :D

    Pozdrawiam,
    Niekonkretna

    OdpowiedzUsuń
  4. http://harry-styles-she-is-rebel.blogspot.com/

    Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. zajefajny rozdział i fajnie że pojawił się Louis może coś między Lilly i Louisem zaskrzy fajnie by było. :)

    OdpowiedzUsuń